W wersję, że Marcin P. wymyślił i przeprowadził samodzielnie całą akcję, po prostu nie wierzę
— mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Małgorzata Wassermann, poseł PiS, przewodnicząca sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.
Z Małgorzatą Wassermann rozmawiają Wojciech Biedroń i Marcin Fijołek.
wPolityce.pl: Za nami pierwsze miesiące pracy komisji ds. Amber Gold. Kilkanaście przesłuchań, wiele ciekawych wątków i dużo znaków zapytania. Czy po tym okresie, jako przewodnicząca komisji, ma Pani już jakiś obraz tego, co się w stało w sprawie tej afery?
Małgorzata Wassermann: Pewien obraz sobie kształtuję, tym bardziej, że czytam akta w sprawie nie tylko w zakresie wymiaru sprawiedliwości, ale i kolejnych obszarów, którymi zajmie się komisja. Mam swoją wizję tego, co się stało w sprawie afery Amber Gold, ale jest ona niemal wyłącznie oparta na podstawie akt. Ale jak Panowie wiedzą, zeznania przesłuchiwanych przed komisją wzbogacają moją wiedzę i spojrzenie na całą sprawę – dlatego nie chciałabym na tę chwilę nawet próbować sobie ułożyć całościowej wizji, jak to wyglądało i kto za tym stał.
Chciałam i chcę patrzeć na całą sprawę afery bez z góry założonej tezy.
CZYTAJ WIĘCEJ O PRACACH KOMISJI ŚLEDCZEJ
Zapytamy zatem inaczej – czy możemy pokusić się o pierwsze wnioski, kto albo co stało za Marcinem P.? Pieniądze? Władza? Urok osobisty? Jak mówił jeden z kuratorów, ujął tak wielu ludzi…
Naprawdę, jest za wcześnie na odpowiedź to pytanie. Mało tego powiem Panom uczciwie – jeśli komisji nie da się tego ustalić, to nie będziemy tego na siłę wskazywać we wnioskach.
Wskazujemy i będziemy wskazywać mechanizmy, jakie działały przy całej sprawie, ale jestem też świadoma, że może nam się nie udać, by wskazać personalnie, kto, kiedy i jak mocno pociągał za sznurki.
Dziś (wywiad przeprowadziliśmy 14 grudnia - dop. wP) po raz pierwszy usłyszeliśmy od przesłuchiwanego świadka, że ktoś – jego zdaniem – stał za całą aferą.
W wersję, że Marcin P. wymyślił i przeprowadził samodzielnie całą akcję, po prostu nie wierzę. Miał dziewięć wyroków – głównie za prymitywne, ordynarne oszustwa, za które szybko wpadał. Inna rzecz, że był za nie bardzo łagodnie karany, ale to już inna sprawa.
Jak długo przygotowywała się Pani do prac komisji?
Od kilku miesięcy nie robię nic innego poza czytaniem akt, regulaminów, kolejnych przepisów prawa. Musicie panowie wiedzieć, że nie jestem prokuratorem, więc nie byłam na bieżąco z każdą zmianą ustawy, nowelizowanych regulaminów. Musiałam sobie to wszystko przyswoić – to była ogromna praca.
Gdy przystępowałam do sprawy, to wiedziałam, że była taka afera i… tyle. Nie pochodzę z Gdańska, nie byłam wtedy w parlamencie, nie jestem prokuratorem. Mam zresztą wrażenie, że to pewien plus, bo przystąpiłam do całej sprawy bez z góry założonej tezy. Ale skoro pytają Panowie o zakres obowiązków, to przyznam, że ostatnie kilka tygodni jest bardzo ciężkie – rzadko wychodzę nawet do sklepu. W przyszłym roku pewnie nieco zwolnimy.
Zwolnimy?
Tak. Zostaliśmy powołani w lipcu, później dostaliśmy dokumenty, trzeba było je przeczytać, przyswoić je, przygotować się z wielu sektorów prawa. Nie było sensu rozpoczynać pracy, jeśli nie przeczyta się dokumentów. Będziemy musieli zwolnić, by przeczytać kolejne akta, by być przygotowanym. Poza tym, musicie panowie wiedzieć, że jest mnóstwo akt tajnych, w tym takie z klauzulami ściśle tajne. Nie czytałam ich.
Dlaczego?
Nie chciałam, by moja wiedza z akt jawnych wymieszała mi się z tą z akt niejawnych, bym niechcący nie ujawniła jakiejś tajemnicy. Po drugie, i tak świadkowie będą na posiedzeniach niejawnych. Czekamy też na akta z policji – tam jest kilka, kilkanaście sygnatur. Do tego dochodzi wątek np. ULC – już te akta, którymi dysponujemy świadczą o tym, że w urzędach skarbowych możemy mieć podobny obraz co przy prokuraturze.
Tempo jest zresztą takie, że jesteśmy u granic wytrzymałości. Dziś nie zdążyłam nawet zapytać, czy jeden z członków mojej bliskiej rodziny wyszedł ze szpitala.
Mówi Pani, że nie stawia przed komisją śledczą żadnej z góry założonej tezy, ale takie zarzuty nieustannie są wysuwane. Krótko mówiąc, praca posłów w tej sprawie ma być wyłącznie politycznym argumentem dla PiS – by uderzyć w poprzedni rząd.
Wiem, że takie oskarżenia były, są i będą wysuwane. Słyszałam, że chcemy zrobić show, dopaść Donalda Tuska, zemścić się… Ludzie, którzy to opowiadają po prostu nic o mnie nie wiedzą, nie znają mojej konstrukcji psychicznej. Nigdy tak nie pracowałam i nadal tak nie pracuję. Po drugie, myślę, że ci ludzie nie zastanawiają się nawet nad tym, co wypowiadają.
Robi Pani, co tylko może, by nie dać zaszufladkować pracy komisji śledczej, ale jest o to trudno, gdy wspomniany przez Panią Donald Tusk mówi wprost: to nagonka na mnie, pic na wodę, chodzi tylko o to, by mnie dopaść. Musi też Pani zdawać sobie sprawę z tego, że gdy dojdzie do przesłuchania Tuska przed komisją śledczą, to cała Pani praca zostanie sprowadzona do tego jednego momentu, do politycznego show.
Być może będzie z tego show, będę się starała, by był jak najmniejszy. Proszę nie zapominać, że to nie ja, ani Prawo i Sprawiedliwość pozwoliło na zatrudnienie syna w OLT, jednocześnie zatrudniając go w tym samym czasie na lotnisku. Bez głębszej analizy akt, kierując się zdrową logiką, można zapytać: jeśli jest dwóch partnerów, którzy ze sobą negocjują różne umowy, to czy lojalnie jest pracować po obu stronach? Nie zapominajmy też, Panowie - to nie ja złożyłam zeznania, które obciążały Michała Tuska.
Czy uważa Pani za normalne, że Prokurator Generalny rozmawia z Donaldem Tuskiem na temat jego syna?
Nie do końca. Pytam, gdzie był ten regulamin, na który się nieustannie powoływał. Regulamin sobie, praktyka sobie – tak to wyglądało. O czym rozmawiali? Prokurator Seremet twierdzi, że nie pamięta… Zobaczymy, jaki będzie stan pamięci Donalda Tuska.
Myśli Pani, że mogą być jakiekolwiek problemy z przyjściem Tuska na przesłuchanie? To już jest gdybanie. Mam nadzieję, że żadnych problemów nie będzie.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W wersję, że Marcin P. wymyślił i przeprowadził samodzielnie całą akcję, po prostu nie wierzę
— mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl Małgorzata Wassermann, poseł PiS, przewodnicząca sejmowej komisji śledczej ds. Amber Gold.
Z Małgorzatą Wassermann rozmawiają Wojciech Biedroń i Marcin Fijołek.
wPolityce.pl: Za nami pierwsze miesiące pracy komisji ds. Amber Gold. Kilkanaście przesłuchań, wiele ciekawych wątków i dużo znaków zapytania. Czy po tym okresie, jako przewodnicząca komisji, ma Pani już jakiś obraz tego, co się w stało w sprawie tej afery?
Małgorzata Wassermann: Pewien obraz sobie kształtuję, tym bardziej, że czytam akta w sprawie nie tylko w zakresie wymiaru sprawiedliwości, ale i kolejnych obszarów, którymi zajmie się komisja. Mam swoją wizję tego, co się stało w sprawie afery Amber Gold, ale jest ona niemal wyłącznie oparta na podstawie akt. Ale jak Panowie wiedzą, zeznania przesłuchiwanych przed komisją wzbogacają moją wiedzę i spojrzenie na całą sprawę – dlatego nie chciałabym na tę chwilę nawet próbować sobie ułożyć całościowej wizji, jak to wyglądało i kto za tym stał.
Chciałam i chcę patrzeć na całą sprawę afery bez z góry założonej tezy.
CZYTAJ WIĘCEJ O PRACACH KOMISJI ŚLEDCZEJ
Zapytamy zatem inaczej – czy możemy pokusić się o pierwsze wnioski, kto albo co stało za Marcinem P.? Pieniądze? Władza? Urok osobisty? Jak mówił jeden z kuratorów, ujął tak wielu ludzi…
Naprawdę, jest za wcześnie na odpowiedź to pytanie. Mało tego powiem Panom uczciwie – jeśli komisji nie da się tego ustalić, to nie będziemy tego na siłę wskazywać we wnioskach.
Wskazujemy i będziemy wskazywać mechanizmy, jakie działały przy całej sprawie, ale jestem też świadoma, że może nam się nie udać, by wskazać personalnie, kto, kiedy i jak mocno pociągał za sznurki.
Dziś (wywiad przeprowadziliśmy 14 grudnia - dop. wP) po raz pierwszy usłyszeliśmy od przesłuchiwanego świadka, że ktoś – jego zdaniem – stał za całą aferą.
W wersję, że Marcin P. wymyślił i przeprowadził samodzielnie całą akcję, po prostu nie wierzę. Miał dziewięć wyroków – głównie za prymitywne, ordynarne oszustwa, za które szybko wpadał. Inna rzecz, że był za nie bardzo łagodnie karany, ale to już inna sprawa.
Jak długo przygotowywała się Pani do prac komisji?
Od kilku miesięcy nie robię nic innego poza czytaniem akt, regulaminów, kolejnych przepisów prawa. Musicie panowie wiedzieć, że nie jestem prokuratorem, więc nie byłam na bieżąco z każdą zmianą ustawy, nowelizowanych regulaminów. Musiałam sobie to wszystko przyswoić – to była ogromna praca.
Gdy przystępowałam do sprawy, to wiedziałam, że była taka afera i… tyle. Nie pochodzę z Gdańska, nie byłam wtedy w parlamencie, nie jestem prokuratorem. Mam zresztą wrażenie, że to pewien plus, bo przystąpiłam do całej sprawy bez z góry założonej tezy. Ale skoro pytają Panowie o zakres obowiązków, to przyznam, że ostatnie kilka tygodni jest bardzo ciężkie – rzadko wychodzę nawet do sklepu. W przyszłym roku pewnie nieco zwolnimy.
Zwolnimy?
Tak. Zostaliśmy powołani w lipcu, później dostaliśmy dokumenty, trzeba było je przeczytać, przyswoić je, przygotować się z wielu sektorów prawa. Nie było sensu rozpoczynać pracy, jeśli nie przeczyta się dokumentów. Będziemy musieli zwolnić, by przeczytać kolejne akta, by być przygotowanym. Poza tym, musicie panowie wiedzieć, że jest mnóstwo akt tajnych, w tym takie z klauzulami ściśle tajne. Nie czytałam ich.
Dlaczego?
Nie chciałam, by moja wiedza z akt jawnych wymieszała mi się z tą z akt niejawnych, bym niechcący nie ujawniła jakiejś tajemnicy. Po drugie, i tak świadkowie będą na posiedzeniach niejawnych. Czekamy też na akta z policji – tam jest kilka, kilkanaście sygnatur. Do tego dochodzi wątek np. ULC – już te akta, którymi dysponujemy świadczą o tym, że w urzędach skarbowych możemy mieć podobny obraz co przy prokuraturze.
Tempo jest zresztą takie, że jesteśmy u granic wytrzymałości. Dziś nie zdążyłam nawet zapytać, czy jeden z członków mojej bliskiej rodziny wyszedł ze szpitala.
Mówi Pani, że nie stawia przed komisją śledczą żadnej z góry założonej tezy, ale takie zarzuty nieustannie są wysuwane. Krótko mówiąc, praca posłów w tej sprawie ma być wyłącznie politycznym argumentem dla PiS – by uderzyć w poprzedni rząd.
Wiem, że takie oskarżenia były, są i będą wysuwane. Słyszałam, że chcemy zrobić show, dopaść Donalda Tuska, zemścić się… Ludzie, którzy to opowiadają po prostu nic o mnie nie wiedzą, nie znają mojej konstrukcji psychicznej. Nigdy tak nie pracowałam i nadal tak nie pracuję. Po drugie, myślę, że ci ludzie nie zastanawiają się nawet nad tym, co wypowiadają.
Robi Pani, co tylko może, by nie dać zaszufladkować pracy komisji śledczej, ale jest o to trudno, gdy wspomniany przez Panią Donald Tusk mówi wprost: to nagonka na mnie, pic na wodę, chodzi tylko o to, by mnie dopaść. Musi też Pani zdawać sobie sprawę z tego, że gdy dojdzie do przesłuchania Tuska przed komisją śledczą, to cała Pani praca zostanie sprowadzona do tego jednego momentu, do politycznego show.
Być może będzie z tego show, będę się starała, by był jak najmniejszy. Proszę nie zapominać, że to nie ja, ani Prawo i Sprawiedliwość pozwoliło na zatrudnienie syna w OLT, jednocześnie zatrudniając go w tym samym czasie na lotnisku. Bez głębszej analizy akt, kierując się zdrową logiką, można zapytać: jeśli jest dwóch partnerów, którzy ze sobą negocjują różne umowy, to czy lojalnie jest pracować po obu stronach? Nie zapominajmy też, Panowie - to nie ja złożyłam zeznania, które obciążały Michała Tuska.
Czy uważa Pani za normalne, że Prokurator Generalny rozmawia z Donaldem Tuskiem na temat jego syna?
Nie do końca. Pytam, gdzie był ten regulamin, na który się nieustannie powoływał. Regulamin sobie, praktyka sobie – tak to wyglądało. O czym rozmawiali? Prokurator Seremet twierdzi, że nie pamięta… Zobaczymy, jaki będzie stan pamięci Donalda Tuska.
Myśli Pani, że mogą być jakiekolwiek problemy z przyjściem Tuska na przesłuchanie? To już jest gdybanie. Mam nadzieję, że żadnych problemów nie będzie.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320825-nasz-wywiad-wassermann-o-kulisach-prac-komisji-sledczej-nie-wierze-ze-marcin-p-przeprowadzil-samodzielnie-cala-akcje