Dostaje Pani sygnały od poszkodowanych w aferze Amber Gold, od tych, którzy stracili pieniądze? Jak oceniają pracę komisji?
Tak. Mam wrażenie, że praca naszej komisji to pierwsza satysfakcja od 2012 roku dla pokrzywdzonych. Co najmniej kilka osób dziennie pisze do mnie maile, opowiadając, jak wpłacili te pieniądze i że obserwują prace komisji. Staram się na większość listów odpisywać.
Ale postawcie się, Panowie, w ich sytuacji – przez lata słyszeliście, że wszystko jest załatwione i nie ma o czym mówić. Dziś słyszą, że jednak się mówi. Ale to również forma represji – ci, którzy chcieli zamieść sprawę pod dywan, muszą stawać przed komisją śledczą i opowiadać o kulisach sprawy.
Powiedziała Pani kiedyś do jednego z przesłuchiwanych przed komisją prokuratorów: „To, co powie Pan tutaj, będzie świadczyć o całej prokuraturze”. Bo jest trochę tak, że prokuratorzy przesłuchiwani przed komisją stają się symbolicznie przedstawicielami całej prokuratury.
Staram się podkreślać na przesłuchaniach, że sama również należę do środowiska prawniczego. I tak jak każdy adwokat, który wchodzi w konflikt z prawem, rzutuje na to, jak ja jestem oceniana, tak prokuratorzy muszą zrozumieć, że podobnie działa to w sytuacji, gdy chodzi o apelację gdańską.
Jest w Polsce wielu uczciwych prokuratorów i sędziów, ale przez takich ludzi są oceniani tak, a nie inaczej. Nie formułuję ocen prokuratorów jako całości, ale tych konkretnych, odpowiedzialnych, winnych. Chciałabym, by to mocno wybrzmiało. To również mój mały apel do Czytelników, widzów, obserwatorów: nie oceniajcie prokuratorów i sędziów wyłącznie przez pryzmat tych, którzy stawali przed komisją i którym mamy coś do zarzucenia.
Druga sprawa to kwestia oceny świadków stających przed komisją śledczą. Samo pojawienie się przed nią nie może, z góry oznaczać, że powinien być uznany jako osoba winna. Pojawili się świadkowie, których postawę oceniam pozytywnie. Tymczasem istnieje presja, która niepotrzebnie nadaje tym świadkom rys negatywny. Ten, którego przesłuchujemy, zawsze posiada wiedzę interesującą komisję, ale wiedza ta nie musi wskazywać na jakąś winę przesłuchiwanego. Odwołam się przy tym do postępowania pani prok. Małgorzaty Syguły. To prawda, że w trakcie postępowania dyscyplinarnego, nie ujawniła ona faktu, iż prokurator Borkowska przetrzymała akta. Ale nikt jej przecież w trakcie tego postępowania o ten fakt nie pytał. Trzeba mieć na uwadze pewien klimat, panujący ówcześnie w prokuraturze w Gdańsku: gdańscy prokuratorzy przesłuchiwani byli przez prokuratorów z tego samego miasta. Prokurator Syguła odpowiadała na pytania, ale nie chcę oceniać jej słów jedynie w kontekście negatywnym.
Wierzy Pani, gdy słyszy od prokuratorów, że nie było ręcznego sterowania prokuraturą za czasów Platformy?
Panowie, nie muszę w nic wierzyć. Praktyka wyglądała tak, że prokurator przychodził i rozmawiał z przełożonym, czy np. będzie stosowany areszt, poręczenie majątkowe lub inny środek. Bardzo rzadko dochodziło do sytuacji, by szeregowy prokurator podejmował takie decyzje samodzielnie. Zdarzało się, że jedni prokuratorzy prosili np. adwokata o 10 minut przerwy na telefon do szefa, a inni mówili wprost: muszę zapytać szefa.
Tylko, że prokuratorzy w sprawie Amber Gold nie wykonywali nawet poleceń sądów…
A kto prowadzi postępowanie? Sąd czy prokurator? To prokurator prowadzi postępowanie, a sąd może tylko korygować błędy.
To tak jak linia obrony prokuratorów, którzy twierdzą, że oczekiwali na opinię biegłego w sprawie Amber Gold. Zapominają oni jednak, że opinia była nieprzydatna, spalona już na samym początku. Mało tego. Nie zabezpieczono dokumentów, a potencjalny podejrzany sam decydował jakie dokumenty przyniesie śledczym. Wracając do prokurator Borkowskiej – wszyscy skupili się na bulwersującym fakcie, że przetrzymała akta. Pamiętajmy jednak, że dostała ona za zadanie ocenę całego postępowania. I co wyłapała po 2 latach? Fakt niesłusznego zawieszenia postępowania – najsłabszy zarzut, moim zdaniem, który tam występował.
Ciężko jednak mówić o odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratorów, skoro w postępowaniu dyscyplinarnym tak stawiano zarzuty, by nic z nich nie wyszło.
Więcej! Rzecznik Łejkowski na moje pytanie, czy gdyby zmienił zarzuty zgodnie z sugestią rzecznika Prokuratury Generalnej, to byłby inny efekt, odpowiedział, że jego zdaniem, niezależnie od tego, czy by to zmienił, efekt byłby taki sam.
Pewnie dlatego minister Ziobro tak bardzo chce zmienić kwestię postępowań dyscyplinarnych prowadzonym przeciwko prokuratorom.
Tak, tylko ja mam apel do innych prokuratorów: to nie jest tak, że my nie wiemy, iż oni są przeciążeni, bo doskonale wiemy, że są. Wiemy też jaki ogrom pracy mają do wykonania praz o tym, ze w tej pracy zdarzają się błędy. Tylko. że w przypadku Amber Gold mamy do czynienia ze skalą błędów nieprawdopodobną. Do tego dochodzi całkowita bierność kontrolujących i nieudolność postępowań dyscyplinarnych na wszystkich etapach. Reforma ministra Zbigniewa Ziobry nie ma na celu wyłapywania drobnych potknięć prokuratorów – one będą zdarzały się choćby ze względu na ogrom pracy, który mają prokuratorzy. Chodzi o to, by w tak skrajnych przypadkach z jakimi mieliśmy do czynienia w sprawie Amber Gold, niejawne postępowania dyscyplinarne, nie odbywały się w okręgu, w którym pracują prokuratorzy objęci danym postępowaniem dyscyplinarnym.
Zmieńmy temat. Czy miała Pani kiedykolwiek naciski ze strony kierownictwa klubu i partii w sprawie tego, jak prowadzić prace komisji?
Nie czuję takiej presji i nigdy jej nie było. Spotkałam się z oczekiwaniem przeprowadzenia uczciwej i rzetelnej komisji.
Jarosław Kaczyński nie rozmawiał z Panią o tym? Interesuje się pracami komisji śledczej?
Dał mi absolutnie wolną rękę – czasem mnie pyta o komisję śledczą, gdy mijamy się na korytarzu czy na posiedzeniu klubu. Pyta, czy są problemy, jak nam idzie.
Ostatni rok ujawnił konflikt środowisk prawniczych z rządem. Głównie w kwestii Trybunału Konstytucyjnego oraz reformy sądownictwa. Nie obawia się Pani, że obrany komisji śledczej staną się kolejnym powodem i frontem tej wojny?
Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie było, delikatnie mówiąc, ulubioną partią wymiaru sprawiedliwości. Jestem prawnikiem na pełnych prawach od 10 lat, wcześniej byłam aplikantem i praktykantem. To było tak naturalne dla środowiska w którym pracuję, że jestem związana z PiS, że oceniali mnie, po pewnym czasie, przez pryzmat tego co robię, a nie przez pryzmat środowiska politycznego, z którym byłam związana. Nigdy też nie spotkałam się z tym, by zaistniała sytuacja, w której z powodu politycznego ktoś mnie w środowisku prawniczym piętnował. Jeśli miałam rację i argumenty, to wygrywałam, jeśli nie – co zdarzało się rzadko (uśmiech) – przegrywałam.
A nie obawia się pani, że z powodu wojny z wpływowym środowiskiem prawniczym, spadną notowania rządu i partii?
Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Zdaję sobie sprawę, jaka jest sytuacja, ale jest wielu prawników, którzy nam kibicują. Inna sprawa, że nie wszyscy prawnicy chcą się do tego przyznać, gdyż wielu prawników poddanych jest presji środowiskowej.
Wielu polityków rozpoczynali swoje błyskotliwe kariery właśnie w komisji śledczej. A jak z Pani ambicjami politycznymi?
Moja decyzja, by w tych wyborach przyjąć zaproszenie na listy PiS była przeze mnie bardzo dobrze przemyślana. Wiedziałam, czułam, że jeśli nie teraz, to nigdy nie odsuniemy szkodliwego rządu Platformy Obywatelskiej. Piąty wynik wyborczy w kraju sprawił, że trochę się do tego przyczyniłam.
Moja decyzja nie była łatwa, proszę mi wierzyć, że miałam udane życie, także zawodowe. Nie uskarżam się, ale traktuję swoją pracę w Sejmie jako ciężki obowiązek. Pierwszy krok został osiągnięty – rząd Platformy to dziś historia. Teraz robię, co w mojej mocy, by pokazać, że komisja działa w sposób spokojny, merytoryczny. W komisji pracujemy bardzo ciężko, chociaż nie uskarżamy się na to, wiedząc z jak ogromną materią mamy do czynienia. Na szczęście koledzy z klubu to rozumieją i starają się, jak tylko mogą, by mnie i innych członków komisji odciążyć w innych obowiązkach partyjnych.
Ucieka nam Pani trochę z odpowiedzią o ambicje.
Bo nie mam ich w takim rozumieniu, o jaki Panowie pytają. Traktuję siebie i swoją pracę jako element większej układanki, nie prowadzę własnej gry. Myślę, że ten rok jasno pokazał, że nie mam takiego nastawienia. Rzadko chodzę do mediów, skupiam się na merytorycznej pracy w komisji śledczej…
Pytamy, bo jeszcze przy formowaniu rządu mówiło się o Pani jako kandydatce do Ministerstwa Sprawiedliwości. A komisja śledcza ds. Amber Gold kiedyś się skończy…
Powtórzę - nie mam ambicji jako Małgorzata Wassermann – mam ambicję, by zmieniać Polskę na lepsze, jestem całym sercem z rządem PiS i w ramach tej grupy mam ambicję, by się nam udało.
I nie przyjdzie kiedyś dzień, że wejdzie Pani do rządu, przejmie bardziej odpowiedzialne stanowisko?
Chcą Panowie mi powiedzieć, że mam pracować w takim tempie przez cały czas? (śmiech) Nie jestem pozbawiona ambicji, ale czuję się dobrze w tym miejscu, w którym jestem. A teraz przepraszam, Panowie, ale sami słyszycie, że rozpoczynają się głosowania, zaraz będę tysiąc złotych w plecy. (śmiech)
Rozmawiali Wojciech Biedroń i Marcin Fijołek
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dostaje Pani sygnały od poszkodowanych w aferze Amber Gold, od tych, którzy stracili pieniądze? Jak oceniają pracę komisji?
Tak. Mam wrażenie, że praca naszej komisji to pierwsza satysfakcja od 2012 roku dla pokrzywdzonych. Co najmniej kilka osób dziennie pisze do mnie maile, opowiadając, jak wpłacili te pieniądze i że obserwują prace komisji. Staram się na większość listów odpisywać.
Ale postawcie się, Panowie, w ich sytuacji – przez lata słyszeliście, że wszystko jest załatwione i nie ma o czym mówić. Dziś słyszą, że jednak się mówi. Ale to również forma represji – ci, którzy chcieli zamieść sprawę pod dywan, muszą stawać przed komisją śledczą i opowiadać o kulisach sprawy.
Powiedziała Pani kiedyś do jednego z przesłuchiwanych przed komisją prokuratorów: „To, co powie Pan tutaj, będzie świadczyć o całej prokuraturze”. Bo jest trochę tak, że prokuratorzy przesłuchiwani przed komisją stają się symbolicznie przedstawicielami całej prokuratury.
Staram się podkreślać na przesłuchaniach, że sama również należę do środowiska prawniczego. I tak jak każdy adwokat, który wchodzi w konflikt z prawem, rzutuje na to, jak ja jestem oceniana, tak prokuratorzy muszą zrozumieć, że podobnie działa to w sytuacji, gdy chodzi o apelację gdańską.
Jest w Polsce wielu uczciwych prokuratorów i sędziów, ale przez takich ludzi są oceniani tak, a nie inaczej. Nie formułuję ocen prokuratorów jako całości, ale tych konkretnych, odpowiedzialnych, winnych. Chciałabym, by to mocno wybrzmiało. To również mój mały apel do Czytelników, widzów, obserwatorów: nie oceniajcie prokuratorów i sędziów wyłącznie przez pryzmat tych, którzy stawali przed komisją i którym mamy coś do zarzucenia.
Druga sprawa to kwestia oceny świadków stających przed komisją śledczą. Samo pojawienie się przed nią nie może, z góry oznaczać, że powinien być uznany jako osoba winna. Pojawili się świadkowie, których postawę oceniam pozytywnie. Tymczasem istnieje presja, która niepotrzebnie nadaje tym świadkom rys negatywny. Ten, którego przesłuchujemy, zawsze posiada wiedzę interesującą komisję, ale wiedza ta nie musi wskazywać na jakąś winę przesłuchiwanego. Odwołam się przy tym do postępowania pani prok. Małgorzaty Syguły. To prawda, że w trakcie postępowania dyscyplinarnego, nie ujawniła ona faktu, iż prokurator Borkowska przetrzymała akta. Ale nikt jej przecież w trakcie tego postępowania o ten fakt nie pytał. Trzeba mieć na uwadze pewien klimat, panujący ówcześnie w prokuraturze w Gdańsku: gdańscy prokuratorzy przesłuchiwani byli przez prokuratorów z tego samego miasta. Prokurator Syguła odpowiadała na pytania, ale nie chcę oceniać jej słów jedynie w kontekście negatywnym.
Wierzy Pani, gdy słyszy od prokuratorów, że nie było ręcznego sterowania prokuraturą za czasów Platformy?
Panowie, nie muszę w nic wierzyć. Praktyka wyglądała tak, że prokurator przychodził i rozmawiał z przełożonym, czy np. będzie stosowany areszt, poręczenie majątkowe lub inny środek. Bardzo rzadko dochodziło do sytuacji, by szeregowy prokurator podejmował takie decyzje samodzielnie. Zdarzało się, że jedni prokuratorzy prosili np. adwokata o 10 minut przerwy na telefon do szefa, a inni mówili wprost: muszę zapytać szefa.
Tylko, że prokuratorzy w sprawie Amber Gold nie wykonywali nawet poleceń sądów…
A kto prowadzi postępowanie? Sąd czy prokurator? To prokurator prowadzi postępowanie, a sąd może tylko korygować błędy.
To tak jak linia obrony prokuratorów, którzy twierdzą, że oczekiwali na opinię biegłego w sprawie Amber Gold. Zapominają oni jednak, że opinia była nieprzydatna, spalona już na samym początku. Mało tego. Nie zabezpieczono dokumentów, a potencjalny podejrzany sam decydował jakie dokumenty przyniesie śledczym. Wracając do prokurator Borkowskiej – wszyscy skupili się na bulwersującym fakcie, że przetrzymała akta. Pamiętajmy jednak, że dostała ona za zadanie ocenę całego postępowania. I co wyłapała po 2 latach? Fakt niesłusznego zawieszenia postępowania – najsłabszy zarzut, moim zdaniem, który tam występował.
Ciężko jednak mówić o odpowiedzialności dyscyplinarnej prokuratorów, skoro w postępowaniu dyscyplinarnym tak stawiano zarzuty, by nic z nich nie wyszło.
Więcej! Rzecznik Łejkowski na moje pytanie, czy gdyby zmienił zarzuty zgodnie z sugestią rzecznika Prokuratury Generalnej, to byłby inny efekt, odpowiedział, że jego zdaniem, niezależnie od tego, czy by to zmienił, efekt byłby taki sam.
Pewnie dlatego minister Ziobro tak bardzo chce zmienić kwestię postępowań dyscyplinarnych prowadzonym przeciwko prokuratorom.
Tak, tylko ja mam apel do innych prokuratorów: to nie jest tak, że my nie wiemy, iż oni są przeciążeni, bo doskonale wiemy, że są. Wiemy też jaki ogrom pracy mają do wykonania praz o tym, ze w tej pracy zdarzają się błędy. Tylko. że w przypadku Amber Gold mamy do czynienia ze skalą błędów nieprawdopodobną. Do tego dochodzi całkowita bierność kontrolujących i nieudolność postępowań dyscyplinarnych na wszystkich etapach. Reforma ministra Zbigniewa Ziobry nie ma na celu wyłapywania drobnych potknięć prokuratorów – one będą zdarzały się choćby ze względu na ogrom pracy, który mają prokuratorzy. Chodzi o to, by w tak skrajnych przypadkach z jakimi mieliśmy do czynienia w sprawie Amber Gold, niejawne postępowania dyscyplinarne, nie odbywały się w okręgu, w którym pracują prokuratorzy objęci danym postępowaniem dyscyplinarnym.
Zmieńmy temat. Czy miała Pani kiedykolwiek naciski ze strony kierownictwa klubu i partii w sprawie tego, jak prowadzić prace komisji?
Nie czuję takiej presji i nigdy jej nie było. Spotkałam się z oczekiwaniem przeprowadzenia uczciwej i rzetelnej komisji.
Jarosław Kaczyński nie rozmawiał z Panią o tym? Interesuje się pracami komisji śledczej?
Dał mi absolutnie wolną rękę – czasem mnie pyta o komisję śledczą, gdy mijamy się na korytarzu czy na posiedzeniu klubu. Pyta, czy są problemy, jak nam idzie.
Ostatni rok ujawnił konflikt środowisk prawniczych z rządem. Głównie w kwestii Trybunału Konstytucyjnego oraz reformy sądownictwa. Nie obawia się Pani, że obrany komisji śledczej staną się kolejnym powodem i frontem tej wojny?
Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie było, delikatnie mówiąc, ulubioną partią wymiaru sprawiedliwości. Jestem prawnikiem na pełnych prawach od 10 lat, wcześniej byłam aplikantem i praktykantem. To było tak naturalne dla środowiska w którym pracuję, że jestem związana z PiS, że oceniali mnie, po pewnym czasie, przez pryzmat tego co robię, a nie przez pryzmat środowiska politycznego, z którym byłam związana. Nigdy też nie spotkałam się z tym, by zaistniała sytuacja, w której z powodu politycznego ktoś mnie w środowisku prawniczym piętnował. Jeśli miałam rację i argumenty, to wygrywałam, jeśli nie – co zdarzało się rzadko (uśmiech) – przegrywałam.
A nie obawia się pani, że z powodu wojny z wpływowym środowiskiem prawniczym, spadną notowania rządu i partii?
Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Zdaję sobie sprawę, jaka jest sytuacja, ale jest wielu prawników, którzy nam kibicują. Inna sprawa, że nie wszyscy prawnicy chcą się do tego przyznać, gdyż wielu prawników poddanych jest presji środowiskowej.
Wielu polityków rozpoczynali swoje błyskotliwe kariery właśnie w komisji śledczej. A jak z Pani ambicjami politycznymi?
Moja decyzja, by w tych wyborach przyjąć zaproszenie na listy PiS była przeze mnie bardzo dobrze przemyślana. Wiedziałam, czułam, że jeśli nie teraz, to nigdy nie odsuniemy szkodliwego rządu Platformy Obywatelskiej. Piąty wynik wyborczy w kraju sprawił, że trochę się do tego przyczyniłam.
Moja decyzja nie była łatwa, proszę mi wierzyć, że miałam udane życie, także zawodowe. Nie uskarżam się, ale traktuję swoją pracę w Sejmie jako ciężki obowiązek. Pierwszy krok został osiągnięty – rząd Platformy to dziś historia. Teraz robię, co w mojej mocy, by pokazać, że komisja działa w sposób spokojny, merytoryczny. W komisji pracujemy bardzo ciężko, chociaż nie uskarżamy się na to, wiedząc z jak ogromną materią mamy do czynienia. Na szczęście koledzy z klubu to rozumieją i starają się, jak tylko mogą, by mnie i innych członków komisji odciążyć w innych obowiązkach partyjnych.
Ucieka nam Pani trochę z odpowiedzią o ambicje.
Bo nie mam ich w takim rozumieniu, o jaki Panowie pytają. Traktuję siebie i swoją pracę jako element większej układanki, nie prowadzę własnej gry. Myślę, że ten rok jasno pokazał, że nie mam takiego nastawienia. Rzadko chodzę do mediów, skupiam się na merytorycznej pracy w komisji śledczej…
Pytamy, bo jeszcze przy formowaniu rządu mówiło się o Pani jako kandydatce do Ministerstwa Sprawiedliwości. A komisja śledcza ds. Amber Gold kiedyś się skończy…
Powtórzę - nie mam ambicji jako Małgorzata Wassermann – mam ambicję, by zmieniać Polskę na lepsze, jestem całym sercem z rządem PiS i w ramach tej grupy mam ambicję, by się nam udało.
I nie przyjdzie kiedyś dzień, że wejdzie Pani do rządu, przejmie bardziej odpowiedzialne stanowisko?
Chcą Panowie mi powiedzieć, że mam pracować w takim tempie przez cały czas? (śmiech) Nie jestem pozbawiona ambicji, ale czuję się dobrze w tym miejscu, w którym jestem. A teraz przepraszam, Panowie, ale sami słyszycie, że rozpoczynają się głosowania, zaraz będę tysiąc złotych w plecy. (śmiech)
Rozmawiali Wojciech Biedroń i Marcin Fijołek
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/320825-nasz-wywiad-wassermann-o-kulisach-prac-komisji-sledczej-nie-wierze-ze-marcin-p-przeprowadzil-samodzielnie-cala-akcje?strona=3