Kto wymyślił euroarmię? Z pewnością jej pomysłodawcą nie był prezydent Lech Kaczyński, który w 2007 r. wysunął ideę utworzenia 100 tys. europejskich sił zbrojnych. Nie był nim również prezydent Francji Nicolas Sarkozy, niby ich zwolennik, ale bez przesady. Największymi adherentami ponadnarodowej armii byli Niemcy, ale bynajmniej nie z tych samych przyczyn, co nasz śp. prezydent, a wręcz odwrotnie…
Można rzec, idea euroarmii jest stara jak Unia Europejska, a właściwie jeszcze starsza. Pierwszy plan zachodnioeuropejskiego paktu obronnego pojawił się już kilka lat po wojnie i upadł dokładnie w 1954 r. Powodem był sprzeciw Francji, która wolała nie dawać Niemcom broni do ręki. Gwoli ścisłości, powstał wtedy i istniał aż do formalnego rozwiązania w 2010 r. dziwaczny twór o nazwie Unia Zachodnioeuropejska (UZE). Była to międzynarodowa organizacja o charakterze wojskowym, w której skład wchodziło w fazie końcowej 10 państw i - wedle obowiązującej terminologii – 18 „członków stowarzyszonych”, „partnerów stowarzyszonych” oraz „obserwatorów”. W założeniu UZE miała być „ramieniem zbrojnym wspólnoty”. W 90. latach powstał nawet Eurokorpus w sile niespełna 50 tys. żołnierzy, utworzony przez 5 tzw. państw ramowych, jednakże Western European Union nie miała żadnej zdolności operacyjnej, żadnego poważniejszego znaczenia militarnego, czy politycznego, opierała się więc na… NATO i stała się przybudówką sojuszu.
Co wymowne, do Eurokorpusu, w którym dominowali Niemcy i Francuzi, stanowiący aż ponad dwie trzecie mundurowych, nie weszła Wielka Brytania. Francusko-niemieckie zbliżenie nie wynikało z nagłego przypływu sympatii. Ci pierwsi chcieli dla własnego i europejskiego bezpieczeństwa jak najmocniej wpleść swych odwiecznych wrogów w struktury europejskie, ci drudzy zaś zyskać na znaczeniu w Europie. Co prawda w międzyczasie przebąkiwano w rożnych krajach wspólnoty o potrzebie koordynacji polityki bezpieczeństwa, nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż poszczególne rządy obawiały się utraty choćby części politycznej suwerenności. Pomysł euroarmii odgrzany został w bardziej konkretnej formie dopiero na szczycie UE w Amsterdamie, ale i wówczas skończyło się na niczym, i tym razem z powodu sprzeciwu Brytyjczyków.
Wypróbowany sojusznik USA, były premier Tony Blair niby przejawił zainteresowanie europejskim sojuszem obronnym, lecz to z kolei wynikało z obaw, by Francja i Niemcy nie urosły w siłę i nie zaczęły odgrywać wiodącej roli na naszym kontynencie. Niezależnie od francusko-niemieckich planów rząd w Londynie przedstawił tzw. strategiczną Białą Księgę, której współautorem był eksminister obrony i sekretarz generalny NATO George Robertson. W tym 60 stronicowym opracowaniu uwzględniono zmiany polityczne w Europie po 1989 r. i wytyczono kierunki modernizacji strukturalnej, technicznej, oraz nowe zasady finansowania wojska. Główną przesłanką było dostosowanie Królewskich Sił Zbrojnych do działań interwencyjnych na obcym terenie. W nowym budżecie obronnym zarezerwowano pieniądze m.in. na zakup lotniskowców, samolotów Eurofighter i rakiet nowej generacji.
Zjednoczone Królestwo stawiało na siebie, a równocześnie nie chciało w żadnej mierze podważać sojuszu transatlantyckiego. A do tego właśnie zmierzała polityka Francji i Niemiec. Chęć uwolnienia się Paryża i Berlina od - jak określano w obu stolicach za rządów prezydenta Jacques’a Chiraca i kanclerza Gerharda Schrödera - „sobiepaństwa USA” znalazła wyraz w nowej, unijnej koncepcji Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obronnej (WEPBiO). Jedynie aktywnej postawie brytyjskiego ekspremiera Tony Blaira można zawdzięczać, że ów dokument nie był jawnie antyamerykański. Sformułowana pod koniec 2003 r. tzw. strategia Javiera Solany określała zagrożenia dla europejskiego bezpieczeństwa, wyznaczała cele wspólnej polityki i miała być fundamentem pod budowę przyszłej euroarmii. Jak uzasadniał jej twórca, różnica w stosunku do strategii USA miała polegać na tym, że Waszyngton jakoby przedkładał działania jednostronne i wyprzedzające, a Bruksela działania wielostronne i dyplomację prewencyjną. Nieco później powołano Europejską Agencję Obrony, której docelowym zadaniem miało być ujednolicenie europejskiego rynku zbrojeniowego. Postanowiono też o stworzeniu korpusu sił szybkiego reagowania, zwanego na wyrost zaczynem euroarmii - mieszanych grup bojowych, wystawianych w systemie rotacyjnym. Grupy te miały działać tam i wtedy, gdzie NATO nie chciało lub nie mogło. Jednym zdaniem, cuda na kiju, przynajmniej w teorii.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Kto wymyślił euroarmię? Z pewnością jej pomysłodawcą nie był prezydent Lech Kaczyński, który w 2007 r. wysunął ideę utworzenia 100 tys. europejskich sił zbrojnych. Nie był nim również prezydent Francji Nicolas Sarkozy, niby ich zwolennik, ale bez przesady. Największymi adherentami ponadnarodowej armii byli Niemcy, ale bynajmniej nie z tych samych przyczyn, co nasz śp. prezydent, a wręcz odwrotnie…
Można rzec, idea euroarmii jest stara jak Unia Europejska, a właściwie jeszcze starsza. Pierwszy plan zachodnioeuropejskiego paktu obronnego pojawił się już kilka lat po wojnie i upadł dokładnie w 1954 r. Powodem był sprzeciw Francji, która wolała nie dawać Niemcom broni do ręki. Gwoli ścisłości, powstał wtedy i istniał aż do formalnego rozwiązania w 2010 r. dziwaczny twór o nazwie Unia Zachodnioeuropejska (UZE). Była to międzynarodowa organizacja o charakterze wojskowym, w której skład wchodziło w fazie końcowej 10 państw i - wedle obowiązującej terminologii – 18 „członków stowarzyszonych”, „partnerów stowarzyszonych” oraz „obserwatorów”. W założeniu UZE miała być „ramieniem zbrojnym wspólnoty”. W 90. latach powstał nawet Eurokorpus w sile niespełna 50 tys. żołnierzy, utworzony przez 5 tzw. państw ramowych, jednakże Western European Union nie miała żadnej zdolności operacyjnej, żadnego poważniejszego znaczenia militarnego, czy politycznego, opierała się więc na… NATO i stała się przybudówką sojuszu.
Co wymowne, do Eurokorpusu, w którym dominowali Niemcy i Francuzi, stanowiący aż ponad dwie trzecie mundurowych, nie weszła Wielka Brytania. Francusko-niemieckie zbliżenie nie wynikało z nagłego przypływu sympatii. Ci pierwsi chcieli dla własnego i europejskiego bezpieczeństwa jak najmocniej wpleść swych odwiecznych wrogów w struktury europejskie, ci drudzy zaś zyskać na znaczeniu w Europie. Co prawda w międzyczasie przebąkiwano w rożnych krajach wspólnoty o potrzebie koordynacji polityki bezpieczeństwa, nie miało to jednak większego znaczenia, gdyż poszczególne rządy obawiały się utraty choćby części politycznej suwerenności. Pomysł euroarmii odgrzany został w bardziej konkretnej formie dopiero na szczycie UE w Amsterdamie, ale i wówczas skończyło się na niczym, i tym razem z powodu sprzeciwu Brytyjczyków.
Wypróbowany sojusznik USA, były premier Tony Blair niby przejawił zainteresowanie europejskim sojuszem obronnym, lecz to z kolei wynikało z obaw, by Francja i Niemcy nie urosły w siłę i nie zaczęły odgrywać wiodącej roli na naszym kontynencie. Niezależnie od francusko-niemieckich planów rząd w Londynie przedstawił tzw. strategiczną Białą Księgę, której współautorem był eksminister obrony i sekretarz generalny NATO George Robertson. W tym 60 stronicowym opracowaniu uwzględniono zmiany polityczne w Europie po 1989 r. i wytyczono kierunki modernizacji strukturalnej, technicznej, oraz nowe zasady finansowania wojska. Główną przesłanką było dostosowanie Królewskich Sił Zbrojnych do działań interwencyjnych na obcym terenie. W nowym budżecie obronnym zarezerwowano pieniądze m.in. na zakup lotniskowców, samolotów Eurofighter i rakiet nowej generacji.
Zjednoczone Królestwo stawiało na siebie, a równocześnie nie chciało w żadnej mierze podważać sojuszu transatlantyckiego. A do tego właśnie zmierzała polityka Francji i Niemiec. Chęć uwolnienia się Paryża i Berlina od - jak określano w obu stolicach za rządów prezydenta Jacques’a Chiraca i kanclerza Gerharda Schrödera - „sobiepaństwa USA” znalazła wyraz w nowej, unijnej koncepcji Europejskiej Polityki Bezpieczeństwa i Obronnej (WEPBiO). Jedynie aktywnej postawie brytyjskiego ekspremiera Tony Blaira można zawdzięczać, że ów dokument nie był jawnie antyamerykański. Sformułowana pod koniec 2003 r. tzw. strategia Javiera Solany określała zagrożenia dla europejskiego bezpieczeństwa, wyznaczała cele wspólnej polityki i miała być fundamentem pod budowę przyszłej euroarmii. Jak uzasadniał jej twórca, różnica w stosunku do strategii USA miała polegać na tym, że Waszyngton jakoby przedkładał działania jednostronne i wyprzedzające, a Bruksela działania wielostronne i dyplomację prewencyjną. Nieco później powołano Europejską Agencję Obrony, której docelowym zadaniem miało być ujednolicenie europejskiego rynku zbrojeniowego. Postanowiono też o stworzeniu korpusu sił szybkiego reagowania, zwanego na wyrost zaczynem euroarmii - mieszanych grup bojowych, wystawianych w systemie rotacyjnym. Grupy te miały działać tam i wtedy, gdzie NATO nie chciało lub nie mogło. Jednym zdaniem, cuda na kiju, przynajmniej w teorii.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/307073-duch-euroarmii-czyli-jak-zdestabilizowac-nato-i-stworzyc-formacje-wojskowa-z-ograniczona-odpowiedzialnoscia-i-sloma-w-lufie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.