NASZ WYWIAD. Ekspert NCSS przed szczytem NATO: "Zachód nie docenił Federacji Rosyjskiej i musi nadrabiać zaległości z ostatnich lat"

fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

A tę wolę widać?

Z pewnością mamy do czynienia z nieco bardziej realnym osądem poczynań Kremla. Z polskiego punktu widzenia to trend bardzo korzystny. W 2013 i 2014 r. maski spadły, dzięki czemu dość trudno będzie Władimirowi Putinowi w przewidywanej przyszłości przekonać Zachód, że jest w pełni racjonalnym graczem na arenie międzynarodowej. Oczywiście, w ważnych stolicach państw NATO-wskich będą się pojawiały próby znormalizowania stosunków – zarówno na niwie politycznej, jak i gospodarczej. Mogą się one okazać skuteczne, nawet jeśli Kreml nadal nie będzie w pełni implementował swojej części tzw. porozumień mińskich. Jeśli jednak chodzi o sferę psychologiczną, to trudno nie odnieść wrażenia, że Putin w oczach przywódców zachodnich posunął się o jeden krok za daleko. Tym niemniej państwa takie jak Włochy, Francja, Holandia czy chociażby bliskie nam kraje Grupy Wyszehradzkiej mają swoje interesy, które jeśli chodzi o relację z Rosją nie do końca pokrywają się ze stanowiskiem Warszawy. W tym kontekście cieszyć musi dość twarde i pryncypialne stanowisko Kanclerz Angeli Merkel.

Putin próbuje udowadniać swoją racjonalność chociażby angażując się w wojnę w Syrii. Pokazuje Zachodowi, że walczy z jego wrogiem.

Trafił pan w sedno problemu. Istnieje dosyć poważna dychotomia pomiędzy nami - szeroko rozumianą wschodnią flanką NATO - a innymi członkami sojuszu, którzy mają swoje interesy w skali ponadregionalnej, a nawet światowej. Wśród naszych zachodnich partnerów panuje dość powszechne przekonanie, że Putin jest antydemokratą, który nie podziela zachodnich i liberalnych wartości, lecz mimo wszystko wciąż jest potrzebny w rozwiązywaniu najbardziej palących światowych problemów, jest częścią ich rozwiązania. My z kolei Federację Rosyjską definiujemy jako, który te problemy tworzy. Niestety na horyzoncie nie widać większych możliwości znalezienia punktów wspólnych w omawianej sferze. Oznacza to, że prezentowana dychotomia raczej nie jest do przezwyciężenia w najbliższej przyszłości.

Rosjanie próbują kreować się jako ci, którzy walczą z globalnym terroryzmem.

Federacja Rosyjska podejmuje szereg działań mających na celu wytworzenie takiego wrażenia, posiadając bardzo sprawne i świetnie działające media oraz cały aparat propagandowy. Siła ich oddziaływania jest tym większa, że są to media nie tylko anglojęzyczne, ale też te nadające po niemiecku czy arabsku. Tam Kreml przedstawia swój punkt widzenia dotyczący najważniejszych kwestii międzynarodowych, włączając w to także zafałszowywanie swoich aktywności, roli i skali zaangażowania w Syrii. Tymczasem według wszystkich rzetelnych analiz, opracowań i doniesień medialnych, rosyjska walka z ISIS jest bardziej pozorowana, niż realna. Kreml przedstawia to jednak jako głębokie zaangażowanie w walkę ze światowym terroryzmem. Z polskiego punktu widzenia tragedią jest to, że w stolicach bardzo ważnych państw zachodnich przywódcy często podzielają rosyjskich punkt widzenia. I to nawet gdy środowiska analityczne czarno na białym pokazują, że rola i stopień zaangażowania Rosji w Syrii są zupełnie inne niż prezentuje to Kreml. Rosja od lat konsekwentnie „sprzedaje” zachodowi narrację, że terroryzm jest najważniejszym problemem, który trzeba rozwiązać wspólnie – nawet kosztem Ukrainy. Niestety w dużym stopniu się to udaje.

Jednym z najważniejszych elementów dyskusji o polskiej obronności jest kwestia rotacyjnej obecności sił NATO w na wschodniej flance. Dlaczego ta obecność będzie tylko rotacyjna?

To konsekwencja bardzo trudnego dialogu politycznego i próby znalezienia formuły akceptowalnej dla wszystkich państw członkowskich Sojuszu. Trzeba dodać, że większość członków NATO w dalszym ciągu respektuje postanowienia Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 roku. Dzieje się tak pomimo, że Rosja sama ten dokument już wielokrotnie „podeptała”. Dlatego formuła rotacyjnej, choć permanentnej, obecności pozwoli zabezpieczyć najbardziej palące interesy państw naszego regionu, a zarazem jest politycznym wytrychem, którego NATO może użyć w dyskusji z Rosją pokazując, że porozumienia z 1997 roku nie złamano. Jeśli chodzi o aspekt militarny, to nie ma większej różnicy pomiędzy obecnością rotacyjną a stałą. Problem pojawia się dopiero gdy przejdziemy do kwestii politycznych. Z jednej strony siły, które obecne będą na wschodniej flance NATO zmieniają zasadniczo status geopolityczny Polski czy też państw bałtyckich. Potencjalny i hipotetyczny atak na nie powinien automatycznie oznaczać agresję zbrojną na państwa, których wojska będą w naszych krajach stacjonować. Istnieje jednak pewne ryzyko, że rotacyjna, choć permanentna obecność, z oczywistych względów może zostać poprzez konkretne ustalenia polityczne między najważniejszymi członkami NATO zakończona szybciej, niż miałoby to miejsce w przypadku obecności stałej. Tym niemniej, to co udało się w tej sprawie osiągnąć wydaje się być maksimum tego, co Polska mogła w chwili obecnej ugrać. Po raz pierwszy od 1999 r. NATO realnie „wchodzi” do naszej kraju. To ogromny sukces, niewyobrażalny jeszcze rok temu.

Dalszy ciąg na następnej stronie ===>

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych