List do premiera Mateusza Morawieckiego. O liberalizmie, etatyzmie i klasie średniej

fot. PAP/Rafał Guz
fot. PAP/Rafał Guz

Mamy tu do czynienia z jakimś piramidalnym nieporozumieniem. Zaczynając od końca – czy naprawdę uważa Pan, iż klasę średnią da się budować poprzez transfery i redystrybucję, odbierając pieniądze tym, którym udało się do czegoś dojść? Naprawdę sądzi Pan, że droga do budowy klasy średniej prowadzi przez sztuczne spłaszczanie różnic za pomocą podatków? Proszę wybaczyć, ale takim tezom z pewnością przyklasnąłby Adrian Zandberg. Sądziłem jednak, że Mateusz Morawiecki Zandbergiem nie jest. Klasa średnia ma w swojej istocie mozolne budowanie własnej pozycji poprzez własną pracę – to jest istota jej dzisiaj z trudem zakorzeniającego się etosu – a nie poprzez prezenty od państwa.

Po drugie – serio uważa Pan, że ludzie, którzy stracą prawdopodobnie 19-procentowy podatek liniowy albo od swoich umów cywilnoprawnych będą musieli odprowadzić progresywnie liczone składki ZUS i w ten sposób skokowo zbiednieją o 20-30 procent, pocieszą się świadomością, że z ich pieniędzy rząd sfinansuje program 500 Plus czy niezwykle licznych wiceministrów? Naprawdę sądzi Pan, że tacy ludzie – ci, Pana zdaniem, „bogacze” – nie uznają, że zostali boleśnie ukarani za własny wysiłek, zaradność, zdolność oszczędzania, lata nauki?

Jeśli w ogóle, to kolejność powinna być odwrotna: najpierw gruntowna sanacja państwa, a dopiero potem postulat, aby składać się na nie w większym stopniu. Trudno mi sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek z potencjalnych ofiar lansowanej przez Pana polityki w przewidywalnym czasie – a na pewno w ciągu jednej kadencji Sejmu – mógł zyskać poczucie, że państwo daje mu na tyle dużo, że warto na nie wyłożyć dodatkowo kilkanaście lub kilkadziesiąt procent swoich dochodów. Szczególnie że ci, których na to stać, państwo faktycznie odciążają: do lekarza chodzą prywatnie, opłacają firmę ochroniarską, żeby pilnowała ich domu czy mieszkania, sami gromadzą pieniądze na czas emerytalny. Robią to, bo nie mają zaufania do własnego państwa i to jest zrozumiałe. Pana rząd na razie zrobił niewiele, żeby to zaufanie odbudować.

Tu wracam do wielkich kwantyfikatorów, którymi lubi się Pan posługiwać: państwo, gospodarka, Polacy. Państwo to wspólnota interesów – tak. Ale to także rodzaj umowy: jeśli chcemy, żeby obywatele bez buntu się na funkcjonowanie państwa składali, muszą być pewni, że warto. Pan tym, którzy mieliby się składać w znacznie większym niż dotąd stopniu, nie ma do zaproponowania nic poza moralną satysfakcją. Trochę mało, Panie Premierze.

Niestety, wydaje mi się, że dostrzegam zarysy planu, który chce Pan w ten sposób realizować. Grupa, o które piszę – ten ledwo się trzymający zalążek klasy średniej – to nie są wyborcy PiS, do którego się Pan niedawno zapisał. Nawet jeśli część z nich na Pana partię głosowała, to jest ich tak mało, że zapewne sądzi Pan, iż nie warto się nimi przejmować. Szczególnie że retoryka PiS wyraźnie stawia na przeciwstawianie „bogaczy” „zwykłym Polakom”. Z pieniędzy, które się tym „bogaczom” zabierze, można sobie stworzyć względnie wierną klientelę polityczną. Oczywiście nie przeczę, że skutkiem będzie także podniesienie jakiejś grupy z biedy i wyrównanie różnic. Tak, to ma szansę nastąpić. Przy okazji stracicie jednak szansę na zyskanie jakiegokolwiek przyczółka politycznego wśród tych, którzy padną ofiarą takiej strategii. I odejdzie od was każdy, kto ewentualnie – także wskutek waszej polityki – wybije się z trudem ponad średni pułap.

Czy tego Pan chce? Czy z takim planem i intencją wchodził Pan do tego rządu? To nie jest pytanie retoryczne, bo wciąż mam nadzieję, że odpowiedź jest przecząca. Ale, słuchając Pana, tę nadzieję w szybkim tempie tracę.

Z wyrazami szacunku Łukasz Warzecha

« poprzednia strona
1234

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.