Beata Szydło jak Józef Beck, czyli ostrożnie z analogiami. Zamiast sejmowych teatrzyków, napinek, pojedynków na miny oczekiwałbym w końcu rozwiązania konkretnego problemu i przejścia dalej

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jacek Turczyk
fot. PAP/Jacek Turczyk

Do każdego politycznego problemu można podejść na dwa sposoby. Sposób pierwszy, w Polsce uwielbiany, najczęściej stosowany i dla polityków najprzyjemniejszy, to deklarowanie, jak być powinno, co się powinno stać oraz że gdyby tak właśnie było, to problemu by nie było.

W uzupełnieniu należy też mówić, kto jest winny temu, że nie jest tak, jak lepiej, żeby było. Ten właśnie etap – wskazywanie winnego – jest niezwykle ważny. Właściwie kluczowy.

Sposób drugi, znacznie rzadszy, mniej popularny, wymagający znacznie wyższych kwalifikacji niż tylko sprawne odczytywanie SMS-ów z przekazami dnia, to pragmatyczne poszukiwanie rozwiązania istniejącego problemu. Nie ma tam miejsca na gromkie tromtadracje, wskazywanie winnych ma drugorzędne znaczenie – najważniejsze jest, że istnieje jakiś problem i należy znaleźć jego rozwiązanie dla dobra państwa.

W sprawie Trybunału Konstytucyjnego mieliśmy oczywiście w większości do czynienia ze sposobem pierwszym, z lubością stosowanym przez obie strony konfliktu. W ostatnim czasie PiS, jak się wydawało, uznał, że – oficjalnie wciąż trzymając się sposobu pierwszego – trzeba jednak po cichu zacząć się rozglądać za faktycznym rozwiązaniem problemu, który dla rządzących staje się coraz dotkliwszy, wbrew początkowym kalkulacjom.

Wiadomo, że odpowiednie uzgodnienia poczyniono z Brukselą – i te zostały następnie złamane przez Fransa Timmermansa. Z jakich powodów i kto na to naciskał – możemy się tylko domyślać. Miejmy nadzieję, że kiedyś się tego dowiemy. Wiadomo też, że istniał plan rozwiązania sprawy w Polsce. Jego częścią było spotkanie PiS z częścią opozycji oraz propozycja nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. A jednak w piątek nastąpiło choćby częściowe odejście od tej linii działania na powrót ku wariantowi pierwszemu.

Obie strony sporu zadbały o należyte wzmożenie. PiS zaproponował i doprowadził do przyjęcia uchwały o suwerenności, która – jak to bardzo celnie określił Leszek Miller – jest jedynie „strzelistym aktem politycznym bez praktycznego znaczenia” (co, nawiasem mówiąc, wynika z samego charakteru tej rangi aktu prawnego). Uchwała, której sens sprowadza się do stwierdzenia, że PiS prowadzi słuszną politykę, oraz wyjątkowo ostre jak na Beatę Szydło wystąpienie napędziły obóz wspierający rząd. Niestety, napędziły go w stopniu chwilami groteskowym, czego wyrazem było porównanie przemówienia pani premier z wystąpieniem Józefa Becka z maja 1939 roku, o co pokusił się na Twitterze poseł PiS Dominik Tarczyński. Raz, że sytuacje absolutnie nieporównywalne, dwa – że polityka Becka (opisana celnie w „Polityce Becka” Stanisława Cata-Mackiewicza) może pięknie układała się retorycznie, ale skończyła się wielką klapą cztery miesiące po pamiętnym przemówieniu, które do dziś stanowi punkt odniesienia (pozytywny) dla politycznych romantyków i (negatywny) dla politycznych realistów.

Z drugiej strony totalna opozycja w postaci PO i Nowoczesnej wpadła w tak zastawioną pułapkę, a najpiękniej wyłożyła się na niej posłanka Pomaska, drąc na mównicy projekt rzeczonej uchwały. Gdyby Pomaska dysponowała potencjałem intelektualnym nieco przewyższającym ten, jakim faktycznie dysponuje – a jest to, powiedzmy sobie szczerze, potencjał niespecjalnie imponujący – rozumiałaby, że popełnia wizerunkowe samobójstwo w oczach większości wyborców, a jej zagranie może być zaakceptowane jedynie przez najtwardszy antypisowski rdzeń. No, ale jaka Pomaska jest, każdy widzi. Podobnie jak dla każdego uważnego obserwatora widoczna jest gołym okiem degrengolada Platformy.

Pisałem już wielokrotnie, ale powtórzę to raz jeszcze: spór o TK całkowicie niepotrzebnie drenuje i marnotrawi siły i zasoby, które mogłyby być wykorzystane na inne cele. Co prawda wątpliwe, żeby Komisja Europejska sięgnęła po broń atomową, jaką jest pozbawienie państwa prawa głosu w Radzie Unii Europejskiej. Mamy tu oczywiście do czynienia z klasyczną próbą sił, ale też nie można udawać, że pozostaje to bez żadnego wpływu na sytuację państwa.

Mniej by to było niepokojące, gdyby w perspektywie było jakieś ostateczne rozwiązanie sporu, które zamknęłoby sprawę dla gremiów unijnych (nie będzie nim, wbrew opiniom niektórych, odejście z TK prof. Rzeplińskiego, nie mówiąc już o tym, że przez pozostałe do tego czasu pół roku może się stać jeszcze wiele rzeczy bardzo dla Polski niekorzystnych). Niestety, wbrew sygnałom z ostatnich tygodni na to nie wygląda.

cd na następnej stronie

12
następna strona »

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych