Od kilku dni toczy się debata, w ramach której kolejni publicyści - Jan Pospieszalski, Tomasz Terlikowski, ks. Dariusz Kowalczyk (którego szczególnie lubię i pozdrawiam), ba centrowy w wielu sprawach Filip Memches, wydają werdykty w sprawie kazania ks. Jacka Międlara w Białymstoku. Dowiaduję się od nich, że nie dopatrzyli się tam niczego sprzecznego z Ewangelią. Więc o co ten hałas?
Nie wiem, czy jest zadaniem katolickiego księdza snucie w świątyni czysto politycznych rozważań na temat „żydowskiego strachu” czy „żydowskiego tchórzostwa”. To jest materiał na polityczną publicystykę, a duchowny rzuca takie formułki pod adresem młodych ludzi rozmiłowanych w skandowaniu: „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć syjoniści”. Więc nawet jak ma bardziej subtelne intencje, można się spodziewać odbioru najprostszego. Podsycania uprzedzeń wobec innej narodowości.
Ale rzecz nie w tym, co ksiądz Międlar powiedział, a w całym kontekście. Czy duchowny powinien w dzisiejszych czasach utożsamiać się z taką ideologią i taką formacją? Jak rozumiem nikt, także obrońcy księdza Międlara, nie kwestionują tego, że mamy do czynienia z młodymi ludźmi lubiącymi pokrzyczeć takie hasła jak przytoczone przed chwilą. Słuchającymi jako dobrej i przeznaczonej dla nich muzyki utworów typu „Biała k… czarnucha”, co jest wulgarne, ale przede wszystkim naprawdę obciążone bagażem nienawiści. Jeśli ktoś tego nie widzi, to znaczy, że ma coś z oczami.
Naprawdę nie zauważamy upodobania do metody działania, którą nazwę bojówkarską, knajacką? Wypowiedział się tu sensownie na ten temat Łukasz Adamski, ale nie napisał, że kilka lat temu, kiedy odważył się skrytykować w swoim Olsztynie młodych ludzi bazgrzących arabskim studentom obelżywe napisy na drzwiach, spotkał się z groźbami pobicia. Ze strony osób związanych z jednym z odłamów młodzieżowego nacjonalizmu. Naprawdę takie to fajne? I takie katolickie?
Pojawia się też nurt nie tyle obrony, ile bagatelizowania. Jestem krytyczny wobec ONR, ale ważniejsza jest walka w obronie życia – deklaruje Terlikowski. Wielu wskazuje na atmosferę histerii, jaką rozpętuje przeciw Polsce opozycja adresując tę histerię do zagranicy. Modelowym przykładem było wystąpienie Hanny Gronkiewicz-Waltz z wykorzystaniem uroczystości ku czci zabitych w getcie warszawskim.
Naturalnie takie głosy są elementem politycznej nagonki. Współtwórcą obecnej fali radykalizacji są obecne europejskie elity nie radzące sobie m.in. z kryzysem uchodźczym. I jest to zjawisko ogólnoeuropejskie. Wikłanie w to obecnych pisowskich władz to brzydka gra. Zwłaszcza, że „mięczaki z PiS” są przez „antysystemową prawicę” traktowane co najmniej podejrzliwie, a często z wrogością. Pamiętam pogardę narodowej młodzieży wobec tematu Smoleńska, z całą jego specyficzną obrzędowością. Oni to odbierali jako przejaw słabości.
Można też jak Terlikowski zastanawiać się, co jest grypą, a co dżumą. Rzecz w tym, że grypę warto leczyć także. A na konserwatywnych autorytetach ciąży jakaś odpowiedzialność za atmosferę we własnym najszerzej pojmowanym obozie. Pojawia się pytanie, czy chcemy być w najbardziej luźnym, dorozumianym sojuszu z bojówkarska kulturą polityczną. I nie piszę tu o politykach PiS, a o tzw intelektualnym zapleczu prawicy.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Od kilku dni toczy się debata, w ramach której kolejni publicyści - Jan Pospieszalski, Tomasz Terlikowski, ks. Dariusz Kowalczyk (którego szczególnie lubię i pozdrawiam), ba centrowy w wielu sprawach Filip Memches, wydają werdykty w sprawie kazania ks. Jacka Międlara w Białymstoku. Dowiaduję się od nich, że nie dopatrzyli się tam niczego sprzecznego z Ewangelią. Więc o co ten hałas?
Nie wiem, czy jest zadaniem katolickiego księdza snucie w świątyni czysto politycznych rozważań na temat „żydowskiego strachu” czy „żydowskiego tchórzostwa”. To jest materiał na polityczną publicystykę, a duchowny rzuca takie formułki pod adresem młodych ludzi rozmiłowanych w skandowaniu: „A na drzewach zamiast liści, będą wisieć syjoniści”. Więc nawet jak ma bardziej subtelne intencje, można się spodziewać odbioru najprostszego. Podsycania uprzedzeń wobec innej narodowości.
Ale rzecz nie w tym, co ksiądz Międlar powiedział, a w całym kontekście. Czy duchowny powinien w dzisiejszych czasach utożsamiać się z taką ideologią i taką formacją? Jak rozumiem nikt, także obrońcy księdza Międlara, nie kwestionują tego, że mamy do czynienia z młodymi ludźmi lubiącymi pokrzyczeć takie hasła jak przytoczone przed chwilą. Słuchającymi jako dobrej i przeznaczonej dla nich muzyki utworów typu „Biała k… czarnucha”, co jest wulgarne, ale przede wszystkim naprawdę obciążone bagażem nienawiści. Jeśli ktoś tego nie widzi, to znaczy, że ma coś z oczami.
Naprawdę nie zauważamy upodobania do metody działania, którą nazwę bojówkarską, knajacką? Wypowiedział się tu sensownie na ten temat Łukasz Adamski, ale nie napisał, że kilka lat temu, kiedy odważył się skrytykować w swoim Olsztynie młodych ludzi bazgrzących arabskim studentom obelżywe napisy na drzwiach, spotkał się z groźbami pobicia. Ze strony osób związanych z jednym z odłamów młodzieżowego nacjonalizmu. Naprawdę takie to fajne? I takie katolickie?
Pojawia się też nurt nie tyle obrony, ile bagatelizowania. Jestem krytyczny wobec ONR, ale ważniejsza jest walka w obronie życia – deklaruje Terlikowski. Wielu wskazuje na atmosferę histerii, jaką rozpętuje przeciw Polsce opozycja adresując tę histerię do zagranicy. Modelowym przykładem było wystąpienie Hanny Gronkiewicz-Waltz z wykorzystaniem uroczystości ku czci zabitych w getcie warszawskim.
Naturalnie takie głosy są elementem politycznej nagonki. Współtwórcą obecnej fali radykalizacji są obecne europejskie elity nie radzące sobie m.in. z kryzysem uchodźczym. I jest to zjawisko ogólnoeuropejskie. Wikłanie w to obecnych pisowskich władz to brzydka gra. Zwłaszcza, że „mięczaki z PiS” są przez „antysystemową prawicę” traktowane co najmniej podejrzliwie, a często z wrogością. Pamiętam pogardę narodowej młodzieży wobec tematu Smoleńska, z całą jego specyficzną obrzędowością. Oni to odbierali jako przejaw słabości.
Można też jak Terlikowski zastanawiać się, co jest grypą, a co dżumą. Rzecz w tym, że grypę warto leczyć także. A na konserwatywnych autorytetach ciąży jakaś odpowiedzialność za atmosferę we własnym najszerzej pojmowanym obozie. Pojawia się pytanie, czy chcemy być w najbardziej luźnym, dorozumianym sojuszu z bojówkarska kulturą polityczną. I nie piszę tu o politykach PiS, a o tzw intelektualnym zapleczu prawicy.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/290510-kultura-bojowki-nie-jest-kultura-sluzaca-wartosciom-zeby-walczyc-z-poprawnoscia-polityczna-nie-trzeba-wymyslac-zydom-i-arabom-uwagi-o-onr