TYLKO U NAS! Orbán wzywa, by powstrzymać szaleńców z Brukseli. Już dawno żadna mowa nie wywołała takiej wściekłości na salonach UE

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA
Fot. PAP/EPA

Szanowni Państwo! Historia wyważyła nam drzwi, granice Europy poddała oblężeniu, zagroziła europejskiej kulturze i bezpieczeństwu Europejczyków. Stan zagrożenia nie sprzyja wprawdzie myśleniu zniuansowanemu, a jeszcze mniej wysublimowanym uczuciom, ale nie możemy się za to gniewać na imigrantów. Oni sami w większości są ofiarami. Ofiarami rozpadających się rządów w ich ojczyznach, ofiarami międzynarodowych decyzji, ofiarami przemytu ludzi. Oni robią to, co uważają za dobre dla siebie. Problem w tym, że my, Europejczycy, nie robimy tego, co byłoby dobre dla nas.

Nie znajduję lepszego słowa na określenie tego, co dzieje się w Brukseli, jak słowo absurd. To tak, jakby kapitan statku zagrożonego zderzeniem zamiast robić wszystko, by do tego nie doszło, zajął się wyznaczaniem szalup dla niepalących. (śmiechy, oklaski) To tak, jakby załoga zamiast tamować dziurę, kłóciła się na temat tego, ile wody ma się wlać do poszczególnych kabin.

Moi Drodzy Przyjaciele! Jestem przekonany, że wędrówkę ludów można zatrzymać. Wspólnota Europy liczy sobie pół miliarda, 500 milionów ludzi. Jest nas więcej, niż Rosjan i Amerykanów razem wziętych. Warunki Europy, jej technologie, strategie i rozwój gospodarczy, pozwalają na to, by się obroniła. Dlatego wielkim problemem jest to, że Bruksela nie potrafi zorganizować obrony Europy. Jeszcze większy problem polega na tym, że Bruksela nie ma nawet takiej intencji.

My w Budapeszcie, Warszawie, Pradze i Bratysławie nie możemy pojąć, jak mogło komukolwiek przyjść do głowy wpuszczanie ludzi z innych kontynentów i innych kultur bez żadnej kontroli. Jak mogło dojść do obumarcia w naszej cywilizacji tego naturalnego i podstawowego instynktu, który nakazuje bronić siebie, swej rodziny, domu, bronić swej ziemi.

A przecież, Szanowni Państwo, mamy czego bronić. Europa to wspólnota, koegzystencja chrześcijańskich, wolnych i niepodległych narodów. Europa to wspólne korzenie, wspólne wartości, wspólna historia, wspólna zależność geograficzna i geopolityczna. To równouprawnienie mężczyzny i kobiety, to wolność i odpowiedzialność, sprawiedliwa konkurencja i solidarność, duma i pokora, sprawiedliwość i miłosierdzie. To jesteśmy my! To jest Europa!

Europa to Hellada a nie Persja. To Rzym a nie Kartagina. To chrześcijaństwo a nie kalifat. Nie ma w tym wyliczeniu żadnego klasyfikowania, lecz tylko zaznaczenie różnic. Stwierdzenie, że istnieje samodzielna europejska cywilizacja, nie oznacza tego, iż jest ona lepsza lub gorsza, lecz tylko tyle: to jesteśmy my, a to jesteście wy.

Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że powyższe fakty są dla wszystkich oczywiste. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że w tej kwestii panuje wśród nas jednomyślność. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że panuje porządek – taki, który i nam się podoba – porządek w głowach i sercach europejskich przywódców, którzy jeden po drugim oświadczali, że idea multikulturalizmu jest martwa.

Kilka lat temu mogliśmy jeszcze wierzyć, że oni pojęli, iż ich kraje nie są w stanie zasymilować masowo napływających imigrantów. W roku 2015 wszystko jednak się zmieniło, jednomyślność rozpadła się w drobny pył, z prędkością grawitacji wpadliśmy z powrotem w intelektualny chaos, z którego chcieliśmy się wyrwać.

Pewnego ranka, bez żadnych zapowiedzi, zbudziły nas głosy „Willkommenskultur”. Od europejskich liderów słyszymy, że musimy pomóc. Z najwyższych pozycji zachęcają nas, byśmy byli solidarni i pomagali.

Drodzy moi Przyjaciele! To naturalne. Nie mamy kamiennych serc. Ale nie mamy też kamiennych mózgów. (śmiechy, oklaski) Pamiętamy o najważniejszej zasadzie udzielania pomocy: jeśli pomagamy tutaj, to tutaj będą przychodzić; jeśli pomagamy tam, to tam pozostaną. (oklaski) Zamiast to zrozumieć, z Brukseli zaczęto wysyłać zachęty w stronę ludzi żyjących w najbiedniejszych i najbardziej zaniedbanych regionach, by przybyli do Europy i zamienili własne życie na jakieś inne. Połowa świata, a co najmniej połowa Europy zastanawia się wieczorem, przy kuchennym stole: co się stało, co się za tym kryje? Niedługo każda europejska rodzina będzie miała swoje własne wytłumaczenie. Ja też nie chcę pozostawać w tyle. (śmiechy)

CIĄG DALSZY NA KOLEJNEJ STRONIE ======>>>>>

« poprzednia strona
12345
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych