Najnowsza historia morderczej nienawiści. Dopóki redaktorzy „Gazety Wyborczej”, dopóki liderzy KOD nie odrzucą retoryki nienawiści – dopóty będzie im groziło współsprawstwo zbrodni

Fot. PAP/Grzegorz Michałowski
Fot. PAP/Grzegorz Michałowski

„Giertych do wora, wór do jeziora” – tak skandowali uczniowie w czerwcu 2006 roku. Zachwycona „Gazeta Wyborcza” reklamowała ten protest.

W grudniu 2015 roku Roman Giertych, jednak nie utopiony w jeziorze, skakał razem z inicjatorami wezwania do jego zabicia. „Wyborcza” reklamowała ten protest jeszcze głośniej niż przed 9 laty. Tym razem manifestanci KOD-u chętnie nosili plakaciki z dubeltówką wymierzoną w kaczkę. W delikatniejszej wersji brzmiało to tak: „kaczka na taczkę”. Można to jednak rozumieć bardziej dosłownie. Zachęcał do tego już w czerwcu 2010 roku jeden z najważniejszych polityków partii rządzącej Polską, Janusz Palikot: „Zastrzelimy Jarosława Kaczyńskiego, wypatroszymy i skórę wystawimy na sprzedaż w Europie”. Zachwycona posłem Palikotem „Wyborcza” stawiała go jako wzór nowoczesnego obywatela. „Dorżnąć watahę” – pisowską watahę – zachęcał wtedy publicznie minister spraw zagranicznych, Radosław Sikorski. Nieco później, obywatel Ryszard Cyba, pod wpływem takich zachęt i zachwytów, poszedł szukać żywego posła PiS - żeby go zabić. Musiał się „zadowolić” radnym: zabił pana Marka Rosiaka, radnego PiS z Łodzi. „Wyborcza” nie przypominała przy tej okazji swoich tradycyjnych przestróg przed powtórzeniem przypadku prezydenta Narutowicza – zabójstwa politycznego po wpływem kampanii nienawiści.

11 kwietnia 2010 roku, kiedy nie ostygły jeszcze szczątki prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, zaczęła się seria „dowcipów” o „zimnym Lechu” i szyderstw z cierpienia rodziny posła Gosiewskiego – którego „ducha:, ku uciesze wyznawców bon tonu „Wyborczej”, widziano na dworcu we Włoszczowej. Tego samego dnia ta sama gazeta zainicjowała pełne ubolewania spekulacje nad czterema podejściami do lądowania – efektem „narodowej choroby” Polaków, którzy z samobójczą fantazją dążą do ryzyka śmierci na ołtarzu ojczyzny. Zaraz potem zaczęły się insynuacje bezpośrednie: że to prezydent Lech Kaczyński wydał pilotom rozkaz samobójczego manewru, albo może – co podpowiadał sam Lech Wałęsa – wszystkich do śmierci zmusił telefon Jarosława Kaczyńskiego.

I są ludzie, którzy w te nienawistne, chore spekulacje wierzą. I tak dzisiaj wyrażają swoje emocje:

Mam szczerą nadzieję, że zobaczę kiedyś egzekucję tej pisowskiej bandy – Kaczyńskiego, Dudy, Macierewicza, Szydło, Kuchcińskiego, Kępy i kilku innych. Pokazową i publiczną, tak żebym mógł otworzyć szampana, opluć i rzucić kamieniem. Piszę to w pełni świadomy i trzeźwy. Jako człowiek, radny oraz członek PO. I będę pisał dopóki ta egzekucja nie nastąpi. Oni nie zasługują nawet na proces tylko na piach.

To słowa Michała Skocznia, radnego PO z Krakowa. Akurat zbiegła się ta deklaracja z publiczną egzekucją 47 osób w Arabii Saudyjskiej. Piękny wzór do naśladowania, w ramach oswajania nas z kulturą przybyszów ze świata szariatu.

123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.