Na historyczne pytanie z kim mamy iść po wolność, z Rosjanami czy Niemcami, próbowali odpowiedzieć sobie Polacy podczas zaborów. Ale dopiero odpowiedź Piłsudskiego – „z nikim”, przyniósł nam przełom i prawdziwą niepodległość – na 20 lat.
W czasie II wojny geopolityczne uwarunkowania zmieniły się, alternatywa miedzy Niemcami a Rosją straciła racjonalne przesłanki, ale za to ożył mit amerykański, który, w krótkim czasie, również okazał bez pokrycia. Potem przyszedł PRL oraz ten ideowo fatalny okres po 1989 r. Przełomowe stwierdzenie „z nikim” zniknęło z polskiej myśli politycznej i polskiego horyzontu. Brak tego komponentu w naszej myśli strategicznej sprawił, że natychmiast pojawiła się nowa klasa jurgieltników z wyciągnięta dłonią.
Ale geopolityczne położenie nie odpuszcza
Dziś pojawiło się kolejne pytanie: z Amerykanami czy Chinami? Alternatywa ta z jednej strony częściowo neutralizuje problem jurgieltników ale za to z drugiej natrafia na pustkę, bo do powszechnej świadomości nie dotarła jeszcze skuteczność koncepcji „z nikim”. Nie trzeba chyba dodawać, że jej stosowanie pomnaża siłę rządu i państwa i powagę polskiego paszportu. I to jest właśnie najpoważniejszy polski problem.
Ale to jeszcze nie wszystko. Stare postpeerelowskie zaplecze jest wciąż jeszcze silne zagranicznym wsparciem. Większość społeczeństwa jest oczywiście „za”, ale mimo to jeszcze nie wie czy, w razie trudności, nie będzie przeciw. Skala oporu starych sił będzie słabła, ale czy siła społecznego przekonania i konsekwencja obranej drogi wytrzymają napór wrogiej materii? Czy wytrzymają? Pytanie jest zasadne, bo właśnie na tej płaszczyźnie tworzy się obszar konfrontacji starego z nowym. Historia mówi, że siła wyporu musi być większa niż siła naporu. Pokojowym narzędziem są oczywiście media, celem niewyrobieni odbiorcy, brak wiedzy obywatelskiej i historycznej. Rzecz w tym, że owo „z nikim” powinno być interpretowane w sposób historyczny, a nie ludowy oparty na krótkiej perspektywie i strachu o byt. Anglicy rozumieją to jednoznacznie: Anglia nie ma wiecznych wrogów, ani wiecznych przyjaciół, ale za to ma wieczne interesy. Polacy też mają swoje interesy i właśnie od ich respektowania zależy nasz dobrobyt i samo istnienie. Ale te interesy trzeba jasno wyartykułować.
Jesteśmy członkiem UE
ale symptomy pogłębiającego się cywilizacyjnego kryzysu w pierwszej kolejności właśnie ją dotykają. Pada ofiarą kłopotów związanych z rozkładem systemu postkolonialnego. I ta tendencja jest stała. Będzie się pogłębiać oraz przenosić na inne obszary świata. Nie znamy jeszcze ich skutków, ale Rubikon został przekroczony. A więc pytanie USA czy Chiny jest zasadne – pod warunkiem zachowania własnej podmiotowości.
Ktoś powie, że to pomylony pomysł, bo interesy USA i Chin się wykluczają, a my jesteśmy zbyt słabi. To prawda, że wykluczają, ale nie na terenie Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, która oddziela Niemcy od Rosji. Tę ścianę, lub współcześnie – mur, chcą zbudować Amerykanie i Chińczycy. Jeżeli Niemcy oficjalnie piszą o polsko-amerykańskiej zmowie, to musi ona już mieć realne kształty. Ponadto działania polskiego rządu wskazują na takie poparcie. I niezależnie od politycznej opcji należy „kuć żelazo póki gorące”. Jak mawiał Piłsudski, stwarzać fakty dokonane.
Przy tak zarysowanym planie musi pojawić się pytanie, jaką cenę ma takie poparcie? Do czego więc Polacy się zobowiązali wobec Amerykanów, bo chyba każdy zdaje sobie sprawę, że w polityce nic nie ma za darmo. A skoro tak jest, a interes Amerykanów i Chińczyków na terytorium Polski pokrywa się z naszym, to może warto przyjąć propozycję chińską 16+1 i w ten sposób wzmocnić swoją pozycję przetargową wobec nie tylko Europy Środkowo-Wschodniej, ale również wobec Rosji i Niemiec, a także samych Amerykanów i Chińczyków. To oczywiście dość ryzykowna gra, ale na tej szerokości geopolitycznej nie mamy innego wyjścia. Tak czy siak, musimy poruszać się pomiędzy zębami potwora, którego apetyt nie jest jeszcze sprecyzowany. Postawienie na NATO, niezależnie od skuteczności, zmusi nas do wzmocnienia obrony własnej i sprecyzowania strategii, a skumulowanie interesu dwóch największych mocarstw, powinno zabezpieczyć przed atomowym gruzowiskiem, jakim miała być Polska w czasach PRL i, nie ma co ukrywać, że w okresie po 1989 r. również. Zgodnie z tym, co zauważył Prezydent Duda, polskie wojska chronią granicę nie na wschodzie, lecz na zachodzie, jakby największe niebezpieczeństwo wciąż zagrażało nam ze strony Niemieć. Będąc w UE, to oczywiście strategiczny absurd – chyba, że jest inaczej? Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby na terenie Polski i Europy Środkowej zacząć budować strefę pokoju przy pomocy USA i Chin jednocześnie?
Oczywiście takie rozwiązanie będzie budziło opór Rosjan, Niemiec, ale również i USA. Ale z Amerykanami to nie my powinniśmy negocjować, lecz Państwo Środka, które jest zainteresowane wzmocnieniem Europy Środkowo-Wschodniej – oczywiście dla swoich celów. Ale te cele, warto przypomnieć, że w wyjściowej pozycji pokrywają się z naszymi. Dlaczego nie mamy skorzystać z okazji i wejść na drogę ku lepszej Polsce, tym bardziej, że w amerykańskiej świadomości dyplomatycznej już żyje wizja Polski, jako lidera Europy Środkowo-Wschodniej. Stworzył ją Stratfor, prywatna agencja wywiadu George’a Friedmana. Siła tej koncepcji będzie zależała od siły poparcia państw tego regionu. Oczywiście, granice tak pomyślanej Europy Środkowo-Wschodniej nie są jeszcze sprecyzowane, ale najważniejsze, że myśl istnieje. Natomiast w świadomości chińskiej (podobnie jak w Tureckiej) Polska nie przestała istnieć nigdy, a więc tu nie musimy się wysilać. Strona chińska ma jeszcze dodatkowy atut, że coraz mocniej nadaje ton całemu światu. I tu polska myśl historyczna sięgająca I RP i II RP może okazać się bardzo pomocna. Ponadto trudno sobie wyobrazić dyskusje z Amerykanami na temat przyszłości świata, ale te same rozmowy z Chińczykami są całkiem możliwe. Amerykańska wizja gospodarki wydaje się być schyłkową, chińska wciąż ma w sobie margines szerokiego manewru.
I teraz co sami Polacy na to?
I tu kryje się największa zagadka. Polacy w 1918 r. byli przygotowani na zatrzymanie niepodległości. Dziś historia daje nam kolejny raz szansę, może nie na taką niepodległość jaką mieliśmy w czasie II RP, ale na nieporównywalnie większą niż mieliśmy po 1945 r. W ostatnich wyborach, wyborcy byli podzieleni na tych, którzy postawili na obiecane przez rząd pieniądze i tych, którzy mieli już dość rządów PO i PSL. Rodziny postawiły na stabilizację, a ta wymaga wykonania wyborczych obietnic – i jest to przełom w dotychczasowym życiu politycznym, bo przyszłych posłów uzależnia od wotum społecznego zaufania. Ci natomiast, którzy mieli dość PO/PSL stawiają na zmiany nie tylko w życiu politycznym, ale również zawodowym i prywatnym. Ucieczka na Zachód stała się niemożliwa, a więc te zmiany nastąpić muszą. O lepsze życie należy więc walczyć u siebie w kraju. I tu już nie ma zmiłuj się. Nie ma zmiłuj się też dla samego zwycięzcy wyborów PiS. Jego cofnięcie się lub nawet złagodzenie kursu, oznacza klęska całego ugrupowania. Poluźnienie struny natychmiast wyda fałszywą tonację, która porazi ucho wyborcy. Ale to jeszcze nie koniec. Los PiS-u został związany z losem wszystkich Polaków – niezależnie od tego czy chcą tego, czy też nie. Brak idei i solidarności ma większe konsekwencje niż ich zastosowanie w życiu; piwko i grill są jak techniczna gumka, wymazują z ekranu życia właśnie to, na czym najbardziej zależy – prezentację własnej inwencji. PiS i Polska nie mają już drogi odwrotu, bo za ich plecami jest ściana.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na historyczne pytanie z kim mamy iść po wolność, z Rosjanami czy Niemcami, próbowali odpowiedzieć sobie Polacy podczas zaborów. Ale dopiero odpowiedź Piłsudskiego – „z nikim”, przyniósł nam przełom i prawdziwą niepodległość – na 20 lat.
W czasie II wojny geopolityczne uwarunkowania zmieniły się, alternatywa miedzy Niemcami a Rosją straciła racjonalne przesłanki, ale za to ożył mit amerykański, który, w krótkim czasie, również okazał bez pokrycia. Potem przyszedł PRL oraz ten ideowo fatalny okres po 1989 r. Przełomowe stwierdzenie „z nikim” zniknęło z polskiej myśli politycznej i polskiego horyzontu. Brak tego komponentu w naszej myśli strategicznej sprawił, że natychmiast pojawiła się nowa klasa jurgieltników z wyciągnięta dłonią.
Ale geopolityczne położenie nie odpuszcza
Dziś pojawiło się kolejne pytanie: z Amerykanami czy Chinami? Alternatywa ta z jednej strony częściowo neutralizuje problem jurgieltników ale za to z drugiej natrafia na pustkę, bo do powszechnej świadomości nie dotarła jeszcze skuteczność koncepcji „z nikim”. Nie trzeba chyba dodawać, że jej stosowanie pomnaża siłę rządu i państwa i powagę polskiego paszportu. I to jest właśnie najpoważniejszy polski problem.
Ale to jeszcze nie wszystko. Stare postpeerelowskie zaplecze jest wciąż jeszcze silne zagranicznym wsparciem. Większość społeczeństwa jest oczywiście „za”, ale mimo to jeszcze nie wie czy, w razie trudności, nie będzie przeciw. Skala oporu starych sił będzie słabła, ale czy siła społecznego przekonania i konsekwencja obranej drogi wytrzymają napór wrogiej materii? Czy wytrzymają? Pytanie jest zasadne, bo właśnie na tej płaszczyźnie tworzy się obszar konfrontacji starego z nowym. Historia mówi, że siła wyporu musi być większa niż siła naporu. Pokojowym narzędziem są oczywiście media, celem niewyrobieni odbiorcy, brak wiedzy obywatelskiej i historycznej. Rzecz w tym, że owo „z nikim” powinno być interpretowane w sposób historyczny, a nie ludowy oparty na krótkiej perspektywie i strachu o byt. Anglicy rozumieją to jednoznacznie: Anglia nie ma wiecznych wrogów, ani wiecznych przyjaciół, ale za to ma wieczne interesy. Polacy też mają swoje interesy i właśnie od ich respektowania zależy nasz dobrobyt i samo istnienie. Ale te interesy trzeba jasno wyartykułować.
Jesteśmy członkiem UE
ale symptomy pogłębiającego się cywilizacyjnego kryzysu w pierwszej kolejności właśnie ją dotykają. Pada ofiarą kłopotów związanych z rozkładem systemu postkolonialnego. I ta tendencja jest stała. Będzie się pogłębiać oraz przenosić na inne obszary świata. Nie znamy jeszcze ich skutków, ale Rubikon został przekroczony. A więc pytanie USA czy Chiny jest zasadne – pod warunkiem zachowania własnej podmiotowości.
Ktoś powie, że to pomylony pomysł, bo interesy USA i Chin się wykluczają, a my jesteśmy zbyt słabi. To prawda, że wykluczają, ale nie na terenie Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, która oddziela Niemcy od Rosji. Tę ścianę, lub współcześnie – mur, chcą zbudować Amerykanie i Chińczycy. Jeżeli Niemcy oficjalnie piszą o polsko-amerykańskiej zmowie, to musi ona już mieć realne kształty. Ponadto działania polskiego rządu wskazują na takie poparcie. I niezależnie od politycznej opcji należy „kuć żelazo póki gorące”. Jak mawiał Piłsudski, stwarzać fakty dokonane.
Przy tak zarysowanym planie musi pojawić się pytanie, jaką cenę ma takie poparcie? Do czego więc Polacy się zobowiązali wobec Amerykanów, bo chyba każdy zdaje sobie sprawę, że w polityce nic nie ma za darmo. A skoro tak jest, a interes Amerykanów i Chińczyków na terytorium Polski pokrywa się z naszym, to może warto przyjąć propozycję chińską 16+1 i w ten sposób wzmocnić swoją pozycję przetargową wobec nie tylko Europy Środkowo-Wschodniej, ale również wobec Rosji i Niemiec, a także samych Amerykanów i Chińczyków. To oczywiście dość ryzykowna gra, ale na tej szerokości geopolitycznej nie mamy innego wyjścia. Tak czy siak, musimy poruszać się pomiędzy zębami potwora, którego apetyt nie jest jeszcze sprecyzowany. Postawienie na NATO, niezależnie od skuteczności, zmusi nas do wzmocnienia obrony własnej i sprecyzowania strategii, a skumulowanie interesu dwóch największych mocarstw, powinno zabezpieczyć przed atomowym gruzowiskiem, jakim miała być Polska w czasach PRL i, nie ma co ukrywać, że w okresie po 1989 r. również. Zgodnie z tym, co zauważył Prezydent Duda, polskie wojska chronią granicę nie na wschodzie, lecz na zachodzie, jakby największe niebezpieczeństwo wciąż zagrażało nam ze strony Niemieć. Będąc w UE, to oczywiście strategiczny absurd – chyba, że jest inaczej? Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby na terenie Polski i Europy Środkowej zacząć budować strefę pokoju przy pomocy USA i Chin jednocześnie?
Oczywiście takie rozwiązanie będzie budziło opór Rosjan, Niemiec, ale również i USA. Ale z Amerykanami to nie my powinniśmy negocjować, lecz Państwo Środka, które jest zainteresowane wzmocnieniem Europy Środkowo-Wschodniej – oczywiście dla swoich celów. Ale te cele, warto przypomnieć, że w wyjściowej pozycji pokrywają się z naszymi. Dlaczego nie mamy skorzystać z okazji i wejść na drogę ku lepszej Polsce, tym bardziej, że w amerykańskiej świadomości dyplomatycznej już żyje wizja Polski, jako lidera Europy Środkowo-Wschodniej. Stworzył ją Stratfor, prywatna agencja wywiadu George’a Friedmana. Siła tej koncepcji będzie zależała od siły poparcia państw tego regionu. Oczywiście, granice tak pomyślanej Europy Środkowo-Wschodniej nie są jeszcze sprecyzowane, ale najważniejsze, że myśl istnieje. Natomiast w świadomości chińskiej (podobnie jak w Tureckiej) Polska nie przestała istnieć nigdy, a więc tu nie musimy się wysilać. Strona chińska ma jeszcze dodatkowy atut, że coraz mocniej nadaje ton całemu światu. I tu polska myśl historyczna sięgająca I RP i II RP może okazać się bardzo pomocna. Ponadto trudno sobie wyobrazić dyskusje z Amerykanami na temat przyszłości świata, ale te same rozmowy z Chińczykami są całkiem możliwe. Amerykańska wizja gospodarki wydaje się być schyłkową, chińska wciąż ma w sobie margines szerokiego manewru.
I teraz co sami Polacy na to?
I tu kryje się największa zagadka. Polacy w 1918 r. byli przygotowani na zatrzymanie niepodległości. Dziś historia daje nam kolejny raz szansę, może nie na taką niepodległość jaką mieliśmy w czasie II RP, ale na nieporównywalnie większą niż mieliśmy po 1945 r. W ostatnich wyborach, wyborcy byli podzieleni na tych, którzy postawili na obiecane przez rząd pieniądze i tych, którzy mieli już dość rządów PO i PSL. Rodziny postawiły na stabilizację, a ta wymaga wykonania wyborczych obietnic – i jest to przełom w dotychczasowym życiu politycznym, bo przyszłych posłów uzależnia od wotum społecznego zaufania. Ci natomiast, którzy mieli dość PO/PSL stawiają na zmiany nie tylko w życiu politycznym, ale również zawodowym i prywatnym. Ucieczka na Zachód stała się niemożliwa, a więc te zmiany nastąpić muszą. O lepsze życie należy więc walczyć u siebie w kraju. I tu już nie ma zmiłuj się. Nie ma zmiłuj się też dla samego zwycięzcy wyborów PiS. Jego cofnięcie się lub nawet złagodzenie kursu, oznacza klęska całego ugrupowania. Poluźnienie struny natychmiast wyda fałszywą tonację, która porazi ucho wyborcy. Ale to jeszcze nie koniec. Los PiS-u został związany z losem wszystkich Polaków – niezależnie od tego czy chcą tego, czy też nie. Brak idei i solidarności ma większe konsekwencje niż ich zastosowanie w życiu; piwko i grill są jak techniczna gumka, wymazują z ekranu życia właśnie to, na czym najbardziej zależy – prezentację własnej inwencji. PiS i Polska nie mają już drogi odwrotu, bo za ich plecami jest ściana.
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/277280-wstajemy-z-kolan-i-nie-mamy-drogi-odwrotu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.