Prezydenckie prawybory w USA. Trzeba przyznać, że sytuacja jest niepokojąca

Fot. PAP/EPA/CJ GUNTHER
Fot. PAP/EPA/CJ GUNTHER

Obok Sandersa wianuszek kandydatów tworzy jeszcze dwóch polityków, pozbawiony osobowości 52-letni Martin J. O’Malley (były burmistrz Baltimore i gubernator stanu Maryland) i 69-letni Jim Webb. Najbliższe tygodnie wyjaśnią sytuację z byłym senatorem ze stanu Wirginii. Jim Webb, który już się wycofał z kandydowania w październiku, kilka dni temu w wypowiedzi zaatakował rolę Hillary Clinton jako sekretarza stanu i osoby odpowiedzialnej za destabilizację Libii i reszty Bliskiego Wschodu. Webb, to dekorowany weteran wojny wietnamskiej, który nawet służył w administracji prezydenta Reagana sprawując pieczę nad marynarką wojenną, uchodzi za konserwatywnego demokratę. Webb jest też autorem szeregu książek.

Jego zwolennicy właśnie ogłosili, że rozważa on start w wyborach prezydenckich z pozycji niezależnego kandydata w odpowiedzi na monopolizowanie sceny politycznej przez dwie partie. Zapewne jego start zmieniłby scenę wyborczą. Pamiętamy, że w 1992 r. teksański milioner Ross Perot, startując jako kandydat niezależny i rozbijając republikański elektorat, zapewnił zwycięstwo demokracie Billowi Clintonowi powodując przegraną GHW Busha (po pierwszej kadencji). Również w 2000 r. niezależny (tym razem o lewicowych barwach) kandydat Ralph Nader pozbawił zwycięstwa ówczesnego vice prezydenta Al’a Gore’a dając wąskie zwycięstwo GW Bushowi…

Cały przemysł i “hollywood” demokratycznej propagandy znajduje się w rękach Hillary Clinton. Przypomina to nieco następstwo pierwszych sekretarzy w ZSRR, po prostu teraz jest jej kolej, szczególnie po zaskakującym wypchnięciu jej z pierwszego miejsca w prezydenckiej kolejce w 2008 r. przez nikomu nie znanego sympatycznego czarnego młodzika o imieniu Barack Hussein Obama. Tym razem, Hillary mimo przeróżnych zastrzeżeń i skandali, nie pozwoli się wypchnąć…

Po stronie republikańskiej mamy bardziej skomplikowaną sytuację, po pierwsze w szranki stanęło kilkunastu kandydatów, po drugie dotychczasowe rezultaty zmagań przyprawiają establishment Partii Republikańskiej (GOP) o prawdziwy ból głowy. Bossowie partii i rzecz jasna ich sponsorzy z życzliwością obstawiają dynastyczną kandydaturę byłego gubernatora stanu Floryda, syna i brata poprzednich prezydentów, czyli 62-letniego Jeba (John Ellis) Busha nieskromnie upychając jego wyborczą skarbonkę. A tu nic! W TV królują spoty, reklamy wyborcze Busha, które jednak nie przekładają się na głosy poparcia od atakowanego nimi elektoratu. Biedny, jak dotąd z trudem czasem plasuje się na końcu pierwszej piątki sondaży…

Przypomina to sowiecki dowcip o całkowicie nowej i rewolucyjnej decyzji urozmaicenia programu rozrywki ze starszą zaufaną i sprawdzoną komunistką wyznaczoną przez plenum na striptizerkę, której nikt nie chciał jednak oglądać… Jak to możliwe pytają towarzysze, przecież striptiz jest tak popularny na zachodzie, a ona jest pewna jeszcze od rewolucji? Otóż, w sondażach zdecydowanie prowadzi 69-letni miliarder Donald Trump, który sam finansuje swoją kampanię, facet do którego GOP przyznaje się niechętnie i z bólem.

Uczciwie przyznam, że moim kandydatem jest Ted Cruz. Republikański establishment mimo wierzgania wybierając pomiędzy Trumpem, a Cruzem, chętniej widziałby Trumpa, choć ten jest nieokrzesanym czarnym koniem wyścigu. Pamiętajmy, że jeszcze jest wcześnie w tej całej grze i wiele jeszcze może się wydarzyć. Trump jest nadzieją wyborców, którzy mają dość wszelkiej maści polityków. Wierzą, że właśnie tylko on może rozwalić oligarchiczne partyjne kolesi-owe elity i przywrócić wyborcom wpływ na decydowanie o rządzeniu państwem. Zwolennicy miliardera pieją z zachwytu, kiedy ten na każdym kroku udowadnia, że nie jest politykiem poprawnym politycznie i błyskawicznie potrafi wygarnąć to co myśli. Jego zwolennicy rekrutują się z wielu politycznych opcji, w dużej części z ludzi dotąd nie biorących udziału w wyborach.

Trump od dawna zdecydowanie prowadzi w sondażach, oczywiście jest populistą i cwanym graczem, jego kariera to właśnie wodzenie za nos polityków. Według sondażu CNN Trump prowadzi peleton kandydatów z wynikiem 39 proc., na drugim miejscu jest Cruz 18 proc., Carson 10 proc. i Rubio 10 proc. z pozostałymi zawodnikami pozostającymi daleko w tyle. Ciągle walczy kilkunastu kandydatów, wydaje się to być związane z dominującym od dawna przekonaniem, że żywiołowa, niezwykła kampania Trumpa zaraz się wykolei, rozpadnie i skompromituje w oczach wyborców. Po każdym jego niespodziewanym wystąpieniu zastępy jajogłowych mądrali, konsultantów wyborczych i innych autorytetów dramatycznie ogłaszali nieuchronny koniec Trumpa. Jednak przeprowadzane na te okoliczność sondaże ukazywały, że właśnie u wyborców Trump zdobył kilka punktów … więcej.

Niefortunne, ostre wypowiedzi Trumpa odnosiły się do kobiet, polityków, weteranów, emigrantów i mniejszości narodowych. Fachowcy od wyborów prognozują, że Trump nie będzie mógł przyciągnąć liczebnego bloku wyborców pochodzenia latynoskiego jak i czarnoskórych Amerykanów oraz kobiet. Jednak i tu jajogłowi mogą się pomylić, nie jest bowiem tajemnicą, że właśnie w tych środowiskach funkcjonuje kult macho, zdecydowanego, śmiałego i dobrze prosperującego mężczyzny.

Inną sprawą pozostaje mistrzostwo z jakim Trump porusza się w mediach właśnie dzięki swoim skandalizującym, nieortodoksyjnym wypowiedziom. Kiedy inni z trudem otrzymują czas antenowy (albo muszą słono za niego płacić) Donald jest ciągle oblegany, częściowo z nadzieją, że palnie coś co go wykończy. Fachowcy obliczają gotówkę Trumpa na ok. $70 milionów, czyli tyle ile na swoim koncie ma również kilku jego przeciwników (liczą się pieniądze kampanii kandydata, plus niezależnych komitetów poparcia). Trump do tej pory wydał tylko ok. $300 tys. na spoty w radio i króluje w mediach…

« poprzednia strona
123
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych