Jak można z przekonaniem twierdzić, że Trybunał Konstytucyjny z nadania Platformy będzie blokował reformy PiS i jednocześnie popierać pogląd trywializujący zamieszanie wokół TK jako „wojnę partyjną”? Tej sztuki zdaje się dokonywać redaktor Łukasz Warzecha, z upodobaniem cytujący doktora Rafała Matyję, który taką opinię wyraża.
Czytaj więcej: Zły czas dla Kasandry. Demonstracje nie są dobrym miejscem, aby pytać o polityczną strategię, ale…
Łukasz Warzecha ceni Matyję jako jednego z najprzenikliwszych znawców polskiej polityki. Ma prawo, rzecz jasna, chociaż ja pamiętam, jak redaktor nie tak znowu dawno cenił Radosława Sikorskiego w tej samej dziedzinie. Według uczonego politologa „przejęcie” TK przez PiS to tylko tania satysfakcja dla tych, którzy nie myślą „kategoriami państwa jako całości”. Czyli furda reformy i obietnice wyborcze PiS, bo do tego sprowadzałoby się zignorowanie kwestii TK przez obecną władzę. Tak się bowiem jakoś składa, że wszyscy płomienni obrońcy Trybunału Konstytucyjnego w obecnym składzie i kształcie, jednocześnie są równie zaciekłymi przeciwnikami programu reform zadeklarowanego przez PiS. I to bez wyjątków, a na czoło wysunął się zarówno obecny prezes, jak i byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, dla których 500 złotych na dziecko to „jakiś horror”.
Do czego więc miałoby się sprowadzać „myślenie kategoriami państwa jako całości”, jeśli rząd PiS posłucha politologa Rafała Matyi i przestanie zawracać sobie głowę Trybunałem? Odpowiedź politologa jest następująca:
Znacząca część takich zmian wymaga raczej misternego i długofalowego budowania zaufania między różnymi aktorami sceny publicznej.
Czyli Jarosław Kaczyński powinien dać sobie spokój z reformowaniem i przez cztery lata próbować zaprzyjaźnić się z Petru, Kopacz, Schetyną, a potem powiedzieć wyborcom: Sorry, ale nic nie zrobiliśmy, bo nie zdobyłem zaufania kolegów z opozycji, a Trybunał Konstytucyjny nam nie pozwolił.
To jest dokładne odwzorowanie strategii PO-PSL z poprzednich kadencji, kiedy obaj dobrani jak w korcu maku koalicjanci robili w konia swoje elektoraty, przerzucając się nawzajem winą i odpowiedzialnością za nicnierobienie. Jak to się skończyło już wiemy.
W gruncie rzeczy Matyja proponuje partii Kaczyńskiego, żeby przez cztery lata porządziła sobie ot tak, lekko, łatwo i przyjemnie. Rząd Beaty Szydło ma zgłaszać ustawy, np. 500 złotych na dziecko, a TK je odrzucać, zaś pani premier za każdym razem z czarującym uśmiechem rozkładać ręce i powtarzać, że następnym razem damy radę. To jest oczywiście groteska, którą Rafał Matyja owija w banały takie, że zęby cierpną od ich czytania.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Jak można z przekonaniem twierdzić, że Trybunał Konstytucyjny z nadania Platformy będzie blokował reformy PiS i jednocześnie popierać pogląd trywializujący zamieszanie wokół TK jako „wojnę partyjną”? Tej sztuki zdaje się dokonywać redaktor Łukasz Warzecha, z upodobaniem cytujący doktora Rafała Matyję, który taką opinię wyraża.
Czytaj więcej: Zły czas dla Kasandry. Demonstracje nie są dobrym miejscem, aby pytać o polityczną strategię, ale…
Łukasz Warzecha ceni Matyję jako jednego z najprzenikliwszych znawców polskiej polityki. Ma prawo, rzecz jasna, chociaż ja pamiętam, jak redaktor nie tak znowu dawno cenił Radosława Sikorskiego w tej samej dziedzinie. Według uczonego politologa „przejęcie” TK przez PiS to tylko tania satysfakcja dla tych, którzy nie myślą „kategoriami państwa jako całości”. Czyli furda reformy i obietnice wyborcze PiS, bo do tego sprowadzałoby się zignorowanie kwestii TK przez obecną władzę. Tak się bowiem jakoś składa, że wszyscy płomienni obrońcy Trybunału Konstytucyjnego w obecnym składzie i kształcie, jednocześnie są równie zaciekłymi przeciwnikami programu reform zadeklarowanego przez PiS. I to bez wyjątków, a na czoło wysunął się zarówno obecny prezes, jak i byli prezesi Trybunału Konstytucyjnego, dla których 500 złotych na dziecko to „jakiś horror”.
Do czego więc miałoby się sprowadzać „myślenie kategoriami państwa jako całości”, jeśli rząd PiS posłucha politologa Rafała Matyi i przestanie zawracać sobie głowę Trybunałem? Odpowiedź politologa jest następująca:
Znacząca część takich zmian wymaga raczej misternego i długofalowego budowania zaufania między różnymi aktorami sceny publicznej.
Czyli Jarosław Kaczyński powinien dać sobie spokój z reformowaniem i przez cztery lata próbować zaprzyjaźnić się z Petru, Kopacz, Schetyną, a potem powiedzieć wyborcom: Sorry, ale nic nie zrobiliśmy, bo nie zdobyłem zaufania kolegów z opozycji, a Trybunał Konstytucyjny nam nie pozwolił.
To jest dokładne odwzorowanie strategii PO-PSL z poprzednich kadencji, kiedy obaj dobrani jak w korcu maku koalicjanci robili w konia swoje elektoraty, przerzucając się nawzajem winą i odpowiedzialnością za nicnierobienie. Jak to się skończyło już wiemy.
W gruncie rzeczy Matyja proponuje partii Kaczyńskiego, żeby przez cztery lata porządziła sobie ot tak, lekko, łatwo i przyjemnie. Rząd Beaty Szydło ma zgłaszać ustawy, np. 500 złotych na dziecko, a TK je odrzucać, zaś pani premier za każdym razem z czarującym uśmiechem rozkładać ręce i powtarzać, że następnym razem damy radę. To jest oczywiście groteska, którą Rafał Matyja owija w banały takie, że zęby cierpną od ich czytania.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/274934-zly-czas-dla-uczonych-politologow
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.