Cała historia z wystawieniem sztuki Elfriedy Jelinek „Śmierć i dziewczyna” we wrocławskim Teatrze Polskim, jak dla mnie, nosi poważne znamiona intrygi politycznej.
Zgranie w czasie i miejscu wielu okoliczności pozwala przypuszczać, że mieliśmy do czynienia z prowokacją, w której, jak zwykle, wzięli udział politycy (teraz opozycji), tzw. ludzie kultury oraz spolegliwe byłej władzy media. Proszę zresztą spojrzeć. Sekwencja wydarzeń jest następująca. Najpierw ukazuje się wydana oficjalnie przez teatr „zajawka”. Napisano w niej co będzie się działo na scenie. Treść programu zawierała dwa mocne akcenty. Ściągnięta z zachodniej Europy porno grupa miała odbyć akt seksualny (tzw. full program).
Jakby tego było mało, zapowiedziano, że w jakiejś innej scenie pojawi się na deskach teatru 9-letnie dziecko. Ta zbitka wystarczy, żeby gawiedź i światli Europejczycy walili drzwiami i oknami jak do francuskiego cyrku przed laty, na którego arenie atleci rzucali karłami. Frekwencja więc zapewniona.
Ale był też inny aspekt całej sprawy. Dodatkowy smaczek. Skoro wicepremierem i ministrem kultury został prof. Piotr Gliński, a cały show zwany dla niepoznaki sztuką, finansowany jest z pieniędzy podatnika (teatr znajduje się w gestii lokalnego samorządu), to można również spodziewać się reakcji resortu. Wiadomo było, że minister kultury konserwatywnego rządu jakoś zareaguje. I tak się stało. Prof. Piotr Gliński odniósł się w piśmie do folderu reklamującego sztukę, wyrażając oczekiwanie w stosunku do władz samorządowych województwa dolnośląskiego dotyczące wstrzymania przygotowań do spektaklu „Śmierć i dziewczyna”. Moim zdaniem trochę za wcześnie. Lepiej byłoby w pierwszym odruchu złagodzić nieco stanowisko i przedstawić w nim tylko swoją dezaprobatę.
Istniało bowiem poważne ryzyko, że zostaniemy posądzeni o stosowanie tzw. cenzury prewencyjnej. Żądanie zdjęcia z afisza spektaklu powinno mieć miejsce dopiero po premierze, ponieważ zza rogu mogła się czaić zwykła prowokacja polityczna. Przecież dyrektor wrocławskiego Teatru Polskiego jest jednocześnie posłem Nowoczesnej i zapewne znajomym Ryszarda Petru, którego partyjka wiedzie prym w nagonce na rząd, ponieważ największe ugrupowanie opozycyjne Platforma Obywatelska jest obecnie bardzo zajęta walkami frakcyjnymi.
Ale stało się. Pismo poszło i zrobił się szum. Przed sobotnią premierą na ulicy zgromadzili się protestujący, którzy usiłowali nie dopuścić widzów na premierę, blokując drzwi. Interweniowała policja. Co ciekawe wśród demonstrantów swoją aktywność wykazywał ten sam człowiek, który spalił kukłę Żyda podczas wcześniejszej antyimigracyjnej demonstracji narodowców we Wrocławiu. Absurdalności takiego zachowania nie trzeba wyjaśniać. Gdyby któryś z przedstawicieli nacjonal-radykałów chciał spalić jakąś kukłę, to na pewno nie byłaby to postać starszego brata w wierze tylko raczej islamisty.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Cała historia z wystawieniem sztuki Elfriedy Jelinek „Śmierć i dziewczyna” we wrocławskim Teatrze Polskim, jak dla mnie, nosi poważne znamiona intrygi politycznej.
Zgranie w czasie i miejscu wielu okoliczności pozwala przypuszczać, że mieliśmy do czynienia z prowokacją, w której, jak zwykle, wzięli udział politycy (teraz opozycji), tzw. ludzie kultury oraz spolegliwe byłej władzy media. Proszę zresztą spojrzeć. Sekwencja wydarzeń jest następująca. Najpierw ukazuje się wydana oficjalnie przez teatr „zajawka”. Napisano w niej co będzie się działo na scenie. Treść programu zawierała dwa mocne akcenty. Ściągnięta z zachodniej Europy porno grupa miała odbyć akt seksualny (tzw. full program).
Jakby tego było mało, zapowiedziano, że w jakiejś innej scenie pojawi się na deskach teatru 9-letnie dziecko. Ta zbitka wystarczy, żeby gawiedź i światli Europejczycy walili drzwiami i oknami jak do francuskiego cyrku przed laty, na którego arenie atleci rzucali karłami. Frekwencja więc zapewniona.
Ale był też inny aspekt całej sprawy. Dodatkowy smaczek. Skoro wicepremierem i ministrem kultury został prof. Piotr Gliński, a cały show zwany dla niepoznaki sztuką, finansowany jest z pieniędzy podatnika (teatr znajduje się w gestii lokalnego samorządu), to można również spodziewać się reakcji resortu. Wiadomo było, że minister kultury konserwatywnego rządu jakoś zareaguje. I tak się stało. Prof. Piotr Gliński odniósł się w piśmie do folderu reklamującego sztukę, wyrażając oczekiwanie w stosunku do władz samorządowych województwa dolnośląskiego dotyczące wstrzymania przygotowań do spektaklu „Śmierć i dziewczyna”. Moim zdaniem trochę za wcześnie. Lepiej byłoby w pierwszym odruchu złagodzić nieco stanowisko i przedstawić w nim tylko swoją dezaprobatę.
Istniało bowiem poważne ryzyko, że zostaniemy posądzeni o stosowanie tzw. cenzury prewencyjnej. Żądanie zdjęcia z afisza spektaklu powinno mieć miejsce dopiero po premierze, ponieważ zza rogu mogła się czaić zwykła prowokacja polityczna. Przecież dyrektor wrocławskiego Teatru Polskiego jest jednocześnie posłem Nowoczesnej i zapewne znajomym Ryszarda Petru, którego partyjka wiedzie prym w nagonce na rząd, ponieważ największe ugrupowanie opozycyjne Platforma Obywatelska jest obecnie bardzo zajęta walkami frakcyjnymi.
Ale stało się. Pismo poszło i zrobił się szum. Przed sobotnią premierą na ulicy zgromadzili się protestujący, którzy usiłowali nie dopuścić widzów na premierę, blokując drzwi. Interweniowała policja. Co ciekawe wśród demonstrantów swoją aktywność wykazywał ten sam człowiek, który spalił kukłę Żyda podczas wcześniejszej antyimigracyjnej demonstracji narodowców we Wrocławiu. Absurdalności takiego zachowania nie trzeba wyjaśniać. Gdyby któryś z przedstawicieli nacjonal-radykałów chciał spalić jakąś kukłę, to na pewno nie byłaby to postać starszego brata w wierze tylko raczej islamisty.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/272791-powazne-znamiona-intrygi-czy-dziennikarka-tvp-karolina-lewicka-wziela-udzial-w-politycznej-prowokacji?strona=1