Wygląda na to, że Bronisław Komorowski wraz z otoczeniem nie tylko nie zrozumieli przyczyn porażki, ale nawet zrozumieć nie chcą. Samozadowolenie i pogarda dla tych, którzy nie chcą bić w bębny pochwalne dla III RP, po krótkim szoku powyborczym, wróciły do pierwotnego poziomu. Środowe orędzie prezydenta jest tego najlepszym dowodem, a stwierdzenie Bronisława Komorowskiego iż jest „połączeniem Mazowieckiego z Bartoszewskim” kropką nad i. To był prezydent, który uważał i nadal uważa, że w jego osobistym szczęściu i sukcesie jego środowiska muszą swoje spełnienie odnaleźć wszyscy Polacy. A jeśli nie odnajdują, to znaczy, że są frustratami i nie rozumieją potrzeby kompromisu.
Byłoby to wszystko pewnie tylko kwestią smaku, gdyby nie czarny dym smoleńskiego pogorzeliska jaki unosi się nad tą prezydenturą. Im bardzie w tym trudnym dla Polski czasie wołał o tańcowanie i szaloną zabawę, im więcej ściągał baloników i im potężniejsze orły budował z czekolady, tym większa była ta chmura nad jego urzędowaniem. Las Birnam nadchodził.
Polecam tygodnik „w Sieci”, który podejmuje sprawę o której w kontekście Smoleńska nie możemy zapomnieć…
Charakterystyczne, że w pożegnalnym orędziu tragedia 10 kwietnia 2010 roku jest opowiedziana jedynie jako chwila „emocji”, która szybko przeminęła dzięki „ustabilizowaniu sytuacji” przez odpowiednie nominacje. Ta narracja to jakieś szaleństwo! Śmierci śp. Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego z Małżonką oraz 94 innych osób, przedstawicieli państwowej elity, nie da się sprowadzić do „emocji”, podobnie jak nie można brutalnej próby zepchnięcia osłabionej w ten sposób formacji niepodległościowej nazwać „stabilizacją”.
Pamiętamy rechoty Bronisława Komorowskiego jako ówczesnego lidera PO z prawdziwego zamachu na Lecha Kaczyńskiego w Gruzji („jaki prezydent, taki zamach”), znamy relacje filmowe pokazujące uradowanego marszałka Sejmu Komorowskiego oczekującego na lotnisku na przywiezienie ciał ofiar Smoleńska.
Nawet jeśli przyjmiemy tłumaczenie iż to jakieś nieświadome grymasy, to kadry te dobrze oddają całość postawy Komorowskiego wobec tej ogromnej tragedii. Pierwszą jego reakcją było zachłanne przejęcie władzy i sejfów, z połamaniem prawa i dobrych obyczajów. Drugą - usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Nigdy przez całe pięć lat nie wykazał empatii i zrozumienia dla cierpienia bliskich ofiar. Nie wykorzystał żadnego swojego uprawnienia by śledztwo stało się prawdziwym, a nie fikcyjnym dochodzeniem. Kwitował MAK-owskie kłamstwa. Wyszydzał protestujących. Kolaborował z liderami przemysłu pogardy w tej sprawie, od zaprzyjaźnionego z nim Palikota po zakumplowanego z nim nadRedaktora. Blokował projekty godnego uczczenia ofiar tragedii. A kiedy nacisk społeczny zmusił go do odsłonięcia tablicy, to okazała się ona tabliczką, a uroczystość przeprowadzono w żenujący sposób.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wygląda na to, że Bronisław Komorowski wraz z otoczeniem nie tylko nie zrozumieli przyczyn porażki, ale nawet zrozumieć nie chcą. Samozadowolenie i pogarda dla tych, którzy nie chcą bić w bębny pochwalne dla III RP, po krótkim szoku powyborczym, wróciły do pierwotnego poziomu. Środowe orędzie prezydenta jest tego najlepszym dowodem, a stwierdzenie Bronisława Komorowskiego iż jest „połączeniem Mazowieckiego z Bartoszewskim” kropką nad i. To był prezydent, który uważał i nadal uważa, że w jego osobistym szczęściu i sukcesie jego środowiska muszą swoje spełnienie odnaleźć wszyscy Polacy. A jeśli nie odnajdują, to znaczy, że są frustratami i nie rozumieją potrzeby kompromisu.
Byłoby to wszystko pewnie tylko kwestią smaku, gdyby nie czarny dym smoleńskiego pogorzeliska jaki unosi się nad tą prezydenturą. Im bardzie w tym trudnym dla Polski czasie wołał o tańcowanie i szaloną zabawę, im więcej ściągał baloników i im potężniejsze orły budował z czekolady, tym większa była ta chmura nad jego urzędowaniem. Las Birnam nadchodził.
Polecam tygodnik „w Sieci”, który podejmuje sprawę o której w kontekście Smoleńska nie możemy zapomnieć…
Charakterystyczne, że w pożegnalnym orędziu tragedia 10 kwietnia 2010 roku jest opowiedziana jedynie jako chwila „emocji”, która szybko przeminęła dzięki „ustabilizowaniu sytuacji” przez odpowiednie nominacje. Ta narracja to jakieś szaleństwo! Śmierci śp. Prezydenta Rzeczypospolitej Lecha Kaczyńskiego z Małżonką oraz 94 innych osób, przedstawicieli państwowej elity, nie da się sprowadzić do „emocji”, podobnie jak nie można brutalnej próby zepchnięcia osłabionej w ten sposób formacji niepodległościowej nazwać „stabilizacją”.
Pamiętamy rechoty Bronisława Komorowskiego jako ówczesnego lidera PO z prawdziwego zamachu na Lecha Kaczyńskiego w Gruzji („jaki prezydent, taki zamach”), znamy relacje filmowe pokazujące uradowanego marszałka Sejmu Komorowskiego oczekującego na lotnisku na przywiezienie ciał ofiar Smoleńska.
Nawet jeśli przyjmiemy tłumaczenie iż to jakieś nieświadome grymasy, to kadry te dobrze oddają całość postawy Komorowskiego wobec tej ogromnej tragedii. Pierwszą jego reakcją było zachłanne przejęcie władzy i sejfów, z połamaniem prawa i dobrych obyczajów. Drugą - usunięcie krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. Nigdy przez całe pięć lat nie wykazał empatii i zrozumienia dla cierpienia bliskich ofiar. Nie wykorzystał żadnego swojego uprawnienia by śledztwo stało się prawdziwym, a nie fikcyjnym dochodzeniem. Kwitował MAK-owskie kłamstwa. Wyszydzał protestujących. Kolaborował z liderami przemysłu pogardy w tej sprawie, od zaprzyjaźnionego z nim Palikota po zakumplowanego z nim nadRedaktora. Blokował projekty godnego uczczenia ofiar tragedii. A kiedy nacisk społeczny zmusił go do odsłonięcia tablicy, to okazała się ona tabliczką, a uroczystość przeprowadzono w żenujący sposób.
Ciąg dalszy na kolejnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/261474-nad-prezydentura-bronislawa-komorowskiego-unosil-sie-od-pierwszego-do-ostatniego-dnia-czarny-dym-smolenskiego-pogorzeliska