Oto największe „autorytety”, po których wsparcie zwracają się politycy Platformy w sytuacjach podbramkowych, nie mogą pogodzić się z sytuacją w której aktor, delikatnie mówiąc niesympatyzujący z PiS, pojawia się na łamach „wSieci”. Bez ogródek przyznał się do tego Jakub Władysław Wojewódzki. Z kolei Tomasz Lis choć na łamach „Newsweeka” jedynie „podgryza Karolaka”, sugerując, ze ten łasi się do nowej władzy, to jeszcze mocniej zareagował bezpośrednio, suflując, że Karolaka „musiało chyba poj…ać” że zdecydował się na wywiad dla tygodnika Karnowskich.
Karolak mi ani brat, ani swat - ale ten, kto przeczyta całość wywiadu, a nie zatrzyma się na okładce i skrótach, które fruwają po portalach, przekona się, że aktor nie przyszedł do Canossy. Owszem, przeprosił za atak na Dudę, ale i bronił swojego udziału w kampanii Komorowskiego, tłumaczył, przekomarzał się. Ot, normalna rozmowa osób o odmiennych poglądach. Rozumiem zarzut, że za mało poważna, ale nie rozumiem, że niepotrzebna.
Oczywiście wielu - tak z prawej, jak i „salonowej” strony - sugeruje, że jakiekolwiek nawiązanie kontaktów i relacji z „przeciwnym obozem” jest dziś przejawem koniunkturalizmu. Ponieważ, rzekomo, widzą, skąd wieje wiatr i szukają swojej szansy w nowym układzie politycznym. Nawet gdyby coś w tym było (ktoś naprawdę łudzi się, że Karolak dostanie jakieś specjalne dotacje tylko dlatego, że porozmawiał ze mną na łamach „wSieci”?), to pozostaje arcyważna, choć być może nieco naiwna, kwestia odbudowy wspólnoty.
Miło się słuchało Andrzeja Dudy, który w trakcie kampanii postulował to na swoich wiecach?
Głęboko wierzę w to, że jesteśmy w naszym kraju w stanie odbudować wspólnotę. Jestem przeświadczony, że możemy być razem i naprawiać nasz kraj. Nie zrealizuje tego zadania nawet sam prezydent i rząd, chociażby nawet najlepiej współdziałali, jeżeli nie będą mieli wsparcia ze strony społeczeństwa, jeżeli nie będzie poczucia jedności, wspólnoty. W demokracji różnimy się w poglądach, bo taka jest jej natura. Przede wszystkim wspólnotę buduje wzajemny szacunek i daj Boże także życzliwość. I bardzo chciałbym, żebyśmy w Polsce zaczęli odtwarzać, bo tego nam bardzo dzisiaj brakuje
— mówił prezydent elekt.
Słowa słowami, ale gdy przychodzi realizować to w praktyce, to zwycięża raczej pokusa, by przywalić „tym drugim” po łbach. Bo przecież zasłużyli przynajmniej na ostracyzm, a nie na wyciągnięcie ręki i rzeczową, krytyczną rozmowę, w której nikt nie ukrywał ani swoich poglądów, ani sympatii.
To jasne, że nie da się dziś zakopać wszystkich rowów w polskim społeczeństwie, nie da się też przerzucić wszystkich potrzebnych mostów. Ale może warto odbudować choć kilka z nich i zmienić klimat - nowy prezydent daje naprawdę nowe nadzieje na to, że debata publiczna może toczyć się w Polsce w inny sposób niż w nieustannym siedzeniu w okopach. Pierwsze reakcje mainstreamu („afera” z wakacjami Dudy, ataki za jego udział w mszach świętych) pokazują, że będzie to bardzo trudne. Co nie znaczy, że niemożliwe.
Narzekam na mainstream, ale inna rzecz, że i na prawicy znajduje się sporo osób, które chętnie dałyby się zepchnąć do środowiskowego getta. Getta zbudowanego trochę z antypatii i pogardy do swoich ideowych przeciwników, a trochę z poczucia wyższości moralnej. Potwierdzały to emocjonalne reakcje po rozmowie z Karolakiem - tak było też zresztą po wywiadzie, jaki udzielił nam Maciej Stuhr.
To droga donikąd. Odbudowa wspólnoty może się odbyć jedynie w atmosferze wzajemnego szacunku, choćby na minimalnym poziomie. O wielu rzeczach z ostatnich lat nie można zapomnieć, wiele rzeczy należy naprawić, jeszcze więcej wyjaśnić i rozliczyć. Ale zabawę w „dorzynanie watah” zostawmy innym - zresztą proszę zobaczyć, gdzie prędzej czy później wylądowali autorzy tych pomysłów.
Pytanie brzmi - co dalej, co stanie się z tym „tuningiem prawicy” po ewentualnym przejęciu pełnej władzy. Powtórzenie scenariusza z 2005 roku i otwarcie niemal wszystkich możliwych frontów na raz w dużym stopniu zaprzepaściłoby wysiłek tego roku. Ale w PiS słychać wiele głosów, że to rozumieją i że zmiana w Polsce będzie odbywać się etapami.
Dzisiejsi zarządcy III RP zdają sobie sprawę, że to właśnie taka prawica jest najgroźniejsza - bo najmocniejsza i, paradoksalnie, o wiele bardziej skuteczna. I dlatego dziś obserwujemy ten mały festiwal paniki. Trzeba go brać za dobrą monetę i wyciągać wnioski.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Oto największe „autorytety”, po których wsparcie zwracają się politycy Platformy w sytuacjach podbramkowych, nie mogą pogodzić się z sytuacją w której aktor, delikatnie mówiąc niesympatyzujący z PiS, pojawia się na łamach „wSieci”. Bez ogródek przyznał się do tego Jakub Władysław Wojewódzki. Z kolei Tomasz Lis choć na łamach „Newsweeka” jedynie „podgryza Karolaka”, sugerując, ze ten łasi się do nowej władzy, to jeszcze mocniej zareagował bezpośrednio, suflując, że Karolaka „musiało chyba poj…ać” że zdecydował się na wywiad dla tygodnika Karnowskich.
Karolak mi ani brat, ani swat - ale ten, kto przeczyta całość wywiadu, a nie zatrzyma się na okładce i skrótach, które fruwają po portalach, przekona się, że aktor nie przyszedł do Canossy. Owszem, przeprosił za atak na Dudę, ale i bronił swojego udziału w kampanii Komorowskiego, tłumaczył, przekomarzał się. Ot, normalna rozmowa osób o odmiennych poglądach. Rozumiem zarzut, że za mało poważna, ale nie rozumiem, że niepotrzebna.
Oczywiście wielu - tak z prawej, jak i „salonowej” strony - sugeruje, że jakiekolwiek nawiązanie kontaktów i relacji z „przeciwnym obozem” jest dziś przejawem koniunkturalizmu. Ponieważ, rzekomo, widzą, skąd wieje wiatr i szukają swojej szansy w nowym układzie politycznym. Nawet gdyby coś w tym było (ktoś naprawdę łudzi się, że Karolak dostanie jakieś specjalne dotacje tylko dlatego, że porozmawiał ze mną na łamach „wSieci”?), to pozostaje arcyważna, choć być może nieco naiwna, kwestia odbudowy wspólnoty.
Miło się słuchało Andrzeja Dudy, który w trakcie kampanii postulował to na swoich wiecach?
Głęboko wierzę w to, że jesteśmy w naszym kraju w stanie odbudować wspólnotę. Jestem przeświadczony, że możemy być razem i naprawiać nasz kraj. Nie zrealizuje tego zadania nawet sam prezydent i rząd, chociażby nawet najlepiej współdziałali, jeżeli nie będą mieli wsparcia ze strony społeczeństwa, jeżeli nie będzie poczucia jedności, wspólnoty. W demokracji różnimy się w poglądach, bo taka jest jej natura. Przede wszystkim wspólnotę buduje wzajemny szacunek i daj Boże także życzliwość. I bardzo chciałbym, żebyśmy w Polsce zaczęli odtwarzać, bo tego nam bardzo dzisiaj brakuje
— mówił prezydent elekt.
Słowa słowami, ale gdy przychodzi realizować to w praktyce, to zwycięża raczej pokusa, by przywalić „tym drugim” po łbach. Bo przecież zasłużyli przynajmniej na ostracyzm, a nie na wyciągnięcie ręki i rzeczową, krytyczną rozmowę, w której nikt nie ukrywał ani swoich poglądów, ani sympatii.
To jasne, że nie da się dziś zakopać wszystkich rowów w polskim społeczeństwie, nie da się też przerzucić wszystkich potrzebnych mostów. Ale może warto odbudować choć kilka z nich i zmienić klimat - nowy prezydent daje naprawdę nowe nadzieje na to, że debata publiczna może toczyć się w Polsce w inny sposób niż w nieustannym siedzeniu w okopach. Pierwsze reakcje mainstreamu („afera” z wakacjami Dudy, ataki za jego udział w mszach świętych) pokazują, że będzie to bardzo trudne. Co nie znaczy, że niemożliwe.
Narzekam na mainstream, ale inna rzecz, że i na prawicy znajduje się sporo osób, które chętnie dałyby się zepchnąć do środowiskowego getta. Getta zbudowanego trochę z antypatii i pogardy do swoich ideowych przeciwników, a trochę z poczucia wyższości moralnej. Potwierdzały to emocjonalne reakcje po rozmowie z Karolakiem - tak było też zresztą po wywiadzie, jaki udzielił nam Maciej Stuhr.
To droga donikąd. Odbudowa wspólnoty może się odbyć jedynie w atmosferze wzajemnego szacunku, choćby na minimalnym poziomie. O wielu rzeczach z ostatnich lat nie można zapomnieć, wiele rzeczy należy naprawić, jeszcze więcej wyjaśnić i rozliczyć. Ale zabawę w „dorzynanie watah” zostawmy innym - zresztą proszę zobaczyć, gdzie prędzej czy później wylądowali autorzy tych pomysłów.
Pytanie brzmi - co dalej, co stanie się z tym „tuningiem prawicy” po ewentualnym przejęciu pełnej władzy. Powtórzenie scenariusza z 2005 roku i otwarcie niemal wszystkich możliwych frontów na raz w dużym stopniu zaprzepaściłoby wysiłek tego roku. Ale w PiS słychać wiele głosów, że to rozumieją i że zmiana w Polsce będzie odbywać się etapami.
Dzisiejsi zarządcy III RP zdają sobie sprawę, że to właśnie taka prawica jest najgroźniejsza - bo najmocniejsza i, paradoksalnie, o wiele bardziej skuteczna. I dlatego dziś obserwujemy ten mały festiwal paniki. Trzeba go brać za dobrą monetę i wyciągać wnioski.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/259792-milo-sluchalo-sie-slow-andrzeja-dudy-o-odbudowie-wspolnoty-realizujmy-to-zabawa-w-dorzynanie-watah-nigdy-nie-konczy-sie-dobrze?strona=2