Polacy na czele oddziałów specjalnych NATO. Gen. Polko: Inne obszary polskiej armii powinny wziąć przykład. NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Profil R. Polko na Facebooku
Fot. Profil R. Polko na Facebooku

wPolityce.pl: Jak informował portal wPolityce.pl, Polacy przejęli dowodzenie oddziałami specjalnymi NATO. Szkolenie zajęło im tylko 5 lat, inni czekali ponad dekadę.. Można mówić zatem o sukcesie?

Gen. Roman Polko: Chciałbym sprostować wiadomość o okresie przygotowań. On nie był tak krótki. Proces ten rozpoczął się już w czasie, gdy GROM brał udział w wojnie w Zatoce Perskiej. Wtedy zaczęły się różne rozmowy i spotkania w tej sprawie. Spotykałem się z brytyjskimi czy amerykańskimi dowódcami, prowadzono spotkania w Polsce. Naprawdę intensywne rozmowy prowadzone były natomiast od 2006 roku. Ważnym wydarzeniem było powołanie Dowództwa Wojsk Specjalnych. Śp. Lech Kaczyński był zorientowany w sytuacji i stanie prac. On wiedział, że DWS potrzebne jest Polsce, by jej siły mogły być w elicie. Prace zostały podjęte, potem zapadły decyzje.

Do budowy GROM przystąpiono jednak znacznie wcześniej. Czy ta jednostka nie wystarczyła?

Nie, wiadomo było, że GROM nie wystarczy, że potrzebna jest większa struktura, potrzebni są sztabowcy, dowództwo, które będzie w stanie zarządzać i kierować siłami specjalnymi. To się udało zbudować. Struktury sił specjalnych są wolne, od widocznych w wielu innych obszarach WP, przerostów biurokracji. One nie są zbiurokratyzowane, tam służą ludzie z pola, praktycy. I im dowództwo NATO powierzyło kierowanie siłami specjalnymi Sojuszu. To jest niewątpliwy sukces. On się jednak nie wziął z niczego, to wynik wypełniania zadań, misji, które skutecznie udało się realizować w Iraku czy Afganistanie. Sukces sił specjalnych należałoby wziąć za wzór dla innych obszarów polskiej armii.

Co było kluczowe dla sukcesu sił specjalnych? Co trzeba powtórzyć?

W każdym rodzaju wojsk potrzeba szukać odpowiednich rozwiązań. Jednak warto wskazać na koordynację, dowodzenie i umiejętność integracji. Mieliśmy jednostkę komandosów przed powołaniem Dowództwa Wojsk Specjalnych, była Formoza, był GROM, byli komandosi w Lublińcu. Jednak to właśnie powołanie DWS umożliwiło wprowadzenia spójnego systemu dowodzenia.

Obecna władza na szczeblu dowódczym wprowadziła jednak spore zamieszanie.

Rzeczywiście jest i łyżka dziegciu w tym obrazie. To, co było najwspanialsze w tej strukturze, co doprowadziło do sukcesów sił specjalnych, zostało rok temu rozwiązane. Dowództwo Wojsk Specjalnych zostało podzielone na dwie części. Jedna z nich ma planować, a druga ma realizować plany. W istocie wydłużyła się procedura komunikacji między szczeblami, a granice odpowiedzialności się zatarły. Kto odpowiada za integrację? Za dowodzenie? Za szkolenie? Tego nie wiadomo, trudno wskazać. Rozbudowano strukturę i wprowadzono bałagan. Gdyby siły specjalne w Polsce miały liczebność jak w USA, gdzie służy ok. 50 tys. żołnierzy, to taka struktura byłaby uzasadniona. W Polsce jednak siły specjalne liczą ok. 3 tys. złotych. Taka struktura jest więc nieuzasadniona.

Co zatem warto skopiować z sił specjalnych?

Muszę wskazać na powołanie odpowiedniego dowództwa, koordynację działań, współdziałanie. Trzeba się opierać na ludziach, którym się coś chce, a nie ludziach, którzy zajmują jedynie stanowiska. Siły specjalne wykonały świetną robotę. Podobną trzeba wykonać i w innych obszarach, w tym jednostkach regularnych. Bez niej trudno będzie naszej armii znaleźć się w XXI wieku.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

CZYTAJ TAKŻE: Siły specjalne, czyli „perełka” w zardzewiałej koronie. Sukces „specjalsów” cieszy. III RP stać na jego powtórzenie?

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych