Oddana walkowerem debata o polityce zagranicznej nie była pierwsza. PiS nie wykorzystało okazji do wypunktowania Sikorskiego

PAP/Grzegorz Jakubowski
PAP/Grzegorz Jakubowski

Kampania wyborcza do Parlamentu Europejskiego przebiega zupełnie nie tak, jak można by oczekiwać. Tematy związane z polityką zagraniczną, rolą i znaczeniem Unii Europejskiej i samego PE, o ile w ogóle się pojawiły, zeszły na drugi, a może i trzeci plan. Nawet - po kilkudniowym wzmożeniu - sprawy Ukrainy i relacji polsko-rosyjskich wyblakły. W kampanii słychać o węglu, służbie zdrowia, edukacji - krótko mówiąc, o wszystkim, co powinno obchodzić ścigających się na Wiejską, a nie do Brukseli.

Z tym większym zainteresowaniem obserwowałem czwartkowe wystąpienie ministra Sikorskiego i następującą po nim debatę w Sejmie. Szef MSZ niczym nie zaskoczył - jego expose było miałkie, pozbawione werwy i mało przekonujące. Nie było w tym żadnego planu czy wizji, która mogłaby porwać.

Sikorski dużo miejsca poświęcił, co zrozumiałe, Rosji, ale znów - przemyślenia były okrągłe. Nie przedstawił polskich oczekiwań co do przyszłości NATO, relacje ze Stanami Zjednoczonymi nie pojawiły się w tekście expose niemal w ogóle, a o polskich oczekiwaniach, wyrażonych w jasnych konkretach, nie usłyszeliśmy wcale. Zabrakło nakreślenia problemów związanych z drastycznie innym od polskiego stosunkiem państw UE do Rosji. Nie było tłumaczeń związanych ze zmianą nastawienia rządu Tuska wobec Putina.

CZYTAJ WIĘCEJ: Expose Sikorskiego: „Gdy Rosja współpracuje ze światem, jesteśmy pierwsi do współpracy. Gdy grozi przemocą, szybko wyciągamy wnioski!”

I gdy wydawało się, że to idealna okazja dla opozycji, by wytknąć wszystkie braki i niedociągnięcia w przemówieniu Sikorskiego i całej polityce MSZ, okazało się, że PiS oddał debatę walkowerem. Jarosława Kaczyńskiego nie było w Sejmie w ogóle (co zresztą później wykorzystał premier Tusk i „zaprzyjaźnione” media), wybrał wizytę w Pułtusku. Występujący w imieniu PiS Witold Waszczykowski nie był należycie przygotowany.

Polityk i, jak rozumiem, kandydat największej partii opozycyjnej na ministra spraw zagranicznych wpisał się w zadziwiającą bierność PiS. Waszczykowski niby próbował wytykać nieścisłości w przemówieniu Sikorskiego, ale czynił to tak niezręcznie i niespójnie, że krytyka spłynęła po szefie MSZ jak po kaczce. Zupełnie został wyprowadzony z równowagi, gdy Sikorski kopnął w klatkę, prowokując posła PiS wrzutką: „no powiedz o zamachu”. W reakcji padły słowa o „pizzy na ustach”, zarzut megalomani, personalne wycieczki.

CZYTAJ WIĘCEJ: Waszczykowski do Sikorskiego: „Mieliśmy popisy megalomaństwa - Napoleonem polskiej polityki jest pan tylko w prasie!”

Tak nie zachowuje się polityk, który aspiruje do fotela szefa polskiej dyplomacji. Tak nie zachowuje się partia, która ma ambicje przejąć władzę. Prawo i Sprawiedliwość zupełnie nie wykorzystało szansy, by wypunktować założenia przedstawione przez szefa MSZ. Największa partia opozycyjna oddała tę debatę walkowerem: najpierw nieobecnością Kaczyńskiego, a później nieprzygotowaniem Waszczykowskiego.

Natychmiast, czemu zresztą trudno się dziwić, wykorzystał to premier Tusk. Szef rządu wyciągnął absurdalne cytaty z prof. Pawłowicz, zarzucił partii Kaczyńskiego, co było już kuriozalne, sprzyjanie Putinowi i mógł zaliczyć dyskusję do wygranych. Swoje dodały „zaprzyjaźnione” media, ale przecież - powtarzać to trzeba bez końca i do skutku - sam fakt, że ktoś chce uderzyć psa, nie oznacza, że trzeba mu dostarczać kij do rąk.

CZYTAJ WIĘCEJ: Niebywałe! Premier straszy „putinowską piątą kolumną w Europie” i sugeruje to Kaczyńskiemu: „Jakie jest stanowisko PiS?”

Co ciekawe, gdy wyjechały kamery i opustoszały Sejm, okazało się, że można tę debatę poprowadzić inaczej. Adam Lipiński krok po kroku pytał coraz bardziej zdumiałego i nieprzygotowanego szefa MSZ (pozostał na debacie sam w ławach rządowych) o konkretne obietnice i plany, których polska dyplomacja nie zrealizowała. Sikorski próbował odpowiadać, a w końcu wziął na stronę Lipińskiego i tłumaczył się ze swojej polityki.

Oddana walkowerem debata publiczna w sprawie polityki zagranicznej nie była, niestety, pierwszą w ostatnim czasie, którą PiS zbagatelizował. Kilka dni temu minister Bartłomiej Sienkiewicz przedstawiał w Sejmie projekt zmian związanych z reformą nadzoru służb specjalnych. Ławy opozycji były puste, a przecież - zwłaszcza w kontekście rosyjskiej agresji - sprawy bezpieczeństwa są najistotniejsze. Także, a może głównie te związane ze specsłużbami.

Także i tę sprawę można, a może i trzeba było przeciągnąć na własną korzyść. Pomysły Sienkiewicza są przynajmniej zastanawiające, a otwarty konflikt między środowiskiem prezydenta i premiera wskazuje, że pole do popisu i wbicia klina między oba obozy było duże. Ale znów - walkower.

Co chyba najsmutniejsze, PiS odpuszczając tego typu dyskusje w najważniejszych dla polskiego państwa sprawach, wpisuje się w napisany przez Platformę scenariusz psucia państwa. Jasne, że w Sejmie, przy takiej, a nie innej większości, pomysły opozycji nie przejdą. Jasne, że Wiejska staje się coraz bardziej marginesem polskiej polityki, a nie głównym polem bitwy. Ale propaństwowa opozycja nie powinna dawać się wpisać w ten scenariusz.

Inna rzecz, że coraz częściej tematy w naszej polityce są jednodniowe, a może i parogodzinne. „Przerobione” w wieczornych serwisach informacyjnych, zupełnie znikają z debaty - jakby nie było ich w ogóle. Tak też będzie z debatą o polityce zagranicznej. Bo znów padły słowa o Bartoszewskim, bo ktoś zrobił „selfie”, bo zaginął dron, bo trzeba kreować nowe tematy.

Wszystko to prawda. Tylko czy naprawdę trzeba grać i tańczyć pod tę melodię?

Marcin Fijołek

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych