Wbrew pozorom mamy jednak wobec generała dług wdzięczności…
— pisze na łamach „Gazety Wyborczej” Paweł Wroński, komentując konflikt wokół pomnika sowieckiego generała w Pieniężnem.
Musimy przyznać, że nawet jak na standardy „Wyborczej” tekst przekracza granice żenady i hańby. Otóż Wroński bez najmniejszego wstydu staje w obronie sowieckiego generała i nie różni się w tym ani trochę od rosyjskiego MSZ.
CZYTAJ WIĘCEJ: Moskwa oburzona zdewastowaniem pomnika w Pieniężnie. Żąda ukarania winnych
Bo Wroński też jest oburzony. Też marszczy brwi. Też broni do ostatniej kropli krwi i atramentu czerwonoarmistów.
A zaczyna się nieźle.
Gen. Czerniachowski dla mnie nie jest bohaterem
— przyznaje dziennikarz.
Dodaje przy tym, że jako funkcjonariusz NKWD tępił on polskie podziemie. I gdy już zaczynaliśmy myśleć, że i „Wyborczą” stać na trzeźwy głos w sprawie pomnika sowieckiego generała, Wroński staje murem z czerwonoarmistami.
Dla Rosjan Czerniachowski jest jednym z bohaterów wojennych. Najmłodszy generał Armii Czerwonej - dostał awans w wieku 39 lat. To jego czołgi szły na szpicy kontruderzenia w czasie słynnej bitwy pod Kurskiem. On uczestniczył w przełamaniu frontu na Białorusi i prowadził ofensywę na Królewiec. Był jednym z najodważniejszych i najbardziej agresywnych dowódców
— opiewa walory Czerniachowskiego.
A później po prostu nie nadążamy. Wroński stawia kuriozalny argument - skoro my wymagamy od Rosji prawdy o Katyniu, to powinniśmy uznać ich ocenę Armii Czerwonej. I zostawić w spokoju pomniki oprawców.
Uznajmy, że ten pomnik dokumentuje historyczny fakt. Wszak od Rosjan wymagamy, by przyjęli do wiadomości historyczny fakt zbrodni katyńskiej i z szacunkiem traktowali polskie pomniki i cmentarze. Wbrew pozorom mamy jednak wobec generała dług wdzięczności
— tłumaczy.
Dług wdzięczności wobec Czerniachowskiego może macie na Czerskiej. Każdy, kto choć trochę poznał historię Polski po 1944 roku, wie, co przynieśli czerwonoarmiści na polskie ziemie. Poza wyparciem Hitlera - przynieśli szereg kolejnych zbrodni.
Nie dla wszystkich jest to jednak oczywiste.
To także dzięki niemu dziennikarze mogą używać pięknego polskiego wyrażenia „komunistyczny oprawca”
— pisze Wroński.
A potem - kpiny. Bo, hahaha, w prawicowej „wersji historii” Armia Czerwona była zła. A przecież przyniosła wolność. Demokrację. Cywilizację.
Zapewne tego problemu nie będzie, jeśli zwycięży patriotyczna wersja historii lansowana przez część IPN i prawicowych publicystów. Nasze dzieci będą się uczyć, że II wojna światowa zaczęła się 17 września. (…) Po 1945 r. Polska znalazła się pod drugą okupacją, najstraszniejszą i wyniszczającą, która trwała do 1989 r., a jak twierdzą niektórzy - do dziś. Tylko co to będzie miało wspólnego z prawdą?
— zastanawia się Wroński.
Panie Pawle, szczerze radzimy wysłać CV do rosyjskiego MSZ. Ławrow przyjmie z otwartymi rękami. A gen. Czerniachowskiego może pan powiesić sobie nad łóżkiem - w ramach dowodu wdzięczności. Na polskich ulicach i skwerach oprawców czcić nie chcemy.
svl, „Gazeta Wyborcza”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/194268-prawdziwa-gwiazda-smierci-wyborcza-murem-w-obronie-sowieckich-generalow-wronski-zglasza-sie-do-pracy-w-rosyjskim-msz-mamy-wobec-gen-czerniachowskiego-dlug-wdziecznosci