Salon odtrąbił sukces: nie ma trotylu! Zapomniano o innych czołówkach: „Czynności na miejscu zdarzenia po trzech latach to bezsens..."

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Dominujące w III RP media odtrąbiły sukces. Nie ma śladów materiałów wybuchowych, jest kolejny dowód, że rządowa wersja jest prawdziwa, że ci, którzy ją kontestują, nie mają racji.

Pretekst do kampanii triumfalizmu dała Naczelna Prokuratura Wojskowa wydając opinię, w której czytamy, że Centralne Laboratorium Kryminalistyczne Policji nie stwierdziło obecności śladów materiałów wybuchowych w próbkach pobranych w Smoleńsku oraz z ciał ofiar tragedii smoleńskiej. Choć opinia, jak wskazała sama NPW, jest niejasna i niepełna w świat poszedł odpowiedni przekaz. Media bezrefleksyjnie pisały, że sprawa materiałów wybuchowych została już rozstrzygnięta.

Komentując działania prokuratury wojskowej mec. Małgorzata Wassermann w rozmowie z portalem wPolityce.pl tłumaczy:

Prokuratorzy pojechali na miejsce zdarzenia dwa lata po katastrofie. A przecież wszyscy wiemy, jak traktowany był wrak. Tymczasem każdy dowód, w szczególności tak ważny, powinien być badany natychmiast po zdarzeniu, próbki pobierane z niego powinny być natychmiast, a on sam powinien być przechowywany w odpowiednich warunkach na potrzeby dalszych badań. W sprawie smoleńskiej złamano wszelkie procedury. Powstaje pytanie, czy w takim razie jakiekolwiek badania wraku tupolewa na potrzeby wykrycia lub wykluczenia mat wybuchowych mogą być miarodajne. Wydaje się, że w dużym zakresie – nie.

Słusznie mecenas Wassermann wskazuje na kwestię podstawową - wiarygodność próbek pobranych ponad dwa lata po tragedii smoleńskiej. Wydaje się oczywiste, że ich wiarygodność jest bardzo niska. Mówili o tym zarówno eksperci podczas konferencji smoleńskiej, jak i specjaliści cytowani chętnie w mediach, które dziś ogłaszają triumf.

Gwarancją dobrze prowadzanego postępowania jest wykonanie pierwszych czynności, natychmiast po zdarzeniu. Pierwsze dni decydują o tym, co się będzie dalej działo w postępowaniu. Tutaj wykonujemy czynność, która powinny być wykonane dzień, dwa po zdarzeniu, a nie po 3 latach. Czego szukamy po 3 latach?

- w ten sposób kryminalistyk Ewa Gruza komentowała w TVN24 (23.09.2013) przeszukiwanie miejsca, w którym mogła zniknąć Iwona Wieczorek, szukana przez policję od 2010 roku.

W wypowiedzi chętnie cytowanej przez inne media Gruza pytała również:

Ile jeszcze szmatek po trzech sezonach turystycznych można odnaleźć? Idziemy w obłędnym kierunku, zamiast rzetelnie pracować na miejscu zdarzenia.

Komentując tę samą sprawę prof. Brunon Hołyst, kryminolog z Uniwersytetu Łódzkiego, w rozmowie z Dziennikiem Łódzkim wskazywał (28.09.2013):

Śladów, które były na trasie przejścia Ilony Wieczorek, już nie ma. Przecież minęły trzy lata. Gdyby teraz znaleziono jej zwłoki to byłby sukces policji i jednocześnie klęska. Sukces, że je w ogóle znaleziono, a klęska, że ich nie znaleziono w pierwszym stadium śledztwa. Zatem akcja policji nie dała żadnego rezultatu. Znaleziono jakieś kości, pochodzące od psa i szczątki ubrań, ale matka wykluczyła, że spódnica znaleziona na trasie przejścia Iwony należała do niej. (…) Na pewno to jest późno. Za późno, żeby na przykład zabezpieczyć ślady obuwia. Oględziny, i to dokładne tego miejsca, należało przeprowadzić jeszcze tego samego dnia, przeczesać je centymetr po centymentrze. Każdy dzień oddala możliwość ustalenia sprawcy, ponieważ czas niszczy ślady. (…) Po trzech latach nie można spodziewać się czegoś rewelacyjnego.

W innej sprawie słychać było podobne sugestie. Paweł Moczydłowski, kryminolog, socjolog, były szef więziennictwa i ekspert Open Society Institute, komentując dla „Super Expressu” sprawę zamordowania przez Katarzynę W. swojej córki mówił:

Co by było, gdyby to naprawdę było porwanie? Spóźnienie 2-3 dni oznacza, że porywacz może w tym czasie zmienić 3 razy kontynent. Może siedzieć w kraju, z którym nie mamy umowy o ekstradycji! 2-3 dni na manipulacje, gubienie śladów! Do tego badanie śladów kilka dni po zdarzeniu.

Moczydłowski również wskazywał na tempo pracy przy zbieraniu i badaniu śladów, podkreślając, że nawet 2-3-dniowa zwłoka daje duże pole do nadużyć, mataczenia i niszczenia śladów.

W jednym z opisów numeru tygodnika „Wprost” z października 2013 roku, który można znaleźć na stronach wydawcy czytamy z kolei (27.10.2013):

Każdy czytelnik kryminałów wie, że natychmiast należy zabezpieczyć wszystkie możliwe ślady. W tej sprawie (zniknięcia I.Wieczorek – red.) tego nie uczyniono. „Niewyobrażalne jest to, że natychmiast nie zabezpieczono monitoringu z kamer na terenie, gdzie Wieczorek mogła się znajdować tuz przed zaginięciem. A jak już się do tego wzięto, to robiono to chaotycznie. Dlatego część zapisów z kamer utracono bezpowrotnie. Przeszukania terenów dokonywano wyrywkowo. Dopiero po trzech i pół roku sprawdzono je dokładnie. Część z tych materiałów mogła bezpowrotnie przepaść” – pisze w komentarzu Sylwester Latkowski, redaktor naczelny tygodnika WPROST.

Media chętnie informowały o tym, że w sprawie Iwony Wieczorek czy Katarzyny W. podstawowe błędy przy zabezpieczaniu śladów na początku śledztwa skutkują błędami nie do nadrobienia. Co ciekawe te same media, które dziś radośnie i bezrefleksyjnie powtarzają tezy prokuratury wojskowej, do niedawna na czołówkach miały stwierdzenia, że po trzech latach badanie miejsca zdarzenia mija się z celem, ponieważ materiał dowodowy nie istnieje. Dziś jednak o tym milczą.

Sprawa smoleńska przynosi kolejny przykład hucpy prokuratorsko-medialnej, która obliczona jest na zdobycie zgody Polaków na smoleńską bezczynność. Zamiast rzetelnego śledztwa ma być pseudośledztwo, zamiast sprawdzenia czy są ślady materiałów wybuchowych stwierdzenie, że ich nie ma, zamiast informacji, dezinformacja.

Wszystko robione jest na „bezczela”. Rano media w innej sprawie mówią, że po trzech latach śladów nie ma co szukać, by już popołudniu zapomnieć o tym, gdy trzeba relacjonować smoleńskie oświadczenia prokuratury...

Smoleńsk! Medialny funkcjonariuszu, klapki na oczy włóż!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych