Wojskowi śledczy sami podkopują zaufanie do swojej instytucji. A to właśnie ona ma klucz do tego, jak Polacy ocenią śledztwo ws. 10/04

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski
Fot. PAP/Grzegorz Jakubowski

Mam takie wrażenie, ze prokuratorów wojskowych nigdy nie szkolono pod kątem walki medialnej, politycznej i kształtowania przekazu medialnego. (...) Wolałbym żeby prokuratura potrafiła się komunikować lepiej i precyzyjniej, ale nie zakładam tu złych intencji czy prób ukrycia czegokolwiek

- mówił Donald Tusk, komentując wypowiedzi śledczych na posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.

Oczywiście premier zrobił to w swoim stylu - wielokrotnie podkreślając, że presję na prokuratorach wytwarza zła opozycja i media, a sami śledczy biorą udział "w walce medialnej i politycznej". Ot, urok szefa rządu.

Ale premier w jednym ma rację. Precyzyjne i jednoznaczne komunikaty NPW uspokoiłyby (przynajmniej w jakimś stopniu) nastroje społeczeństwa w sprawie 10/04. Zamiast kiwania w stylu "nie mówiłem, że nie było, ale że nie stwierdzono", zamiast uwikłania w dziwną grę, której efektem było wykastrowanie dużego dziennika, zamiast dziwnych sporów wewnątrz struktur NPW, opinia publiczna oczekuje prostych i czytelnych sygnałów.

Przypomnijmy, jak brzmiał fragment komunikatu NPW z 30 października bieżącego roku:

Powołani przez prokuraturę biegli, pracujący wraz z prokuratorem wojskowym pod Smoleńskiem, nie stwierdzili na wraku samolotu Tu-154M trotylu

- mówili śledczy.

A teraz słowa sprzed kilku dni:

Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT)

- stwierdził płk Artymiak.

Mało tego, oba te stwierdzenia wzajemnie się nie wykluczają. Bo przecież faktycznie i oficjalnie "stwierdzić" prokuratorzy mogą dopiero po potwierdzeniu laboratoryjnych badań, nawet mimo zapewnień producenta detektorów, że jego urządzenia w ten sposób się nie mylą, nawet mimo eksperymentów z detektorem na wizji, które nie potwierdzają słów śledczych.

Proszę jednak wyobrazić sobie, jak wyglądałaby rzeczywistość polityczna i medialna, gdyby prokuratorzy zaczęli październikową konferencję w odpowiedzi na tekst Cezarego Gmyza cytatem numer 2.

Ale nawet naiwnie zakładając scenariusz dla śledczych najlepszy - że nie jest to wspólna gra rządu i prokuratury, jak oceniał w rozmowie z wPolityce.pl Paweł Lisicki, a jedynie ostrożność prokuratorów przed formułowaniem radykalnych wniosków i wrażliwość na emocje, jakie sprawa 10/04 rozpala wśród społeczeństwa, to kolejne wypowiedzi każą postawić następne pytania o intencje prokuratury.

Zabiegamy, aby wrak Tu-154M i oryginały rejestratorów samolotu jak najszybciej zostały sprowadzone do kraju, z prawnego punktu widzenia nie jest to jednak konieczne do zakończenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej

- powiedział w rozmowie z PAP płk Rzepa.

Choćby prokuratura nie zamierza kończyć śledztwa bez sprowadzenia wraku do Polski (co byłoby ruchem arcyabsurdalnym), a słowa były po prostu opisem procedur możliwych do zastosowania, to takie zdania paść nie powinny, bo znów rozpalają niepotrzebne emocje, mnożą wątpliwości, podkopują zaufanie do śledczych.

Paweł Wroński kpił dziś w "Gazecie Wyborczej", że to prawica pozbawia wiarygodności Prokuratury Wojskowej - ostatniej instytucji, której działalność do tej pory nie była aż tak ostro krytykowana.

Jeśli teraz prokuratura po laboratoryjnych badaniach nie stwierdzi obecności trotylu we wraku Tu-154, będzie współoskarżona o matactwo w "niesłychanej zbrodni", podmianę próbek albo specjalne pozostawienie ich "ruskim" po to, by oni je podmienili. Jeśli badania potwierdzą obecność śladów trotylu, będzie to jednoznaczny dowód zamachu, który prokuratura kłamstwami i mataczeniem usiłowała wcześniej ukryć

- napisał dziennikarz.

Wroński o pozbawienie wiarygodności prokuratury oskarża prawicę. Problem w tym, że to sami śledczy w kwestii zaufania; swoimi niedopowiedzeniami, półprawdami i wymijającymi odpowiedziami, strzelają sobie gole do własnej bramki. Przyznaje to nawet minister rządu Tuska, przyznaje to półgębkiem sam premier, przyznają to obywatele, mając coraz większe wątpliwości w sprawie 10/04. Ale niektórzy chcą za wszelką cenę być bardziej papiescy niż sam papież.

Nie byłoby tak dużych problemów ze sprawą 10/04, gdyby rząd umiał skutecznie wymóc na swoich rosyjskich partnerach sprowadzenie wraku i skrzynek do Polski, nie byłoby aż tak dużych animozji i dwóch krańcowo odmiennych ocen śledztwa, gdyby członkowie komisji Millera na bieżąco reagowali na nowe informacje i zgadzali się na rozmowy z dziennikarzami mającymi wątpliwości, nie byłoby wreszcie tak potwornego chaosu informacyjnego w sprawie badań biegłych w Smoleńsku, gdyby nie słowne dryblingi i kiwki prokuratorów, a także idące za nimi kpiny wszystkowiedzących publicystów.

Klucz do tego, jak potoczą się losy śledztwa i jaki będzie jego odbiór w opinii publicznej wciąż leży po stronie prokuratury. Warto, by śledczy w końcu zdali sobie sprawę z jaką sprawą mają do czynienia.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych