Mam takie wrażenie, ze prokuratorów wojskowych nigdy nie szkolono pod kątem walki medialnej, politycznej i kształtowania przekazu medialnego. (...) Wolałbym żeby prokuratura potrafiła się komunikować lepiej i precyzyjniej, ale nie zakładam tu złych intencji czy prób ukrycia czegokolwiek
- mówił Donald Tusk, komentując wypowiedzi śledczych na posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka.
Oczywiście premier zrobił to w swoim stylu - wielokrotnie podkreślając, że presję na prokuratorach wytwarza zła opozycja i media, a sami śledczy biorą udział "w walce medialnej i politycznej". Ot, urok szefa rządu.
Ale premier w jednym ma rację. Precyzyjne i jednoznaczne komunikaty NPW uspokoiłyby (przynajmniej w jakimś stopniu) nastroje społeczeństwa w sprawie 10/04. Zamiast kiwania w stylu "nie mówiłem, że nie było, ale że nie stwierdzono", zamiast uwikłania w dziwną grę, której efektem było wykastrowanie dużego dziennika, zamiast dziwnych sporów wewnątrz struktur NPW, opinia publiczna oczekuje prostych i czytelnych sygnałów.
Przypomnijmy, jak brzmiał fragment komunikatu NPW z 30 października bieżącego roku:
Powołani przez prokuraturę biegli, pracujący wraz z prokuratorem wojskowym pod Smoleńskiem, nie stwierdzili na wraku samolotu Tu-154M trotylu
- mówili śledczy.
A teraz słowa sprzed kilku dni:
Niektóre z detektorów użytych w Smoleńsku wykazały na czytnikach cząsteczki trotylu (TNT)
- stwierdził płk Artymiak.
Mało tego, oba te stwierdzenia wzajemnie się nie wykluczają. Bo przecież faktycznie i oficjalnie "stwierdzić" prokuratorzy mogą dopiero po potwierdzeniu laboratoryjnych badań, nawet mimo zapewnień producenta detektorów, że jego urządzenia w ten sposób się nie mylą, nawet mimo eksperymentów z detektorem na wizji, które nie potwierdzają słów śledczych.
Proszę jednak wyobrazić sobie, jak wyglądałaby rzeczywistość polityczna i medialna, gdyby prokuratorzy zaczęli październikową konferencję w odpowiedzi na tekst Cezarego Gmyza cytatem numer 2.
Ale nawet naiwnie zakładając scenariusz dla śledczych najlepszy - że nie jest to wspólna gra rządu i prokuratury, jak oceniał w rozmowie z wPolityce.pl Paweł Lisicki, a jedynie ostrożność prokuratorów przed formułowaniem radykalnych wniosków i wrażliwość na emocje, jakie sprawa 10/04 rozpala wśród społeczeństwa, to kolejne wypowiedzi każą postawić następne pytania o intencje prokuratury.
Zabiegamy, aby wrak Tu-154M i oryginały rejestratorów samolotu jak najszybciej zostały sprowadzone do kraju, z prawnego punktu widzenia nie jest to jednak konieczne do zakończenia śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej
- powiedział w rozmowie z PAP płk Rzepa.
Choćby prokuratura nie zamierza kończyć śledztwa bez sprowadzenia wraku do Polski (co byłoby ruchem arcyabsurdalnym), a słowa były po prostu opisem procedur możliwych do zastosowania, to takie zdania paść nie powinny, bo znów rozpalają niepotrzebne emocje, mnożą wątpliwości, podkopują zaufanie do śledczych.
Paweł Wroński kpił dziś w "Gazecie Wyborczej", że to prawica pozbawia wiarygodności Prokuratury Wojskowej - ostatniej instytucji, której działalność do tej pory nie była aż tak ostro krytykowana.
Jeśli teraz prokuratura po laboratoryjnych badaniach nie stwierdzi obecności trotylu we wraku Tu-154, będzie współoskarżona o matactwo w "niesłychanej zbrodni", podmianę próbek albo specjalne pozostawienie ich "ruskim" po to, by oni je podmienili. Jeśli badania potwierdzą obecność śladów trotylu, będzie to jednoznaczny dowód zamachu, który prokuratura kłamstwami i mataczeniem usiłowała wcześniej ukryć
- napisał dziennikarz.
Wroński o pozbawienie wiarygodności prokuratury oskarża prawicę. Problem w tym, że to sami śledczy w kwestii zaufania; swoimi niedopowiedzeniami, półprawdami i wymijającymi odpowiedziami, strzelają sobie gole do własnej bramki. Przyznaje to nawet minister rządu Tuska, przyznaje to półgębkiem sam premier, przyznają to obywatele, mając coraz większe wątpliwości w sprawie 10/04. Ale niektórzy chcą za wszelką cenę być bardziej papiescy niż sam papież.
Nie byłoby tak dużych problemów ze sprawą 10/04, gdyby rząd umiał skutecznie wymóc na swoich rosyjskich partnerach sprowadzenie wraku i skrzynek do Polski, nie byłoby aż tak dużych animozji i dwóch krańcowo odmiennych ocen śledztwa, gdyby członkowie komisji Millera na bieżąco reagowali na nowe informacje i zgadzali się na rozmowy z dziennikarzami mającymi wątpliwości, nie byłoby wreszcie tak potwornego chaosu informacyjnego w sprawie badań biegłych w Smoleńsku, gdyby nie słowne dryblingi i kiwki prokuratorów, a także idące za nimi kpiny wszystkowiedzących publicystów.
Klucz do tego, jak potoczą się losy śledztwa i jaki będzie jego odbiór w opinii publicznej wciąż leży po stronie prokuratury. Warto, by śledczy w końcu zdali sobie sprawę z jaką sprawą mają do czynienia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/146179-wojskowi-sledczy-sami-podkopuja-zaufanie-do-swojej-instytucji-a-to-wlasnie-ona-ma-klucz-do-tego-jak-polacy-ocenia-sledztwo-ws-1004