Spektakl z Ariadną Rokossowską trwa w najlepsze. Brylowała jako specjalistka od relacji z Rosją, teraz sugeruje, że to Polacy stoją za wyciekiem zdjęć

Rozwija się kariera Ariadny Rokossowskiej, prawnuczki Konstantego Rokossowskiego. Najpierw dużo kontrowersji wywołał jej wywiad dla "Newsweeka", w którym tygodnik lansował ją jako eksperta w stosunkach polsko-rosyjskich.

CZYTAJ WIĘCEJ: Kto najlepiej skomentuje stosunki polsko-rosyjskie? "Newsweek" stawia na prawnuczkę Konstantego Rokossowskiego

Dziś mamy kolejny odcinek serialu z panią Rokossowską w roli głównej. "Nasz Dziennik" pisze, że to właśnie ona była autorką publikacji w "Rossijskoj Gazietie", w której sugerowano, że wyciek drastycznych zdjęć katastrofy smoleńskiej ma swoje źródło w Warszawie.

CZYTAJ TAKŻE: Jakie było źródło drastycznych zdjęć ze Smoleńska? "GPC" wskazuje na komisję MAK, "Rossijskaja Gazieta"... Warszawę

W kraju tym między głównymi siłami politycznymi już od dawna trwa tzw. polsko-polska wojna. I jeśli ktoś był zainteresowany pojawieniem się zdjęć, to nie byli to Rosjanie, a raczej uczestnicy warszawskich batalii politycznych

- pisał rządowy rosyjski dziennik.

W rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Rokossowska przyznała, że przygotowując artykuł, bazowała na swoich przypuszczeniach i rozmowach z bliżej nieokreślonymi ekspertami, biorącymi udział w czynnościach formalnoprocesowych podejmowanych na terenie Federacji Rosyjskiej.

O jakich "bliżej nieokreślonych ekspertów" może chodzić? "ND" nie pozostawia złudzeń, wymieniając prokuratorów, sądowych lekarzy oraz funkcjonariuszy służb.

Rokossowska twierdzi, że publikacja na rosyjskich stronach internetowych drastycznych zdjęć ofiar katastrofy polskiego Tu-154M pod Smoleńskiem nie może mieć nic wspólnego z działaniami Rosjan. Specjalistka "Newsweeka" od stosunków polsko-rosyjskich jako źródło wycieku sugeruje komisję Millera lub... rodziny ofiar katastrofy.

Więcej o tej sprawie w "Naszym Dzienniku".

maf, "ND"