Dymi się, pali, jest coraz cieplej i coraz bardziej niebezpiecznie w obozie władzy. Afera Amber Gold, w której poważne uchybienia zobaczyliśmy już w wymiarze sprawiedliwości, prokuraturze, służbach specjalnych, a przede wszystkim w decyzjach premiera, muszą trwożyć. Zwłaszcza, że wiele wskazuje, iż to dopiero początek i sprawa może zatoczyć dużo szersze kręgi.
Tu mówi się o korupcyjnym gdańskim układzie rozpracowywanym przez CBA, tam – o polisie na życie Marcina P. w postaci taśm kompromitujących paru wysoko postawionych polityków.
Co piąty Polak obwinia Donalda Tuska za sprawę Amber Gold.
Sondaże niepewnie się chwieją.
Opozycja punktuje celnie i boleśnie, w dodatku jakby się w tej sprawie jednoczyła.
Najgorsze, że gros kłopotów wzięło się z zachowania premierowskiej latorośli, która postanowiła robić interesy z bardzo niewłaściwym człowiekiem. Najpierw służby o tym nie ostrzegły, później ostrzegły, gdy było trochę za późno. Być może ktoś inny nieopatrznie ostrzegł kogoś jeszcze, co mogło stanowić złamanie różnych praw i standardów. A wreszcie młody Tusk poszedł do paru gazet, powyzywał sam siebie od debili, nakłamał w kilku sprawach, które wypłynęły w ciągu pięciu minut i gotowy klops, przy którym afera hazardowa z cmentarzami, dziwnymi wykreśleniami w ustawach i ustawianiem roboty w zarządzie Totalizatora (pamięta Pan, Panie Ministrze Arłukowicz, jak to dogłębnie śledził?) to betka.
Co tu zrobić? Przytulenie wielkiego mecenasa, co to się nim brzydziło na lewo i prawo może i będzie jakoś tam skuteczne, ale to niuans, pewien odprysk, wątek poboczny, skupiający uwagę na krótko. Dwa dni wszyscy porozmawiają o panu Romanie, porozmawiają z panem Romanem, pocytują pana Romana sprzed lat i dzisiejszego, pocytują pana premiera o panu Romanie sprzed lat i dzisiejszego, zapytają o pana Romana pana Grzegorza i pana Janusza, i pana Leszka.
Pana Andrzeja nie zapytają tylko, bo pan Andrzej na tamten świat się udał przed rokiem drogą nagłą, samodzielnie wytyczoną i wyjaśnioną.
I wymyślają te klocki nowe, strugają, wiórki lecą, zaśmiecają podwórko, koledzy pozatrudniani w redakcjach rozmaitych piszą o atakach opozycyjnego lidera, co to nienawistnie jakieś debaty z ekonomistami proponuje o jakichś tam liczbach, co to za chwilę przyprawiać mogą o samobójcze myśli.
A szukający drogi do nieśmiertelności przewodniczący Grzegorz, kiedyś marszałek, a nawet premier (wice) o trybunałach postanawia deliberować.
Zabawnie to wszystko się składa, bo rządzący od pięciu lat chłopcy i dziewczynki przyzwyczaili – głównie siebie samych – do swojego mistrzostwa świata w dziedzinach wszelkich. Na nowo zdefiniowali megalomanię i dezynwolturę w polityce. Mogli wszystko i robili wszystko.
Aż tu nagle taka bezradność. Jakby im ktoś te proce pozabierał, z których zza winkla strzelali do młodszych kolegów. Na gołe pięści nie dadzą rady. Ubita ziemia kojarzy im się tylko z boiskiem, co po nim się biegało zanim Orlika zbudowali.
Stoją zaskoczeni, z buźkami rozdziawionymi, dłońmi drżącymi. Zdziwieni, że ten ich podwórkowy gang tak nagle może się rozsypać. Zwłaszcza jeśli Krzysiek, co w wielkim gmachu mieszka za wielkim płotem, albo co gorsza jego sąsiedzi z tego trwogę budzącego budynku będą grali według innych zasad, niż dotychczas ustalone.
I znów, jak przed trzema laty szykuje się ciepła jesień. Chyba nawet cieplejsza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/139719-stoja-zaskoczeni-z-buzkami-rozdziawionymi-dlonmi-drzacymi-zdziwieni-ze-ten-ich-podworkowy-gang-tak-nagle-moze-sie-rozsypac?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.