Kultura i historia: wyzwanie dla mediów publicznych. "Bez przypominania tego, co heroiczne, co wielkie i dobre w naszej historii – nie odnowimy przyjaźni między Polakami"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Fundamentem wspólnoty jest nie manipulacja ale przyjaźń – filia, opisana w Etyce Nikomachejskiej (ks. VIIIIX) przez Arystotelesa. Szacunek oparty na wzajemnej znajomości, na podzielanych wzajemnie wartościach i na wspólnym uczestnictwie w rzeczywistości.

Największą, najszerszą wspólnotą, wobec której człowiek jest w stanie najczęściej odnieść swoje osobiste doświadczenie, wspólnotą, w której można nadać naszemu życiu kształt dążenia ku wspólnemu dobru jest wspólnota narodu. Poprzez nią lepiej możemy się zrozumieć, w niektórych aspektach naszej kultury tylko poprzez nią możemy się zrozumieć. Tak ujął to np. Jan Paweł II w Warszawie w 1979 roku: „Nie sposób zrozumieć człowieka inaczej, jak w tej wspólnocie, którą jest naród […] wspólnocie najważniejszej dla dziejów duchowych człowieka”. Papież spod Wawelu wskazał także bez wahania najważniejszy wyznacznik owej wspólnoty. Mówił o nim w swoim przemówieniu na forum UNESCO w 1981 roku tymi słowami: „Naród jest wielką wspólnotą ludzi, których łączą różne spoiwa, ale nade wszystko kultura”.

Otóż „nadawca publiczny” nie może o tej wspólnocie, o tak rozumianej wspólnocie zapomnieć. To właśnie jest najważniejszy odbiorca jego misji. I z tej perspektywy – uczestnictwa w owej wspólnocie – najważniejszym zadaniem, jakie stoi także przed mediami publicznymi jest praca nad odbudową przyjaźni między Polakami, przyjaźni w ramach polskiej polis. Bez odtworzenia przyjaźni w najszerszej wspólnocie nie obronimy się przed bandytami, naszych dzieci przed pornografią i narkomanią, siebie samych na koniec przed eutanazją…

Jeśli podstawą naszej wspólnoty ma pozostać kultura, to sprawą niewątpliwie zasadniczą jest utrzymanie przekazu miedzypokoleniowego: kultura jest bowiem owocem kultywowania darów natury, podnoszenia ich wzwyż, dla „udoskonalania spraw ludzkich”, pracą nie jednostkową, jednorazowym zrywem, ale pracą kilkudziesięciu pokoleń już, które we wspólnocie polskiego języka, polskiej historii, polskiej kultury nas poprzedzają. Musimy tę pracę, pamięć o niej, a przede wszystkim jej owoce przywoływać stale.

W mediach publicznych potrzeba, jak mi się wydaje, o wiele więcej żywo, atrakcyjnie przedstawionej historii. Naszej historii. Pod tym względem na pewno jest bardzo wiele do zrobienia, do nadrobienia. Wzór kultury masowej współczesnego świata – telewizja amerykańska, eksploatuje własne wątki historyczne z ogromnym powodzeniem. Przypomnę nagradzane i cieszące się ogromną popularnością seriale paradokumentalne o wojnie secesyjnej, nawrót heroicznej historii amerykańskich chłopców w II wojnie w obsypanym Oscarami Szeregowcu Ryanie, historię pionierską powracającą w micie westernu. Gdzie są nasze seriale o Kościuszce, gdzie żywe portrety ojców-założycieli polskiej demokracji z XVI wieku? Gdzie są dokumenty ożywiające wspomnienie współczesnego wojnie secesyjnej powstania styczniowego? Dziś możemy z tej epoki zobaczyć tylko ponury, choć świetnie zrobiony film Quentina Tarantino o rozbiciu społeczeństwa amerykańskiego przez wojnę secesyjną właśnie… Ale co z polską historią w mediach, z tysiącami dosłownie niewykorzystanych, a fundamentalnie ważnych i zarazem fascynujących w swej narracyjnej warstwie tematów?!

Bez stałego wysiłku przypominania tego, co heroiczne, co wielkie i dobre w naszej historii – nie odnowimy przyjaźni między Polakami. Przyjaźni na wspólnym wstydzie z własnej historii, ani tym bardziej na jej zapomnieniu – nie da się zbudować.

Dalszy ciąg na następnej stronie

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.