Kultura i historia: wyzwanie dla mediów publicznych. "Bez przypominania tego, co heroiczne, co wielkie i dobre w naszej historii – nie odnowimy przyjaźni między Polakami"

Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Jaka to jednak ma być wspólnota? I czy misja nadawcy publicznego polegać ma na podtrzymywaniu, czy też raczej burzeniu jednej wspólnoty i próbie zastępowania jej inną? Kto o tym decydować powinien? Bardzo trudne pytania.

Zanim spróbujemy na nie odpowiedzieć, zacznijmy od stwierdzeń mniej kontrowersyjnych. Jako polityczny układ odniesienia dla współczesnych mediów publicznych w Polsce wskazujemy bez wahania demokrację. Demokracja oznacza zgodę na poddanie próbie chaosu, anarchii nawet, w którą przerodzić się może swoboda wyrażania sprzecznych opinii i interesów. By takiej tendencji zapobiegać potrzebny jest w demokracji stały wysiłek wychowawczy. Sankcją demokracji będzie zawsze uznanie obiektywnej prawdy o wartościach, poczucie moralne jako podstawa, na której można oprzeć racjonalnie pojęty wspólny interes – wspólne dobro. Ów wysiłek wychowawczy podjąć można po spełnieniu kilku warunków.

Pierwszy i najważniejszy bodaj jest taki, by podejmować go z perspektywy członka danej wspólnoty, jej uczestnika, kogoś, kto dzieli jej losy, kogoś, kto NIE STOI PONAD NIĄ. Trzeba ją podejmować z perspektywy obywatela miasta, nie zaś chłodnego analityka, rozcinającego tkanki obcej sobie istoty. Także nie z pozycji moralisty, który ocenia, sam nie oddając się ocenie.

Wielkim niebezpieczeństwem jest oddanie kontroli nad wychowawczą misją mediów publicznych w ręce ludzi, którzy stawiają się ponad wychowywaną wspólnotą. Richard Pipes w swojej analizie fenomenu roli intelektualistów rosyjskich w przygotowaniu bolszewickiej rewolucji określił ich mianem samozwańczych rzeczników wszystkich tych, którzy nie mają udziału we władzy. Ostrzeżenie przed kulturową dyktaturą takich rzeczników wydaje się nadal aktualne. Odnosząc się bezpośrednio do sfery współczesnych mediów Erich Fromm czy Abraham Maslow mówią także o niebezpieczeństwie „dyktatury anonimowych autorytetów”. Polega ona na tym, że istotnych wyborów za nas – odbiorców masowych mediów publicznych – dokonują ukryte „autorytety”: specjaliści od reklamy, kreatorzy mody – nie tylko tekstylnej, ale intelektualnej. Wmawiają oni odbiorcom, że mają oni jakieś poglądy, co więcej – że ich poglądy są szczególnie oryginalne, że są świadectwem ich niezależności. To stąd padają takie hasła, jak „Wybierz siebie” czy – plakatowane niegdyś w Krakowie – „zrób se dobrze”. Bądź sobą – wybierz Coca colę, Philipsa, albo KOD czy PO (nie idzie mi o nazwę partii tylko o sam mechanizm). Zasadniczą cechą owego mechanizmu jest manipulacyjne podejście do odbiorcy medialnej oferty.

Dalszy ciąg na następnej stronie

« poprzednia strona
1234
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.