KAI: W okresie rozbiorów prymasom udawało się pełnić rolę jednoczącą Kościół za ziemiach polskich, podzielonych granicami rozbiorowymi?
Prymasi zawsze, a szczególnie w najtrudniejszych okresach, starali się bronić jedności Kościoła na ziemiach polskich. Ale władze zaborcze, zwłaszcza pruskie, stopniowo ograniczały ich zwierzchnictwo. Prusy dążyły nie tylko do likwidacji godności prymasowskiej, ale również do unicestwienia arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Były próby jego likwidacji i włączenia do nowo erygowanej diecezji poznańskiej. Ale nie udało się to dzięki oporowi kapituły gnieźnieńskiej oraz Stolicy Apostolskiej. Rola papieży w ocaleniu znaczenia prymasa i prymasostwa w Gnieźnie była olbrzymia. Prymas Polski był faktycznie jedynym symbolem jedności Kościoła na tych ziemiach i jedności Polski rozdzielonej granicami ustanowionymi przez zaborców.
Dlatego Rosjanie i Austriacy chcieli kreować konkurencyjnych i zależnych od siebie prymasów, np. Prymasa Królestwa Polskiego. Rosji się to udało, gdyż zostało zaakceptowane przez Stolicę Apostolską. Natomiast w zaborze austriackim cesarz Franciszek Józef próbował stworzyć tytuł Prymasa Galicji i Lodomerii, ale nigdy Rzym tego nie zatwierdził. Dostrzegał stricte polityczne motywy.
KAI: Rola prymasa odżyła po I wojnie światowej, choć okazało się, że jest ich dwóch. Wówczas stanęło pytanie: gdzie ma być prymas, w Warszawie czy w Gnieźnie?
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. na ziemiach polskich faktycznie było dwóch prymasów: arcybiskup warszawski kard. Aleksander Kakowski jako Prymas Królestwa Polskiego i Prymas Polski w osobie kard. Edmunda Dalbora, arcybiskupa gnieźnieńskiego.
Jednakże pod wpływem opinii dużej części biskupów, a zwłaszcza arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego i metropolity krakowskiego Adama Sapiehy, którzy opowiadali się za Gnieznem, kard. Kakowski przestał używać tytułu Prymasa Królestwa Polskiego. I to pomimo, że przysługiwał mu on do śmierci, co potwierdziła w 1924 r. Stolica Apostolska.
KAI: Jakie Prymas Polski miał wtedy uprawnienia?
Kard. Edmund Dalbor zwoływał posiedzenia Episkopatu i im przewodniczył. Innych prerogatyw nie miał, gdyż Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. odebrał władzę prymasom i już wtedy w całej Europie stał się on tytułem honorowym bez uprawnień jurysdykcyjnych.
W Polsce natomiast kompetencje prymasa były większe. Wiązały się, jak choćby w przypadku kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski, z jego społecznym autorytetem. Chociaż zawsze miały miejsce delikatne naciski ze strony Stolicy Apostolskiej, aby przewodniczący Episkopatu był wybieralny, a nie zostawał nim automatycznie prymas. Nie naciskano jednak zbyt mocno. Stolica Apostolska przystawała na odmienne rozwiązanie, gdyż do scalenia Kościoła w Polsce po zaborach, niezbędny był prymas - jako zwornik jedności, posiadający też określone uprawnienia.
W tym czasie kwestii wybieralności przewodniczących Episkopatów nie określało prawo kanoniczne, gdyż instytucja konferencji episkopatów była świeża. Potrzeba ich istnienia pojawiła się dopiero w XIX wieku, kiedy zaczęły zamierać synody prowincjalne. Ale nad sposobem funkcjonowania konferencji biskupich Stolica Apostolska chciała mieć kontrolę, stąd wymagała zatwierdzenia ich statutów.
Znana jest historia, że kiedy prymas Wyszyński przedstawiał w Watykanie kolejny statut polskiego Episkopatu, gwarantujący jemu przewodnictwo Konferencji Episkopatu, urzędnik kongregacji powiedział ostro, że jest to niemożliwe. Kard. Wyszyński miał ponoć zdecydowanie odpowiedzieć: dopóki ja jestem prymasem, tak ma być!… i wyszedł. Wieczorem ten sam urzędnik przeprosił prymasa, a jego prerogatywy zostały ocalone. Tak więc, tradycja łączenia funkcji prymasa i przewodniczącego Episkopatu ostała się w Polsce aż do czasów prymasa Józefa Glempa.
KAI: A na czym dokładnie polegały inne specjalne pełnomocnictwa jakie otrzymał z Watykanu w 1945 r. kard. Hlond, a przejął po nim kard. Wyszyński?
Z uwagi na szczególną sytuację, w jakiej znalazł się Kościół w Polsce po 1945 roku, kard. August Hlond, Prymas Polski, otrzymał od Ojca Świętego Piusa XII szereg nadzwyczajnych uprawnień, m.in. udzielania wszelkiego rodzaju dyspens i zwalniania od cenzur, które zwykła udzielać Stolica Apostolska, udzielania władzy bierzmowania dla ordynariuszy nieposiadający sakry biskupiej, czy też władzę do spraw dotyczących życia zakonnego i przeprowadzania procesu przygotowawczego i przedstawiania Stolicy Apostolskiej kandydatów na biskupów. Uprawnienia te otrzymał prymas, który po zerwaniu Konkordatu przez komunistów i pod nieobecność nuncjusza, można powiedzieć, że praktycznie zastępował przedstawiciela Stolicy Apostolskiej. Oprócz tego prymas reprezentował Kościół w stosunku do władz, co wówczas miało swoje znaczenie, bo znacznie utrudniało „rozgrywanie” przez nie poszczególnych biskupów.
Połączenie tych prerogatyw wraz z przewodniczeniem Episkopatowi zapewniło kard. Wyszyńskiemu wyjątkową i niespotykaną gdzie indziej rolę i miejsce.
KAI: Model ten dobrze się sprawdził. Czy odstąpienie od niego nie spowodowało luki, którą trudno jest dziś wypełnić?
Nie było innej możliwości, gdyż model zarządzania Kościołem jaki powstał wokół kard. Wyszyńskiego, wynikał ze specyficznej sytuacji za żelazną kurtyną. Odzyskanie niepodległości po 1989 r. oznaczało normalizację sytuacji Kościoła w Polsce, a co za tym idzie także nawiązanie dyplomatycznych relacji między Polską i Watykanem, obecność na stałe nuncjusza apostolskiego, a w ślad za tym implantację norm, jakie zostały przyjęte w Kościele powszechnym. Wyrażało się to m.in. w przyjęciu zasady wybieralności i kadencyjności przewodniczącego Episkopatu oraz redukcji roli prymasa, która we współczesnym Kościele ma charakter wyłącznie honorowy.
Proces demokratyzacji w ramach Konferencji Episkopatu został wprowadzony definitywnie w Polsce przez nowy statut Konferencji Episkopatu w latach 90-tych. Został on dostosowany do Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r.
Choć wielu Polaków jest przywiązanych do roli prymasa, jaką nadał mu Prymas Tysiąclecia, to nie sposób jest mówić dziś o takiej możliwości. Dodatkowym argumentem jest rozwijająca się zasada synodalności w Kościele, szczególnie po Soborze Watykańskim II. W jej świetle ważne decyzje w Kościele mają zapadać w sposób kolegialny, co na szczeblu krajowym realizowane jest w ramach Konferencji Episkopatu i przy głosach wszystkich biskupów.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
KAI: W okresie rozbiorów prymasom udawało się pełnić rolę jednoczącą Kościół za ziemiach polskich, podzielonych granicami rozbiorowymi?
Prymasi zawsze, a szczególnie w najtrudniejszych okresach, starali się bronić jedności Kościoła na ziemiach polskich. Ale władze zaborcze, zwłaszcza pruskie, stopniowo ograniczały ich zwierzchnictwo. Prusy dążyły nie tylko do likwidacji godności prymasowskiej, ale również do unicestwienia arcybiskupstwa gnieźnieńskiego. Były próby jego likwidacji i włączenia do nowo erygowanej diecezji poznańskiej. Ale nie udało się to dzięki oporowi kapituły gnieźnieńskiej oraz Stolicy Apostolskiej. Rola papieży w ocaleniu znaczenia prymasa i prymasostwa w Gnieźnie była olbrzymia. Prymas Polski był faktycznie jedynym symbolem jedności Kościoła na tych ziemiach i jedności Polski rozdzielonej granicami ustanowionymi przez zaborców.
Dlatego Rosjanie i Austriacy chcieli kreować konkurencyjnych i zależnych od siebie prymasów, np. Prymasa Królestwa Polskiego. Rosji się to udało, gdyż zostało zaakceptowane przez Stolicę Apostolską. Natomiast w zaborze austriackim cesarz Franciszek Józef próbował stworzyć tytuł Prymasa Galicji i Lodomerii, ale nigdy Rzym tego nie zatwierdził. Dostrzegał stricte polityczne motywy.
KAI: Rola prymasa odżyła po I wojnie światowej, choć okazało się, że jest ich dwóch. Wówczas stanęło pytanie: gdzie ma być prymas, w Warszawie czy w Gnieźnie?
Po odzyskaniu niepodległości w 1918 r. na ziemiach polskich faktycznie było dwóch prymasów: arcybiskup warszawski kard. Aleksander Kakowski jako Prymas Królestwa Polskiego i Prymas Polski w osobie kard. Edmunda Dalbora, arcybiskupa gnieźnieńskiego.
Jednakże pod wpływem opinii dużej części biskupów, a zwłaszcza arcybiskupa lwowskiego Józefa Bilczewskiego i metropolity krakowskiego Adama Sapiehy, którzy opowiadali się za Gnieznem, kard. Kakowski przestał używać tytułu Prymasa Królestwa Polskiego. I to pomimo, że przysługiwał mu on do śmierci, co potwierdziła w 1924 r. Stolica Apostolska.
KAI: Jakie Prymas Polski miał wtedy uprawnienia?
Kard. Edmund Dalbor zwoływał posiedzenia Episkopatu i im przewodniczył. Innych prerogatyw nie miał, gdyż Kodeks Prawa Kanonicznego z 1917 r. odebrał władzę prymasom i już wtedy w całej Europie stał się on tytułem honorowym bez uprawnień jurysdykcyjnych.
W Polsce natomiast kompetencje prymasa były większe. Wiązały się, jak choćby w przypadku kard. Augusta Hlonda, Prymasa Polski, z jego społecznym autorytetem. Chociaż zawsze miały miejsce delikatne naciski ze strony Stolicy Apostolskiej, aby przewodniczący Episkopatu był wybieralny, a nie zostawał nim automatycznie prymas. Nie naciskano jednak zbyt mocno. Stolica Apostolska przystawała na odmienne rozwiązanie, gdyż do scalenia Kościoła w Polsce po zaborach, niezbędny był prymas - jako zwornik jedności, posiadający też określone uprawnienia.
W tym czasie kwestii wybieralności przewodniczących Episkopatów nie określało prawo kanoniczne, gdyż instytucja konferencji episkopatów była świeża. Potrzeba ich istnienia pojawiła się dopiero w XIX wieku, kiedy zaczęły zamierać synody prowincjalne. Ale nad sposobem funkcjonowania konferencji biskupich Stolica Apostolska chciała mieć kontrolę, stąd wymagała zatwierdzenia ich statutów.
Znana jest historia, że kiedy prymas Wyszyński przedstawiał w Watykanie kolejny statut polskiego Episkopatu, gwarantujący jemu przewodnictwo Konferencji Episkopatu, urzędnik kongregacji powiedział ostro, że jest to niemożliwe. Kard. Wyszyński miał ponoć zdecydowanie odpowiedzieć: dopóki ja jestem prymasem, tak ma być!… i wyszedł. Wieczorem ten sam urzędnik przeprosił prymasa, a jego prerogatywy zostały ocalone. Tak więc, tradycja łączenia funkcji prymasa i przewodniczącego Episkopatu ostała się w Polsce aż do czasów prymasa Józefa Glempa.
KAI: A na czym dokładnie polegały inne specjalne pełnomocnictwa jakie otrzymał z Watykanu w 1945 r. kard. Hlond, a przejął po nim kard. Wyszyński?
Z uwagi na szczególną sytuację, w jakiej znalazł się Kościół w Polsce po 1945 roku, kard. August Hlond, Prymas Polski, otrzymał od Ojca Świętego Piusa XII szereg nadzwyczajnych uprawnień, m.in. udzielania wszelkiego rodzaju dyspens i zwalniania od cenzur, które zwykła udzielać Stolica Apostolska, udzielania władzy bierzmowania dla ordynariuszy nieposiadający sakry biskupiej, czy też władzę do spraw dotyczących życia zakonnego i przeprowadzania procesu przygotowawczego i przedstawiania Stolicy Apostolskiej kandydatów na biskupów. Uprawnienia te otrzymał prymas, który po zerwaniu Konkordatu przez komunistów i pod nieobecność nuncjusza, można powiedzieć, że praktycznie zastępował przedstawiciela Stolicy Apostolskiej. Oprócz tego prymas reprezentował Kościół w stosunku do władz, co wówczas miało swoje znaczenie, bo znacznie utrudniało „rozgrywanie” przez nie poszczególnych biskupów.
Połączenie tych prerogatyw wraz z przewodniczeniem Episkopatowi zapewniło kard. Wyszyńskiemu wyjątkową i niespotykaną gdzie indziej rolę i miejsce.
KAI: Model ten dobrze się sprawdził. Czy odstąpienie od niego nie spowodowało luki, którą trudno jest dziś wypełnić?
Nie było innej możliwości, gdyż model zarządzania Kościołem jaki powstał wokół kard. Wyszyńskiego, wynikał ze specyficznej sytuacji za żelazną kurtyną. Odzyskanie niepodległości po 1989 r. oznaczało normalizację sytuacji Kościoła w Polsce, a co za tym idzie także nawiązanie dyplomatycznych relacji między Polską i Watykanem, obecność na stałe nuncjusza apostolskiego, a w ślad za tym implantację norm, jakie zostały przyjęte w Kościele powszechnym. Wyrażało się to m.in. w przyjęciu zasady wybieralności i kadencyjności przewodniczącego Episkopatu oraz redukcji roli prymasa, która we współczesnym Kościele ma charakter wyłącznie honorowy.
Proces demokratyzacji w ramach Konferencji Episkopatu został wprowadzony definitywnie w Polsce przez nowy statut Konferencji Episkopatu w latach 90-tych. Został on dostosowany do Kodeksu Prawa Kanonicznego z 1983 r.
Choć wielu Polaków jest przywiązanych do roli prymasa, jaką nadał mu Prymas Tysiąclecia, to nie sposób jest mówić dziś o takiej możliwości. Dodatkowym argumentem jest rozwijająca się zasada synodalności w Kościele, szczególnie po Soborze Watykańskim II. W jej świetle ważne decyzje w Kościele mają zapadać w sposób kolegialny, co na szczeblu krajowym realizowane jest w ramach Konferencji Episkopatu i przy głosach wszystkich biskupów.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 2 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/331884-ks-abp-wojciech-polak-o-roli-prymasa-glos-ten-musi-byc-glosem-jednoczacym-powinien-ukazywac-fundamenty-ktorych-nie-wolno-pomijac?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.