Mamy do czynienia w Polsce z ludźmi mało wierzącymi, albo niewierzącymi, którzy nadal praktykują. I to właśnie domaga się tego, o czym mówił Jan Paweł II, czyli nowej ewangelizacji
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Robert Skrzypczak.
wPolityce.pl: Jak wygląda dzisiejsza kondycja Kościoła w Polsce 1050 lat po chrzcie naszego kraju? Co zostało nam po tym obchodzonym Jubileuszu chrzcielnym? Jak Ksiądz ocenia to ważne z pewnością wydarzenie?
Ks. Robert Skrzypczak: Mam takie nieodparte wrażenie, że Polska znalazła się na skrzyżowaniu rożnych procesów, które mają na nas mocny wpływ. I zdałem sobie z tego sprawę, kiedy wróciłem po kilku latach z zagranicy, zwłaszcza będąc na zachodzie Europy, gdzie nauczyłem się na czym polega np. efekt ‘ 68 roku, rewolucji seksualnej. Dostrzegłem także co się dokonało z tamtymi ludźmi, w jaki sposób odmienia mentalność tzw. powolny marsz przez popkulturę, wymyślony przez Antoniego Gramsciego (jednego z włoskich komunistów, zamęczonych w więzieniu, którzy stali się jakby ikoną tamtych przemian kulturowych), jak również galopująca laicyzacja. Widziałem Kościół, z którym nikt nie walczy, a który powoli wszyscy opuszczają, ogromna rewolucja antropologiczna. To wszystko teraz z coraz większą intensywnością dociera do nas – co jest także efektem otwartych granic i globalizacji. Mam wrażenie, że jesteśmy od dłuższego czasu w Polsce jako Kościół poddawani takiemu procesowi laicyzacji, który nazywam efektem Balaama.
Co to znaczy?
Balaam to postać ze Starego Testamentu, związana z historią Izraelitów, którzy wyszli Egiptu i mają dotrzeć już do Ziemi Obiecanej i po drodze mają jeszcze do przejścia królestwo Moabu – to teren odpowiadający dzisiejszej Jordanii. Panuje tam król Balak, który czuje przez Izraelem strach, ponieważ idzie pogłoska, że na jego czele jest Bóg, który walczy z różnymi ludami. Przez to Izrael jest potężny i zwycięski, nie ma więc szans na konfrontację militarną. By powstrzymać Izraelitów, Balak wynajmuje takiego dziwnego proroka Balaama i opłaca, by ciskał w nich czarną magią, by ich po prostu przeklął, a kolokwialnie mówiąc, szlag ich trafił. Balaam jest gotowy to zrobić, a kiedy Izrael się pojawia, Bóg zamyka mu usta i zamiast tego wydobywają się słowa podziwu oraz błogosławieństwa. Nie dochodzi więc do skrzywdzenia Izraelitów, natomiast Balaam za te pieniądze, które mu zostawił król Balak, wymyśla inną strategię i rezygnując z konfrontacji czołowej wybiera bardzo perfidną formę wyniszczania narodu wybranego, która niestety w skutkach okaże się doniosła. Mianowicie, wynajmuje sakralne prostytutki i posyła je do obozu Izraelitów z zadaniem, by odciągały ich od pierwszego przykazania.
Mam wrażenie, że coś takiego zaczyna się, czyli proces powolnego wypłukiwania się substancji katolickiej, w Polsce. To jest trudne do zauważenia na pierwszy rzut oka, a efekt jest taki, że nikt w Polsce nie zwalcza Kościoła, wydaje się być silny, zwłaszcza po epoce Prymasa Wyszyńskiego, ks. Jerzego Popiełuszki, to Kościół bohaterski, który także w czasach Jana Pawła II nabrał wigoru, czyli mamy bardzo dużo zbudowanych kościołów, seminariów, sanktuariów, w zasadzie nikt nikomu nie przeszkadza organizować świąt, pielgrzymek, uroczystości. Mamy też media katolickie – i to wszystko działa lepiej niż w innych krajach. Natomiast mam wrażenie, że dochodzi właśnie do takiego efektu Balaama, w którym ludzie pozostają przywiązani do tradycji narodowej, religijnej, katolickiej, świąt, rutyny i przyzwyczajenia do rekolekcji wielkopostnych, spowiedzi wielkanocnej, a jednocześnie zaczyna się od dłuższego czasu wypłukiwanie substancji chrześcijańskiej, odchodzenia od pierwszego przykazania. Nasze polskie serca się odmieniają, przestają bić w rytm Boga, Dziesięciu Przykazań, zaczynają być coraz bardziej uwodzone przez bożka pieniądza, materializmu, takiego myślenia plemiennego. Czasami też dryfują w stronę przesadnego idola narodowości. Jest w sercach jakaś otchłań, która pozostała po miłości do Boga, a którą zaczynają wypełniać różne idole. To trudne do zauważenia, dlatego, że Polacy dalej praktykują, więc tak jak w innych krajach, we Włoszech, czy Francji ludzie utracili wiarę i w efekcie tego przestali chodzić do kościołów, stali się niewierzący i niepraktykujący, to w Polsce mamy coraz bardziej efekt odwrotny – mamy do czynienia z ludźmi mało wierzącymi, albo niewierzącymi, którzy nadal praktykują. I to właśnie domaga się tego, o czym mówił Jan Paweł II, czyli nowej ewangelizacji.
I w tę nową ewangelizację wpisuje się Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski?
Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski to była genialna intuicja, by nawiązać do tamtego Jubileuszu sprzed 50 lat, który był obchodzony w warunkach całkowicie nieprzyjaznego systemu politycznego wobec Kościoła i ludzi wierzących. Obchodzono go w sposób nielegalny. Natomiast sama istota tamtego Jubileuszu była dotknięta geniuszem Księdza Prymasa Tysiąclecia. Nazywam ten program genialnym, ponieważ Ksiądz Prymas obmyślił program wielkiej nowenny narodowej, przygotowania do obchodów Jubileuszu, a także wielkiego narodowego celebrowania rocznicy Chrztu Polski właśnie w nawiązaniu do tożsamości chrzcielnej. Wiedział, że w warunkach nieprzyjaznej Kościołowi komunistycznej laicyzacji, nie ma co tracić energii na konfrontację z systemem, na zbędną polityczną paplaninę – trzeba Polaków wzmacniać od środka. I także dzisiaj mamy podobny kłopot, że wielu ludziom rozchodzi się poczucie tożsamości. Coraz mniej oczywiste stają się dla nas takie pojęcia jak być Polakiem, Europejczykiem, mężczyzną, kobietą, czy małżeństwo, rodzina, relacje. Wielu ludzi z tego powodu cierpi. Natomiast Prymas wiedział, że dla chrześcijanina nie jest ważne, nie jest centralnym pytaniem to „kim jestem”, ale „czyj jestem”? Czyli do kogo należę, skąd płynie życie, kto mnie umacnia? I właśnie wzmacnianie człowieka na nowo, poprzez dostarczanie mu Ducha Świętego do serca, poprzez poruszanie łaski chrzcielnej, było genialne! Tą drogą równolegle też poszedł Karol Wojtyła, ale jakby w inny sposób. Wiedział, że ten system zniewalający człowieka da się rozwalić od środka, znając słaby punktu komunizmu, jakim była antropologia. Komunizm był oparty na tym, co kolektywne, wspólne, zbiorowe, klasowe, na dialektyce, a Wojtyła poszedł w stronę, jak sam to nazywał, odbudowywania, czyli rekapitulacji wyjątkowej, oryginalnej wartości każdego człowieka, jako osoby, czyli wzmacniać wartość osobową w człowieku. I to doprowadziło potem do efektu, który jakby był spontanicznym tego skutkiem. To wszystko doprowadziło i do zrywu solidarnościowego i także do tego, co się działo przy okazji pielgrzymek papieskich, zorganizowania się Kościoła w sensie nie instytucjonalnym, ale wspólnotowym, otwarcie na nowe ruchy odnowy, pielgrzymki, formacje ministrantów, Oaza księdza Blachnickiego itd.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Mamy do czynienia w Polsce z ludźmi mało wierzącymi, albo niewierzącymi, którzy nadal praktykują. I to właśnie domaga się tego, o czym mówił Jan Paweł II, czyli nowej ewangelizacji
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. Robert Skrzypczak.
wPolityce.pl: Jak wygląda dzisiejsza kondycja Kościoła w Polsce 1050 lat po chrzcie naszego kraju? Co zostało nam po tym obchodzonym Jubileuszu chrzcielnym? Jak Ksiądz ocenia to ważne z pewnością wydarzenie?
Ks. Robert Skrzypczak: Mam takie nieodparte wrażenie, że Polska znalazła się na skrzyżowaniu rożnych procesów, które mają na nas mocny wpływ. I zdałem sobie z tego sprawę, kiedy wróciłem po kilku latach z zagranicy, zwłaszcza będąc na zachodzie Europy, gdzie nauczyłem się na czym polega np. efekt ‘ 68 roku, rewolucji seksualnej. Dostrzegłem także co się dokonało z tamtymi ludźmi, w jaki sposób odmienia mentalność tzw. powolny marsz przez popkulturę, wymyślony przez Antoniego Gramsciego (jednego z włoskich komunistów, zamęczonych w więzieniu, którzy stali się jakby ikoną tamtych przemian kulturowych), jak również galopująca laicyzacja. Widziałem Kościół, z którym nikt nie walczy, a który powoli wszyscy opuszczają, ogromna rewolucja antropologiczna. To wszystko teraz z coraz większą intensywnością dociera do nas – co jest także efektem otwartych granic i globalizacji. Mam wrażenie, że jesteśmy od dłuższego czasu w Polsce jako Kościół poddawani takiemu procesowi laicyzacji, który nazywam efektem Balaama.
Co to znaczy?
Balaam to postać ze Starego Testamentu, związana z historią Izraelitów, którzy wyszli Egiptu i mają dotrzeć już do Ziemi Obiecanej i po drodze mają jeszcze do przejścia królestwo Moabu – to teren odpowiadający dzisiejszej Jordanii. Panuje tam król Balak, który czuje przez Izraelem strach, ponieważ idzie pogłoska, że na jego czele jest Bóg, który walczy z różnymi ludami. Przez to Izrael jest potężny i zwycięski, nie ma więc szans na konfrontację militarną. By powstrzymać Izraelitów, Balak wynajmuje takiego dziwnego proroka Balaama i opłaca, by ciskał w nich czarną magią, by ich po prostu przeklął, a kolokwialnie mówiąc, szlag ich trafił. Balaam jest gotowy to zrobić, a kiedy Izrael się pojawia, Bóg zamyka mu usta i zamiast tego wydobywają się słowa podziwu oraz błogosławieństwa. Nie dochodzi więc do skrzywdzenia Izraelitów, natomiast Balaam za te pieniądze, które mu zostawił król Balak, wymyśla inną strategię i rezygnując z konfrontacji czołowej wybiera bardzo perfidną formę wyniszczania narodu wybranego, która niestety w skutkach okaże się doniosła. Mianowicie, wynajmuje sakralne prostytutki i posyła je do obozu Izraelitów z zadaniem, by odciągały ich od pierwszego przykazania.
Mam wrażenie, że coś takiego zaczyna się, czyli proces powolnego wypłukiwania się substancji katolickiej, w Polsce. To jest trudne do zauważenia na pierwszy rzut oka, a efekt jest taki, że nikt w Polsce nie zwalcza Kościoła, wydaje się być silny, zwłaszcza po epoce Prymasa Wyszyńskiego, ks. Jerzego Popiełuszki, to Kościół bohaterski, który także w czasach Jana Pawła II nabrał wigoru, czyli mamy bardzo dużo zbudowanych kościołów, seminariów, sanktuariów, w zasadzie nikt nikomu nie przeszkadza organizować świąt, pielgrzymek, uroczystości. Mamy też media katolickie – i to wszystko działa lepiej niż w innych krajach. Natomiast mam wrażenie, że dochodzi właśnie do takiego efektu Balaama, w którym ludzie pozostają przywiązani do tradycji narodowej, religijnej, katolickiej, świąt, rutyny i przyzwyczajenia do rekolekcji wielkopostnych, spowiedzi wielkanocnej, a jednocześnie zaczyna się od dłuższego czasu wypłukiwanie substancji chrześcijańskiej, odchodzenia od pierwszego przykazania. Nasze polskie serca się odmieniają, przestają bić w rytm Boga, Dziesięciu Przykazań, zaczynają być coraz bardziej uwodzone przez bożka pieniądza, materializmu, takiego myślenia plemiennego. Czasami też dryfują w stronę przesadnego idola narodowości. Jest w sercach jakaś otchłań, która pozostała po miłości do Boga, a którą zaczynają wypełniać różne idole. To trudne do zauważenia, dlatego, że Polacy dalej praktykują, więc tak jak w innych krajach, we Włoszech, czy Francji ludzie utracili wiarę i w efekcie tego przestali chodzić do kościołów, stali się niewierzący i niepraktykujący, to w Polsce mamy coraz bardziej efekt odwrotny – mamy do czynienia z ludźmi mało wierzącymi, albo niewierzącymi, którzy nadal praktykują. I to właśnie domaga się tego, o czym mówił Jan Paweł II, czyli nowej ewangelizacji.
I w tę nową ewangelizację wpisuje się Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski?
Jubileusz 1050-lecia Chrztu Polski to była genialna intuicja, by nawiązać do tamtego Jubileuszu sprzed 50 lat, który był obchodzony w warunkach całkowicie nieprzyjaznego systemu politycznego wobec Kościoła i ludzi wierzących. Obchodzono go w sposób nielegalny. Natomiast sama istota tamtego Jubileuszu była dotknięta geniuszem Księdza Prymasa Tysiąclecia. Nazywam ten program genialnym, ponieważ Ksiądz Prymas obmyślił program wielkiej nowenny narodowej, przygotowania do obchodów Jubileuszu, a także wielkiego narodowego celebrowania rocznicy Chrztu Polski właśnie w nawiązaniu do tożsamości chrzcielnej. Wiedział, że w warunkach nieprzyjaznej Kościołowi komunistycznej laicyzacji, nie ma co tracić energii na konfrontację z systemem, na zbędną polityczną paplaninę – trzeba Polaków wzmacniać od środka. I także dzisiaj mamy podobny kłopot, że wielu ludziom rozchodzi się poczucie tożsamości. Coraz mniej oczywiste stają się dla nas takie pojęcia jak być Polakiem, Europejczykiem, mężczyzną, kobietą, czy małżeństwo, rodzina, relacje. Wielu ludzi z tego powodu cierpi. Natomiast Prymas wiedział, że dla chrześcijanina nie jest ważne, nie jest centralnym pytaniem to „kim jestem”, ale „czyj jestem”? Czyli do kogo należę, skąd płynie życie, kto mnie umacnia? I właśnie wzmacnianie człowieka na nowo, poprzez dostarczanie mu Ducha Świętego do serca, poprzez poruszanie łaski chrzcielnej, było genialne! Tą drogą równolegle też poszedł Karol Wojtyła, ale jakby w inny sposób. Wiedział, że ten system zniewalający człowieka da się rozwalić od środka, znając słaby punktu komunizmu, jakim była antropologia. Komunizm był oparty na tym, co kolektywne, wspólne, zbiorowe, klasowe, na dialektyce, a Wojtyła poszedł w stronę, jak sam to nazywał, odbudowywania, czyli rekapitulacji wyjątkowej, oryginalnej wartości każdego człowieka, jako osoby, czyli wzmacniać wartość osobową w człowieku. I to doprowadziło potem do efektu, który jakby był spontanicznym tego skutkiem. To wszystko doprowadziło i do zrywu solidarnościowego i także do tego, co się działo przy okazji pielgrzymek papieskich, zorganizowania się Kościoła w sensie nie instytucjonalnym, ale wspólnotowym, otwarcie na nowe ruchy odnowy, pielgrzymki, formacje ministrantów, Oaza księdza Blachnickiego itd.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/320755-nasz-wywiad-ks-skrzypczak-polska-znalazla-sie-na-skrzyzowaniu-wielu-waznych-procesow-jaka-bedzie-nasza-odpowiedz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.