Każda pielgrzymka papieża niesie za sobą oczekiwania. Czy oczekiwania w stosunku do wizyty w Polsce spełniły się?
Mogę mówić przede wszystkim o swoich oczekiwaniach. Osobiście oczekiwałem, że przy całym szumie medialnym, w którym niesiony jest często głos papieża, chciałem usłyszeć bardzo wyraźne zdania dotyczące trzech fundamentalnych spraw: ochrony życia poczętego, nierozerwalności małżeństwa i wreszcie problemu ustosunkowania się do uchodźców. Te trzy oczekiwania zostały spełnione. Owszem, papież w charakterystyczny dla siebie sposób, nie mówił analitycznie, bardzo wnikliwie – jak byliśmy przyzwyczajeni do nauczania jego poprzedników – ale powiedział bardzo wyraźnie, że życie ludzkie należy chronić od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Nie pozostawił w ten sposób żadnego pola manewru fałszywym interpretacjom. Mówił o ochronie małżeństwa, które ma być małżeństwem nierozerwalnym, wiernym aż do śmierci. To także pokazuje jednoznacznie model małżeństw, który nie może być zastąpiony żadnym związkiem partnerskim czy jakimkolwiek innym związkiem polimorficznym. I wreszcie – nie ukrywam, że było to także dla mnie rzeczą cenną – nie spełnił oczekiwań tych grup politycznych w Polsce, które przypuszczały, że papież bardzo mocno nałoży na Polskę, na rząd, na społeczeństwo obowiązek przyjmowania fali uchodźców, bez rozróżnienia, kto spośród tych uchodźców jest nachodźcą kulturowym, a kto rzeczywiście jest ofiarą prześladowań. Oczywiście w przypadku ofiar prześladowań mamy jednoznaczną powinność - wynikającą z Ewangelii – opieki nad nimi. Natomiast również z Ewangelii wyrasta obowiązek radykalnego sprzeciwu wobec najeźdźców, którzy zagrażają naszej wierze i naszej tożsamości kulturowej. Byłem bardzo wdzięczny papieżowi, że nie uległ tej presji medialnej, politycznej, która domagała się wywierania presji na bezkrytyczne przyjmowanie całej masy nachodźców najeżdżających kontynent europejski.
Mówiliśmy o słowach, ale każda pielgrzymka to również gesty. Czy po tej wizycie Franciszka pozostały w pamięci Księdza jakieś szczególne gesty papieża?
Niestety śledziłem fragmentarycznie te spotkania i mówiąc bardzo szczerze, nie byłem pod szczególnym wrażeniem przejazdu papieża tramwajem. Akurat ta forma obecności papieża w Krakowie zupełnie mnie nie przekonała. Natomiast byłem pod wielkim wrażeniem Drogi Krzyżowej, która rzeczywiście była dla mnie wydarzeniem niezwykle inspirującym, niezwykle głębokim. Jeżeli właśnie zostają mi jakieś gesty i obrazy plastyczne z tego właśnie wydarzenia, to na pewno bardziej zostanie Droga Krzyżowa w pamięci niż wizerunek papieża przyklejonego do szyby w pustym wokół niego tramwaju.
Ten rok to także Wielka Pokuta na Jasnej Górze. Odzew wiernych, którzy przybyli się modlić przerósł najśmielsze oczekiwania organizatorów. Był to bardzo ważny dzień dla Kościoła. Pokazał, jak wielką rolę mają księża, ale także świeccy. Mogliśmy zobaczyć, że Kościół żyje…
Tak. Podkreślę jeszcze raz, że dla mnie było uderzające to, że było to rzeczywiście zorganizowane przez świeckich ewangelizatorów, że spotkało się z tak ogromną frekwencją i zaangażowaniem. Myślę, że jest to kilkupłaszczyznowo ważna rzecz. Po pierwsze, w całym Roku Miłosierdzia, w wymiarze Kościoła powszechnego, bardzo wiele mówiono o teologii miłosierdzia, o Bogu bogatym w miłosierdzie, natomiast bardzo niewiele mówiło się o antropologii miłosierdzia. A więc niewiele mówiło się o potrzebie nawrócenia, pokuty, metanoii, powrotu do Boga. Wielka Pokuta była bardzo ważnym wkładem – powiedziałbym – Kościoła w Polsce w Kościół powszechny. Była przypomnieniem tego, że nie można przeżyć miłosierdzia bez autentycznej pokuty. To jest pierwsza sprawa. Druga sprawa – ta pokuta odbywała się w kontekście polskich spraw, polskich wydarzeń. Jestem z różnych względów – zarówno formalnych i merytorycznych - daleki od tego, żeby tę pokutę utożsamiać z egzorcyzmem nad Polską. Moim zdaniem jest to absolutnie nieupoważnione nazywanie tego wydarzenia w kategoriach egzorcyzmu. Trzeba mieć jednak świadomość – co bardzo mocno podkreślam – że Polska jest w tej chwili krajem, przez który przetacza się ogromna walka duchowa, walka między dobrem a złem, miedzy kulturą życia a kultura śmierci, między kulturą prawdy a kulturą kłamstwa. W tej walce wielu z nas niestety oddaje się w służbę złu, w służbę zakłamania, nienawiści, agresji. Widzieliśmy to w czarnym proteście poprzedzającym Wielką Pokutę. Widzieliśmy to w demonstracjach z 13 grudnia. Obserwujemy w ostatnich dniach w bezprecedensowej, mimo wszystko, próbie proubeckiego zamachu stanu na demokratycznie wybrany rząd, dodajmy - rząd pozostający w służbie narodu. Tym bardziej potrzebujemy tej mobilizacji, która potrafi nazwać zło złem, i która potrafi jednocześnie zarówno z własnym złem, jak i złem naszych sióstr i braci przychodzić do Boga po to, aby prosić w modlitwie, w czynie pokutnym o Jego przebaczenie, o Jego pomoc. Wydaje się bowiem, że bez pomocy Boga w tej walce duchowej, która przetacza się przez nasz naród, możemy być skazani na bardzo wyczerpujące zmaganie. Tym bardziej ta pomoc Boga jest nam ogromnie potrzebna. Dlatego osobiście bardzo cenię to wydarzenie Wielkiej Pokuty. Myślę, że ono przyniosło i przyniesie owoce. Można oczywiście zaraz zakwestionować to zdanie, skoro 13 grudnia i w późniejszych dniach przetoczyło się i przewala to, co się dzieje na naszych ulicach. Kolejna fala agresji, nienawiści, zakłamanych, absurdalnych żądań. Z drugiej strony warto zauważyć, że ta fala nienawiści i agresji niejako obija się w coraz bardziej zamkniętym kręgu. Ona nie wykazuje jakiejś realnej niszczącej siły. Dobro pozostaje dobrem. My utwierdzamy się w tym, że prawda zwycięża. Utwierdzamy się w poczuciu tego, że zła nie możemy zwalczać złem, ale zło możemy zwyciężyć dobrem.
Zwieńczeniem roku miłosierdzia w Kościele była uroczystość przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Możemy tu mówić o dziejowym momencie?
To jest bardzo ciekawe pytanie. Z jednej strony oczywiście można powiedzieć: tak, ponieważ w perspektywie jakichś krótkich dziejów było to zamknięcie ostatnich kilkunastu lat. Patrząc szerzej – od czasów objawieni, chociażby Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny – można mówić o kilkudziesięciu latach pewnych oczekiwań, pewnych starań i dążeń. Z drugiej strony, patrząc głębiej, jest to przyjęcie Chrystusa Króla w bardzo szczególnym momencie 1050. rocznicy chrztu Polski, a więc niejako ukoronowanie całych dziejów Polski tym aktem uznania Go i przyjęcia za Króla i Pana. Myślę, że to wydarzenie było pewną sumą również wcześniejszych, nie mniej ważnych elementów. Cały czas próbowałem spojrzeć na to wydarzenie jako właśnie syntezę nie tylko objawień Rozalii Celakówny, ale także chociażby pielgrzymek Jana Pawła II do Polski. Przecież jego słowa wypowiedziane w pierwszej programowej encyklice o tym, że jeden zwrot serca, jeden kierunek umysłu, jeden kierunek ducha, „ad Christum Redemptorem mundi” – do Chrystusa Odkupiciela człowieka – to jest przecież ukierunkowanie nas na przyjęcie Chrystusa jako Boga w naszym życiu, jako Króla i Pana. Wielka Nowenna Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego, w której ślubowaliśmy wierność Chrystusowi, Krzyżowi i Ewangelii, to także jest element „intronizacji” Chrystusa Króla. Natomiast na pewno dziejowym elementem jest to, że w dobie kryzysu wartości i zarazem kryzysu życia społecznego, szukamy uporządkowania tego życia właśnie w osobie Jezusa, w Jego Królestwie prawdy i sprawiedliwości, pokoju i zbawienia, ale także świętości i łaski. Ten element świętości i łaski, ten element Królestwa Chrystusa – wydaje mi się – także zasługuje tutaj na zauważenie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Każda pielgrzymka papieża niesie za sobą oczekiwania. Czy oczekiwania w stosunku do wizyty w Polsce spełniły się?
Mogę mówić przede wszystkim o swoich oczekiwaniach. Osobiście oczekiwałem, że przy całym szumie medialnym, w którym niesiony jest często głos papieża, chciałem usłyszeć bardzo wyraźne zdania dotyczące trzech fundamentalnych spraw: ochrony życia poczętego, nierozerwalności małżeństwa i wreszcie problemu ustosunkowania się do uchodźców. Te trzy oczekiwania zostały spełnione. Owszem, papież w charakterystyczny dla siebie sposób, nie mówił analitycznie, bardzo wnikliwie – jak byliśmy przyzwyczajeni do nauczania jego poprzedników – ale powiedział bardzo wyraźnie, że życie ludzkie należy chronić od momentu poczęcia do naturalnej śmierci. Nie pozostawił w ten sposób żadnego pola manewru fałszywym interpretacjom. Mówił o ochronie małżeństwa, które ma być małżeństwem nierozerwalnym, wiernym aż do śmierci. To także pokazuje jednoznacznie model małżeństw, który nie może być zastąpiony żadnym związkiem partnerskim czy jakimkolwiek innym związkiem polimorficznym. I wreszcie – nie ukrywam, że było to także dla mnie rzeczą cenną – nie spełnił oczekiwań tych grup politycznych w Polsce, które przypuszczały, że papież bardzo mocno nałoży na Polskę, na rząd, na społeczeństwo obowiązek przyjmowania fali uchodźców, bez rozróżnienia, kto spośród tych uchodźców jest nachodźcą kulturowym, a kto rzeczywiście jest ofiarą prześladowań. Oczywiście w przypadku ofiar prześladowań mamy jednoznaczną powinność - wynikającą z Ewangelii – opieki nad nimi. Natomiast również z Ewangelii wyrasta obowiązek radykalnego sprzeciwu wobec najeźdźców, którzy zagrażają naszej wierze i naszej tożsamości kulturowej. Byłem bardzo wdzięczny papieżowi, że nie uległ tej presji medialnej, politycznej, która domagała się wywierania presji na bezkrytyczne przyjmowanie całej masy nachodźców najeżdżających kontynent europejski.
Mówiliśmy o słowach, ale każda pielgrzymka to również gesty. Czy po tej wizycie Franciszka pozostały w pamięci Księdza jakieś szczególne gesty papieża?
Niestety śledziłem fragmentarycznie te spotkania i mówiąc bardzo szczerze, nie byłem pod szczególnym wrażeniem przejazdu papieża tramwajem. Akurat ta forma obecności papieża w Krakowie zupełnie mnie nie przekonała. Natomiast byłem pod wielkim wrażeniem Drogi Krzyżowej, która rzeczywiście była dla mnie wydarzeniem niezwykle inspirującym, niezwykle głębokim. Jeżeli właśnie zostają mi jakieś gesty i obrazy plastyczne z tego właśnie wydarzenia, to na pewno bardziej zostanie Droga Krzyżowa w pamięci niż wizerunek papieża przyklejonego do szyby w pustym wokół niego tramwaju.
Ten rok to także Wielka Pokuta na Jasnej Górze. Odzew wiernych, którzy przybyli się modlić przerósł najśmielsze oczekiwania organizatorów. Był to bardzo ważny dzień dla Kościoła. Pokazał, jak wielką rolę mają księża, ale także świeccy. Mogliśmy zobaczyć, że Kościół żyje…
Tak. Podkreślę jeszcze raz, że dla mnie było uderzające to, że było to rzeczywiście zorganizowane przez świeckich ewangelizatorów, że spotkało się z tak ogromną frekwencją i zaangażowaniem. Myślę, że jest to kilkupłaszczyznowo ważna rzecz. Po pierwsze, w całym Roku Miłosierdzia, w wymiarze Kościoła powszechnego, bardzo wiele mówiono o teologii miłosierdzia, o Bogu bogatym w miłosierdzie, natomiast bardzo niewiele mówiło się o antropologii miłosierdzia. A więc niewiele mówiło się o potrzebie nawrócenia, pokuty, metanoii, powrotu do Boga. Wielka Pokuta była bardzo ważnym wkładem – powiedziałbym – Kościoła w Polsce w Kościół powszechny. Była przypomnieniem tego, że nie można przeżyć miłosierdzia bez autentycznej pokuty. To jest pierwsza sprawa. Druga sprawa – ta pokuta odbywała się w kontekście polskich spraw, polskich wydarzeń. Jestem z różnych względów – zarówno formalnych i merytorycznych - daleki od tego, żeby tę pokutę utożsamiać z egzorcyzmem nad Polską. Moim zdaniem jest to absolutnie nieupoważnione nazywanie tego wydarzenia w kategoriach egzorcyzmu. Trzeba mieć jednak świadomość – co bardzo mocno podkreślam – że Polska jest w tej chwili krajem, przez który przetacza się ogromna walka duchowa, walka między dobrem a złem, miedzy kulturą życia a kultura śmierci, między kulturą prawdy a kulturą kłamstwa. W tej walce wielu z nas niestety oddaje się w służbę złu, w służbę zakłamania, nienawiści, agresji. Widzieliśmy to w czarnym proteście poprzedzającym Wielką Pokutę. Widzieliśmy to w demonstracjach z 13 grudnia. Obserwujemy w ostatnich dniach w bezprecedensowej, mimo wszystko, próbie proubeckiego zamachu stanu na demokratycznie wybrany rząd, dodajmy - rząd pozostający w służbie narodu. Tym bardziej potrzebujemy tej mobilizacji, która potrafi nazwać zło złem, i która potrafi jednocześnie zarówno z własnym złem, jak i złem naszych sióstr i braci przychodzić do Boga po to, aby prosić w modlitwie, w czynie pokutnym o Jego przebaczenie, o Jego pomoc. Wydaje się bowiem, że bez pomocy Boga w tej walce duchowej, która przetacza się przez nasz naród, możemy być skazani na bardzo wyczerpujące zmaganie. Tym bardziej ta pomoc Boga jest nam ogromnie potrzebna. Dlatego osobiście bardzo cenię to wydarzenie Wielkiej Pokuty. Myślę, że ono przyniosło i przyniesie owoce. Można oczywiście zaraz zakwestionować to zdanie, skoro 13 grudnia i w późniejszych dniach przetoczyło się i przewala to, co się dzieje na naszych ulicach. Kolejna fala agresji, nienawiści, zakłamanych, absurdalnych żądań. Z drugiej strony warto zauważyć, że ta fala nienawiści i agresji niejako obija się w coraz bardziej zamkniętym kręgu. Ona nie wykazuje jakiejś realnej niszczącej siły. Dobro pozostaje dobrem. My utwierdzamy się w tym, że prawda zwycięża. Utwierdzamy się w poczuciu tego, że zła nie możemy zwalczać złem, ale zło możemy zwyciężyć dobrem.
Zwieńczeniem roku miłosierdzia w Kościele była uroczystość przyjęcia Jezusa Chrystusa za Króla i Pana. Możemy tu mówić o dziejowym momencie?
To jest bardzo ciekawe pytanie. Z jednej strony oczywiście można powiedzieć: tak, ponieważ w perspektywie jakichś krótkich dziejów było to zamknięcie ostatnich kilkunastu lat. Patrząc szerzej – od czasów objawieni, chociażby Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny – można mówić o kilkudziesięciu latach pewnych oczekiwań, pewnych starań i dążeń. Z drugiej strony, patrząc głębiej, jest to przyjęcie Chrystusa Króla w bardzo szczególnym momencie 1050. rocznicy chrztu Polski, a więc niejako ukoronowanie całych dziejów Polski tym aktem uznania Go i przyjęcia za Króla i Pana. Myślę, że to wydarzenie było pewną sumą również wcześniejszych, nie mniej ważnych elementów. Cały czas próbowałem spojrzeć na to wydarzenie jako właśnie syntezę nie tylko objawień Rozalii Celakówny, ale także chociażby pielgrzymek Jana Pawła II do Polski. Przecież jego słowa wypowiedziane w pierwszej programowej encyklice o tym, że jeden zwrot serca, jeden kierunek umysłu, jeden kierunek ducha, „ad Christum Redemptorem mundi” – do Chrystusa Odkupiciela człowieka – to jest przecież ukierunkowanie nas na przyjęcie Chrystusa jako Boga w naszym życiu, jako Króla i Pana. Wielka Nowenna Tysiąclecia kardynała Stefana Wyszyńskiego, w której ślubowaliśmy wierność Chrystusowi, Krzyżowi i Ewangelii, to także jest element „intronizacji” Chrystusa Króla. Natomiast na pewno dziejowym elementem jest to, że w dobie kryzysu wartości i zarazem kryzysu życia społecznego, szukamy uporządkowania tego życia właśnie w osobie Jezusa, w Jego Królestwie prawdy i sprawiedliwości, pokoju i zbawienia, ale także świętości i łaski. Ten element świętości i łaski, ten element Królestwa Chrystusa – wydaje mi się – także zasługuje tutaj na zauważenie.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 3 z 4
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kosciol/320633-na-swietaks-prof-bortkiewicz-o-najwazniejszych-wydarzeniach-z-zycia-kosciola-w-polsce-nie-ma-dziejow-polski-przedchrzescijanskiej-chrzest-okresla-w-sposob-jednoznaczny-nasza-tozsamosc-nasz-wywiad?strona=3
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.