Łączyła Panią z Zaporą nie tylko walka o wolną Polskę, ale także szczególna relacja. Jaki był legendarny major Dekutowski oczami narzeczonej?
Na początku, tak jak większość, podziwiałam go jako dowódcę. Za patriotyzm, bohaterstwo, niezłomność. Chciałam nawet dostać się do jego oddziału. Z powodu różnych przyczyn jednak do tego nie doszło. Akurat było wtedy po bitwie pod Kożuchówką, gdzie zginął narzeczony sanitariuszki. Ona zrezygnowała. Zresztą Zapora był zdania, że młodzież powinna się uczyć. Mówił, że kto może niech się uczy, a kto musi niech idzie do lasu.
Ale co urzekło Panią - jako kobietę - w majorze Dekutowskim?
Podziwiałam go za waleczność, odwagę, ale też za skromność. A poza tym to on zwrócił na mnie uwagę, ja nawet nie śmiałam marzyć o bliższych kontaktach z takim dowódcą. Pierwszy raz bardziej się mną zainteresował w 1945 r. To była późna wiosna albo wczesne lato, kiedy wrócił do walki z ukrycia w Tarnobrzegu. Był u nas dłuższy czas i organizował nowe oddziały. Rozmawialiśmy przyjaźnie, a on opowiadał o sobie, że miał narzeczoną, ale nie chciała na niego zaczekać, że teraz jest sam. Wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że ja mu się podobam. Potem zaczął nas częściej odwiedzać.
A uśmiech, który Panią urzekł?
Na pierwszym naszym spotkaniu nie uśmiechał się. Był poważny, surowy. Ale potem były kolejne spotkania. Po bitwie z Niemcami pod Kożuchowką był ranny w rękę. Zostałyśmy poproszone o pomoc. Okazało się, że równocześnie z nami na kwaterę dotarł lekarz. Zanim to wszystko się stało, był już późny wieczór i wobec tego zatrzymano nas na noc. To był dom „Opala”. Rano było obfite śniadanie, rozmowy naprzód ponure, bo na Kożuchówce zginęły cztery osoby, ale później zrobiło się luźniej. Zapora zaczął nawet żartować. I pamiętam, że bardzo mi się podobał wtedy jego uśmiech.
A pamięta Pani pierwszą randkę?
Mogę powiedzieć, że było coś w postaci pierwszej randki. Pytał mnie wówczas czy mam chłopaka. Mówił też, że jest sam. A potem, kiedy był u nas w domu, to na koniec mnie pocałował. Poczułam się jakoś wyróżniona przez niego. Jeszcze nie wiedziałam jak to będzie mocne, czy ośmielę się myśleć, że mogę być dla niego ważna.
Dziesiątki akcji bojowych i dywersyjnych, postrach NKWD i UB. Taka osoba wzbudzała respekt?
Oczywiście, ale także ze względu na jego psychologiczną sylwetkę. Mimo, że był drobny, niepozorny, że w pierwszej chwili można było uważać, że nie wzbudzi szacunku i inni nie będą się z nim liczyć, to szybko okazywało się, że jest stanowczy i zdecydowany, surowy ale sprawiedliwy. Jego chłopcy bardzo go szanowali i kochali.
Rozmawialiście ze sobą o przyszłości?
Przyszłość to była jedna wielka niewiadoma.Poważniej zaczęliśmy rozmawiać gdzieś w lutym, marcu 1947r. Sytuacja była już zła, partyzanci nie mogli być w każdym domu, a komuniści coraz bardziej deptali im po pietach. Sytuacja była bardzo trudna, tragiczna wręcz, ale „Zapora” nie chciał rezygnować z walki. Wiedział, że jak się ujawni, to i tak nie dadzą mu spokoju. Dla pozoru ujawnił się nawet, ale wiadomo jak to się skończyło. Przyjechałam wówczas z Wrocławia na ferie, bo tam już studiowałam. To była pierwsza nasza tak poważna rozmowa. Pytał czy ja mogłabym na niego czekać. «Tak» – odpowiedziałam. Ale czy bardzo długo, parę lat? «Tak, oczywiście». A potem zadał mi najistotniejsze pytanie: «A jeśli będzie taka sytuacja, że będę musiał wybrać między Tobą, a dalszą walką?» Opowiedziałam, że tak jak będzie potrzeba i jak będzie czuł, tak niech uczyni. Wybrał dalszą walkę. Tak to widzę, tak to czuję, tak to oceniam teraz.
Myśli Pani, że mógł wybrać inaczej?
Nie miał innego wyjścia. Nie mógł zostać w kraju, bo by zginął.
Na pewno był bardzo uczciwy w stosunku do Pani.
Oczywiście. Gdy później, w lecie 1947 r. mówił mi, że nie będziemy się widzieć dłuższy czas, nie wtajemniczył mnie w swoje plany, nic nie mówił o przekroczeniu granicy. Wybrał dalszą walkę. Gdy się rozstawał ze swoimi partyzantami widział to tak, że on wyjedzie zagranicę, nie po to, aby wygodnie żyć, ale aby dalej walczyć. Obiecywał im, że ich tam też ściągnie.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Łączyła Panią z Zaporą nie tylko walka o wolną Polskę, ale także szczególna relacja. Jaki był legendarny major Dekutowski oczami narzeczonej?
Na początku, tak jak większość, podziwiałam go jako dowódcę. Za patriotyzm, bohaterstwo, niezłomność. Chciałam nawet dostać się do jego oddziału. Z powodu różnych przyczyn jednak do tego nie doszło. Akurat było wtedy po bitwie pod Kożuchówką, gdzie zginął narzeczony sanitariuszki. Ona zrezygnowała. Zresztą Zapora był zdania, że młodzież powinna się uczyć. Mówił, że kto może niech się uczy, a kto musi niech idzie do lasu.
Ale co urzekło Panią - jako kobietę - w majorze Dekutowskim?
Podziwiałam go za waleczność, odwagę, ale też za skromność. A poza tym to on zwrócił na mnie uwagę, ja nawet nie śmiałam marzyć o bliższych kontaktach z takim dowódcą. Pierwszy raz bardziej się mną zainteresował w 1945 r. To była późna wiosna albo wczesne lato, kiedy wrócił do walki z ukrycia w Tarnobrzegu. Był u nas dłuższy czas i organizował nowe oddziały. Rozmawialiśmy przyjaźnie, a on opowiadał o sobie, że miał narzeczoną, ale nie chciała na niego zaczekać, że teraz jest sam. Wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że ja mu się podobam. Potem zaczął nas częściej odwiedzać.
A uśmiech, który Panią urzekł?
Na pierwszym naszym spotkaniu nie uśmiechał się. Był poważny, surowy. Ale potem były kolejne spotkania. Po bitwie z Niemcami pod Kożuchowką był ranny w rękę. Zostałyśmy poproszone o pomoc. Okazało się, że równocześnie z nami na kwaterę dotarł lekarz. Zanim to wszystko się stało, był już późny wieczór i wobec tego zatrzymano nas na noc. To był dom „Opala”. Rano było obfite śniadanie, rozmowy naprzód ponure, bo na Kożuchówce zginęły cztery osoby, ale później zrobiło się luźniej. Zapora zaczął nawet żartować. I pamiętam, że bardzo mi się podobał wtedy jego uśmiech.
A pamięta Pani pierwszą randkę?
Mogę powiedzieć, że było coś w postaci pierwszej randki. Pytał mnie wówczas czy mam chłopaka. Mówił też, że jest sam. A potem, kiedy był u nas w domu, to na koniec mnie pocałował. Poczułam się jakoś wyróżniona przez niego. Jeszcze nie wiedziałam jak to będzie mocne, czy ośmielę się myśleć, że mogę być dla niego ważna.
Dziesiątki akcji bojowych i dywersyjnych, postrach NKWD i UB. Taka osoba wzbudzała respekt?
Oczywiście, ale także ze względu na jego psychologiczną sylwetkę. Mimo, że był drobny, niepozorny, że w pierwszej chwili można było uważać, że nie wzbudzi szacunku i inni nie będą się z nim liczyć, to szybko okazywało się, że jest stanowczy i zdecydowany, surowy ale sprawiedliwy. Jego chłopcy bardzo go szanowali i kochali.
Rozmawialiście ze sobą o przyszłości?
Przyszłość to była jedna wielka niewiadoma.Poważniej zaczęliśmy rozmawiać gdzieś w lutym, marcu 1947r. Sytuacja była już zła, partyzanci nie mogli być w każdym domu, a komuniści coraz bardziej deptali im po pietach. Sytuacja była bardzo trudna, tragiczna wręcz, ale „Zapora” nie chciał rezygnować z walki. Wiedział, że jak się ujawni, to i tak nie dadzą mu spokoju. Dla pozoru ujawnił się nawet, ale wiadomo jak to się skończyło. Przyjechałam wówczas z Wrocławia na ferie, bo tam już studiowałam. To była pierwsza nasza tak poważna rozmowa. Pytał czy ja mogłabym na niego czekać. «Tak» – odpowiedziałam. Ale czy bardzo długo, parę lat? «Tak, oczywiście». A potem zadał mi najistotniejsze pytanie: «A jeśli będzie taka sytuacja, że będę musiał wybrać między Tobą, a dalszą walką?» Opowiedziałam, że tak jak będzie potrzeba i jak będzie czuł, tak niech uczyni. Wybrał dalszą walkę. Tak to widzę, tak to czuję, tak to oceniam teraz.
Myśli Pani, że mógł wybrać inaczej?
Nie miał innego wyjścia. Nie mógł zostać w kraju, bo by zginął.
Na pewno był bardzo uczciwy w stosunku do Pani.
Oczywiście. Gdy później, w lecie 1947 r. mówił mi, że nie będziemy się widzieć dłuższy czas, nie wtajemniczył mnie w swoje plany, nic nie mówił o przekroczeniu granicy. Wybrał dalszą walkę. Gdy się rozstawał ze swoimi partyzantami widział to tak, że on wyjedzie zagranicę, nie po to, aby wygodnie żyć, ale aby dalej walczyć. Obiecywał im, że ich tam też ściągnie.
Dalszy ciąg na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/329570-nasz-wywiad-narzeczona-legendarnego-zapory-podziwialam-go-za-walecznosc-odwage-ale-tez-za-skromnosc?strona=2