Pochodzę ze swoistego skrzyżowania żywiołów – polskiego, litewskiego, niemieckiego, ruskiego, a nawet tatarskiego czy szwedzkiego
— Bronisław Komorowski, „Zwykły polski los”.
Po złożeniu tej kosmopolitycznej deklaracji, w wywiadzie rzece przeprowadzonym przez Jana Skórzyńskiego, prezydent Komorowski obsesyjnie powtarza Polakom, że przynależność do rodziny Komorowskich, Komorowskich – herbu Korczak, wiąże się z „przeżywaniem czystej tradycji szlachecko-ziemiańskiej”. Następnie serwuje zawiłe historyjki o swoich niezliczonych antenatach.
A przecież, nawet jeśli w owym gronie znajdują się zacne osoby, nie ma w tym żadnej zasługi Bronisława Komorowskiego. Już Figaro u Beaumarchais w słynnym monologu-manifeście, wytykał nomen omen Hrabiemu, iż jego jedynym osiągnięciem jest fakt…urodzenia się:
Dlatego, że jesteś wielkim panem, uważasz się za geniusza!…Szlachectwo, stanowisko, urzędy, wszystko to czyni tak pysznym!
„Zwykły polski los” jest świadectwem nieznośnej megalomanii człowieka, który całe życie kroczy przepełniony dumą:
Z dumą opowiadałem o tym kolegom, mój dziadek został piratem.
Zawsze byłem dumny z tego, że mam stryja oficera, i z jego marynarskiego munduru,
Do dzisiaj pamiętam satysfakcję, gdy w schronisku beskidzkim właściciel nie chciał nas zakwaterować, dopóki nie przyjdzie nasz opiekun. Nie chciał uwierzyć, że to ja jestem szefem grupy.
Pamiętam radość i dumę z tego, że mój szczep, moi przyjaciele okazali się jednym z przyczółków, z którego rozwinęła się wielka, harcerska ofensywa na fali tzw. pierwszej Solidarności.
Namówiłem kolegę z klasy na ucieczkę (…) ze szkoły i na udział w manifestacjach (Marzec’ 68 – AK).
Zaplanowaliśmy przeprowadzenie zamachu na milicjanta w rocznicę Grudnia ’70 (grudzień 1972 r. – AK). (…) Ja miałem wykonać zamach, zostawić na miejscu kartkę z informacją, że to jest odwet za zamordowanie robotników podczas rewolucji grudniowej.
Jak sądzę dwa elementy pozwoliły nam zdominować życie studenckie na wydziale: nasza ideowość oraz pewnie trochę atrakcyjność towarzyska.
Mam fajne zdjęcie w tej skórzance (kurtce ojca – AK). (…) Fotografię robił mój kolega z Wydziału Historycznego, dziś profesor, Andrzej Friszke. (…) Pamiętam swoje zdziwienie, gdy poprosił o możliwość zrobienia mi zdjęcia . „Po co ty to robisz?” – pytam. A on na to: „No, bo przecież wielu z was, dzisiejszych konspiratorów, może zostać w przyszłości posłami, ministrami, a nawet premierami. Tak jak żołnierze pierwszej kadrowej Piłsudskiego”.
Jako pierwsi w opozycji (BHiL – AK) wydawaliśmy książki prokapitalistyczne.
Jestem dumny, że pierwsi poszliśmy w tę stronę. Manifestacje religijno-patriotyczne na ulicach Warszawy to była nowa jakość.
Prymas Wyszyński zauważył nasz transparent i w czasie przejazdu Krakowskim Przedmieściem wskazał go papieżowi. Byłem dumny i szczęśliwy (1979 r. – AK ).
Do dziś mam z tego powodu satysfakcję. Mając ręce zajęte trzymaniem wieńca, skutecznie broniłem się nogami (11.11.1979 r. – AK).
Moje wystąpienie było krótkie, co potem miało wpływ na wysokość kary, jaką dostałem (…) Pojawił się nawet wiersz o tych czterech, co przemawiali przy Grobie Nieznanego Żołnierza, rosłem więc w dumę (11.11.1979 r. – AK).
Najbardziej byliśmy dumni z tego, że udało się nam wywołać (czy przynajmniej sprowokować) strajk tramwajarzy i kierowców autobusów w Warszawie. (…) Czułem się jak bokser na ringu, który właśnie znokautował przeciwnika (1980 r. – AK).
Miałem koreferat razem z prof. Bartoszewskim, co dla mnie było wielkim wyróżnieniem. (…) Zawsze czułem się przez niego wyróżniany, postrzegany jako człowiek o podobnej tradycji, podobnych marzeniach i postawie życiowej.
Każda rozmowa z Tadeuszem Mazowieckim dużo mi dawała. Podnosiła również pozycję na istniejącej giełdzie prestiżu w ramach obozu (Jaworze – AK). To też się liczyło.
Dla mnie dzisiejsze skuteczne przeciąganie Ukrainy na stronę Zachodu i wyraźna w tym rola Polski to nagroda za odwagę myślenia i działania z czasów „ABC”.
Miałem dużą przyjemność, gdy niemal cały rząd na emigracji zebrał się, aby poznać młodego konspiratora z kraju (Londyn,1988 r. – AK).
Zostałem użytkownikiem trzeciego w skali całego Urzędu Rady Ministrów faksu, co budowało opinię o moim znaczeniu.
Zwykły polski los” eksplikuje, bulwersujące wielu Polaków, zachowania prezydenta.
Awersję do Żołnierzy Wyklętych:
Ważne jest dostrzeżenie w porę tego momentu, gdy kończy się walka, a zaczyna budowanie. (…) W domu często słyszałem o kolegach rodziców, którzy poszli do lasu, a potem byli na marginesie życia.
Sympatię do byłych komunistów:
Patrzyłem najpierw podejrzliwie (na ludzi z Wojskowej Akademii Politycznej – AK), jak na komunistycznych agentów, a potem się okazało, że to fajni chłopcy.
Nie byłem pryncypialnym przeciwnikiem rozmów z komunistami.
Myślałem, na fali euforii zwycięstwa Solidarności, że to, iż oni przez te parę miesięcy będą jeszcze ministrami czy będą mieli prezydenta, nie ma już większego znaczenia.
Myślę, że dzisiaj potrafię bardziej docenić nie koniunkturalne, ale szczere, płynące z polskiego serca zaangażowanie wielu ludzi z ówczesnych elit władzy w proces zmian demokratycznych i modernizujących Polskę.
Mniej ważne z kim, byle ku niepodległości.
Atencję dla gen. Wojciecha Jaruzelskiego:
Uważałem, że w okresie stanu wojennego skala represji wobec Solidarności była świadomie ograniczana, że mogło być znacznie gorzej. Sądziłem, że można i powinno się z nim rozmawiać. (…) W Wojsku Polskim nawet w czasach komunizmu było miejsce na patriotyzm, na chęć służenia Polsce. Wiedziałem też o trudnym, ale prawdziwym żołnierskim szlaku generała w czasie wojny. Może nie bez znaczenia była też wiedza o ziemiańskim pochodzeniu (sic!) rodziny generała.
Dziwną uległość wobec Rosjan, a może nawet lęk przed nimi:
1981 r.
Jeździłem na spotkania do zakładów (…) jako gaszący strajki. No bo przecież wizja interwencji sowieckiej była bardzo realna, trzeba więc było przekonywać ludzi i tonować nastroje. Mówiłem: „Panowie, musimy się zachowywać odpowiedzialnie, rozsądnie, bo inaczej wejdą”.
1989 r. – okupacja dworca kolejowego w Katowicach przez KPN z postulatem opuszczenia Polski przez wojska radzieckie. Komorowski do Adama Słomki:
Co wy robicie? Strajk okupacyjny? Przecież to jest początek rządu Mazowieckiego, nie można destabilizować kraju. (…) Co Ty pie…? Myślisz, że z powodu waszego protestu na dworcu Ruscy wyjdą z Polski?
1989 r. – likwidacja Muzeum Lenina w Poroninie
Premier Mazowiecki jedzie do Moskwy, więc nie możemy takich ruchów robić. Wiadomo, że tego muzeum nie będzie, ale z likwidacją musimy się wstrzymać aż do tej wizyty.
Erupcję tego prorosyjskiego serwilizmu prezydenta można było obserwować po 10/04, np. w wypowiedzi z dnia 6.02.2011 r. o budowie pomnika w Smoleńsku:
Będziemy dostosowywali pomysły wspólne, a tym pomysłem było między innymi wspólne jakby upamiętnienie polsko-rosyjskie z prezydentem Miedwiediewem miejsca katastrofy w sposób trwały w taki sposób, w który będą oczekiwały tego rodziny ofiar, ale kiedy? No wtedy, kiedy to będzie można na spokojnie przeżyć jako coś dobrego, coś pozytywnego, służącego także poprawie relacji polsko-rosyjskich. Ale nie można tego forsować, bo łatwo można popsuć, a nie zreperować.
Bronisław Komorowski przyznaje w „Zwykłym polskim losie”, że kluczowe wydarzenia w historii Polski … przegapiał.
sierpień 1980 r.
To chyba tam (na Powązkach – AK) dostałem wiadomość, że coś w Gdańsku ruszyło. O ile pamiętam, następnego dnia pojechaliśmy na wakacje.
Okrągły Stół
Pewnie znaczenie dla mego chłodnego stosunku do obrad okrągłostołowych miało i to, że byłem w tym okresie częściowo wyłączony z wszelkiej aktywności politycznej, bo zajmowałem się wtedy domem.
4 czerwiec 1989 r. – wybory, w których Komorowski nie wziął udziału:
Wtedy poczułem, iż ominęło mnie coś niesłychanie ważnego, czym mogło być aktywne uczestnictwo w akcji na rzecz wielkiego zwycięstwa narodu.
Zwykły polski los” okazuje się zapisem „nadmiernych lęków” (s.145) prezydenta Komorowskiego. Polityka, który uważał, że „jest od marszałka Piłsudskiego”, a był „pomocnikiem kelnerki” (s. 60). Owe „lęki” zaczęły się ujawniać u Komorowskiego po wyjściu z obozu internowania. W opozycji postanowił nadal działać, ale „z uwzględnieniem zmienionej sytuacji” i „na innych niż dawniej zasadach”. Wyznaje:
Na manifestacje solidarnościowe chodziłem, ale nie w pierwszym szeregu, żeby się nie pchać w oczy (…) starałem się jak najmniej chodzić po kominkach opozycyjnych (…) zresztą dzieci były wtedy małe, więc nie byłem tak bardzo skłonny ryzykować.
Wtedy też Komorowski stracił wiarę w Solidarność:
Byłem przekonany o generalnej (…) przegranej obozu Solidarności. Uważałem, że skoro dziesięciomilionowej Solidarności nie udało się skutecznie przeciwstawić stanowi wojennemu, to tym bardziej nie uda się obalić władz poprzez działania podziemne czy przez strajk generalny.
Bronisław Komorowski uznał, że „struktury zamierają”, zwycięstwo oddaliło się „w bliżej nieokreśloną przyszłość” i nie ma „nadziei na szybkie pozytywne rozstrzygnięcie”. Na podstawie tych konstatacji wywnioskował, że „straciły na znaczeniu doraźne formy oporu” i „bieżąca walka”.
Odżegnywał się od organizowania akcji strajkowych, zwłaszcza strajku generalnego i manifestacji, bo mu „doświadczenie stanu wojennego mówiło, że oni mogą to samo zrobić drugi raz”. A poza tym, „radykalizmem i gotowością pójścia na barykady nie da się odzyskać wolności i dokonać zmiany świata” (sic!). Postanowił…czekać. Mówił: „poczekajmy – niech osłabną jeszcze bardziej”, „poczekajmy, aż u nas też to wszystko znacznie się sypać”.
Czy Polacy chcą wybrać na prezydenta RP polityka pozbawionego woli walki? Człowieka o skłonnościach do kunktatorstwa i defetyzmu?
Nie trapią Bronisława Komorowskiego wątpliwości wobec obranej przez siebie politycznej drogi, gdyż w przeciwieństwie do innych – jak mówi w „Zwykłym polskim losie” – „spostrzegł w porę, że tanieje odwaga, a w górę idzie cena rozumu (sic!)”.
Dla młodych Polaków, prezydent, żadnego przesłania nie ma. Bo i po co? Przecież 25 lat temu nastąpił, według Komorowskiego, koniec polskiej historii. Odtąd żyjemy w „złotym okresie”, a zmian (czyt. rewolucji) zachciewa się tylko „rozwichrzonym działaczom dawnej opozycji”, „nieuleczalnym przypadkom” i „radykałom”.
Żegnając się z lekturą „Zwykłego polskiego losu”, a w maju – miejmy nadzieję – z jej bohaterem, warto porównać dwa cytaty ilustrujące dwie różne życiowe postawy i odpowiedzieć sobie na pytanie, która z nich jest nam bliższa.
Bronisław Komorowski, „Zwykły polski los”
Pamiętam mocne postanowienie, że angażując się w działalność opozycyjną, muszę zachować hierarchię ważności spraw, a więc najpierw życie domowe, rodzina, praca zarobkowa, a na drugim miejscu rewolucja.
Marta Kaczyńska, „Moi Rodzice”:
Zastanawiałam się, czy warto poświęcać życie dla innych. Choć pierwotnie wydawało mi się, że absolutnie nie należy, to po rozmowie z ojcem zdecydowałam się napisać (w ramach pracy domowej – AK), że zdarzają się sytuacje, w których dla innych należy poświęcić nawet swoje życie. To właśnie rozmowa z ojcem przekonała mnie, że w takiej postawie objawia się dojrzałość i wielkość człowieka. Bo to jest przecież największe wyzwanie i zarazem próba: być w stanie porzucić swoje prywatne plany, a czasem nawet poświęcić się całkowicie dla innych.
Agnieszka Kanclerska
Ciekawa pozycja, po którą warto sięgnąć! „Triumf człowieka pospolitego” autorstwa Ryszarda Legutko.
Książka dostępna wSklepiku.pl. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/historia/239432-patrzylem-podejrzliwie-na-ludzi-z-wap-jak-na-komunistycznych-agentow-a-potem-sie-okazalo-ze-to-fajni-chlopcy-komorowski-i-jego-fascynacje-recenzja-ksiazki