"Najważniejsze było to, czy ja tu w ogóle będę..." - Justyna Kowalczyk o wychodzeniu z depresji

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.youtube.pl
fot.youtube.pl

Znakiem firmowym Justyny Kowalczyk jest szeroki i promienny uśmiech. Okazało się, że przykrywa on osobisty dramat sportsmenki.

Jej przyznanie się do poronienia, depresji i braku chęci do życia wywołało szok. Trudno było uwierzyć, że można odnosić ogromne sukcesy, wygrywać, być podziwianą i znaną, a jednocześnie walczyć z tak ciężką depresją. Od poruszającego wyznania Justyna Kowalczyk minęło już jednak sporo czasu i mimo, że choroba zostawiła w sportsmence ślad, jest już inną kobietą, która coraz mocniej stoi na nogach. W rozmowie z „Newsweekiem” Kowalczyk opowiada o wychodzeniu z choroby.

Od samego początku wyszłam z założenia, że walczę o siebie. O życie i zdrowie (…). Bo najważniejsze było to, czy ja tu w ogóle będę…

—przyznaje Kowalczyk i mówi o początkach choroby.

Zwykły smutek, nawet wielki, nie doprowadza człowieka do takich stanów i nie prowokuje takich czynów, jakie stały się moim udziałem. Bardzo poważny problem się zaczął od poronienia dziecka. (…) Kilku lekarzy zdiagnozowało, że depresja była po dziecku, ale jej przyczyną były wcześniejsze stresy (…)

-tłumaczy.

Justyna Kowalczyk nawet w najtrudniejszych psychicznie momentach trenowała i startowała w kolejnych zawodach, chociaż jak przyznaje nart miała już dość.

Problemy odebrały mi zupełnie radość z nart. Więc nie byłam takim sportowcem, jakim chciałabym być (…) Poprzednich dwóch lat mojego życia – poza wspomnieniami z Soczi – nie mogę pod żadnym względem nazwać dobrymi. Jeśli mogłabym te dwa lata wyciąć, wycięłabym je jednym machnięciem nożyczek. (…) Poza wszystkim miałam wyrzuty sumienia, że wiele osób w pewnym momencie zawiodłam. Miałam ochotę wykrzyczeć: mam kłopoty, dajcie mi spokój albo zrozumcie. Jak już to zrobiłam, mogłam się odbudować od nowa.

Jak wyglądało wychodzenie z choroby? Ci którzy doświadczyli depresji przyznają, że to długotrwały proces, a efekty przychodzą powoli.

To była metoda małych kroczków. Żeby dbać o siebie. Żeby odzyskać apetyt. Żeby ciągle nie wymiotować. Żeby nie bać się wszystkiego. Żeby próbować spać przynajmniej odrobinę. Żeby mieć motywację, by wyjść z kąta. Potem przyszedł czas na treningi, naukę, czytanie. Bardzo wiele dała mi praca nad doktoratem. Najważniejsze jest żeby zacząć chcieć. Choć jestem pewna, że już nigdy nie będą taką wesołą i ufną kobietą, jaką byłam kiedyś.

—podsumowuje Justyna Kowalczyk i jak wyznaje nigdy nie żałowała tego, że publicznie opowiedziała o swojej chorobie.

Nie żałuję, że opowiedziałam o swojej depresji. Byłam w tragicznym stanie psychicznym i to było najlepsze, co mogłam zrobić. Od tej chwili zaczęłam chcieć walczyć o siebie.

Depresja jest chorobą coraz powszechniejszą i wciąż niezrozumianą. Osoby, które na nią cierpią potrzebują przede wszystkim wsparcia.

Czytaj też:

Zaskakujące wyznanie Justyny Kowalczyk: „Mam zdiagnozowane stany depresyjne”

Justyna Kowalczyk odkrywa swoją tajemnicę. Nasza mistrzyni miała już dość dywagacji na swój temat

ann/”Newsweek”

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych