Tusk insynuując "winę" śp. Prezydenta sięga po tandetną sztuczkę, którą Bronisław Wildstein opisał w swojej najnowszej powieści. PORÓWNAJ!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
 PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Przemawiając w Sejmie w debacie dotyczącej katastrofy smoleńskiej, Donald Tusk sięgnął po technikę stosowaną przez władze od pierwszych godzin po katastrofie. Technikę, która polega na mruganiu okiem i mówieniu: "wicie, rozumicie, może i nam nie wszystko się udało, ale przecież, wicie, wina leży po stronie "Leszka", to on jest winien katastrofy. Mamy dowody, nie ujawnimy ich, ale mamy, więc lepiej siedźcie cicho. Bo jak nie, to pokażemy".

Przypomnijmy ten fragment wystąpienia Tuska:

Ewentualne pomyłki są także traktowane jako pretekst do tego, by podwyższać temperaturę nienawiści, która po katastrofie nastała w Polsce. Być może jest tak, że część polityków prawicy używa tej katastrofy, bo nie chciało postawić sobie prawdziwych pytań na temat katastrofy. Przez te dwa lata byłem osobą najostrzej atakowaną w tej kwestii. Każdego dnia powtarzałem sobie i swoim współpracownikom: jest cierpienie, ktoś ma poczucie większej straty, musimy to wytrzymać. Musimy uszanować emocje. Dlatego nikt z nas, ani przez moment, nie próbował wykorzystać pracy komisji czy innych ustaleń, aby odpowiedzieć polityczną tezą na polityczną tezę. Dlatego nigdy nie usłyszeliście pytań, kto zapraszał ludzi na samolot i kto był organizatorem wyprawy. Pytań o to, skąd taki pośpiech jeśli chodzi o działania w sprawie sprowadzenia zwłok. Ja tych pytań nie będę powtarzał.

Nie będzie powtarzał, ale przecież nie ma potrzeby - zadane po lepperowsku ni to pytania, ni to stwierdzenia, już padły.

CZYTAJ TAKŻE: Tusk: "mówię przepraszam za udrękę i cierpienie". Ale to zatrute słowa. Bo towarzyszy im jednoczesny atak na śp. prezydenta, w formie lepperowskich insynuacji

Sytuacja tym bardziej haniebna, że przecież wszelkie plotki rozpuszczane przez obóz władzy zostały dawno obalone, okazujac się okrutną zagrywką władzy i mediów jej slużących.

CZYTAJ TAKŻE: Wystąpienie Andrzeja Dudy, w imieniu PiS: "Nie uszanowano zwłok naszych przyjaciół, patriotów, polskich obywateli"

Co ciekawe - tę technikę doskonale opisał w swojej najnowszej książce pt. "Ukryty" Bronisław Wildstein. Oto przemowa jednego z bohaterów powieści, speca od PR-u Juliana Rosy, wygłoszona do polityka obozu władzy tuż po katastrofie smoleńskiej:

Ta tragedia jest groźna dla całej wierchuszki, całego naszego kochanego status quo. Może wywołać trzęsienie ziemi i, kto jak kto, ale ci na górze to rozumieją. Musisz z nimi uzgodnić strategię. I to oni powinni podjąć się jej realizacji. Teraz panuje nastrój powszechnej zgody. Trzeba to wykorzystać. Można porozumiewać się nawet z krytycznymi dziennikarzami. W każdym razie trzeba znaleźć pośredników. Nie na samym świeczniku, ale blisko. Z Kancelarii Prezydenta czy Premiera. To oni, w absolutnym sekrecie, zobowiązując rozmówców do pełnej tajemnicy, powinni zwierzać się im ze swoich rozterek. Muszą tłumaczyć wybranym osobom, jak trudną mają sytuację. Są w posiadaniu dokumentów, rozumiesz, dokumentów, których ujawnienie będzie kompromitacją dla nas wszystkich, dla państwa, ale przede wszystkim dla ofiar. Nietrzeźwy prezydent wymuszał lądowanie, już wcześniej były niesnaski między nim i jego ludźmi a pilotami.

Mamy nagrania rozmów, świadectwa. Bez względu na to, jaki mieliśmy stosunek do prezydenta, był on jednak głową państwa. Jego kompromitacja będzie fatalna dla całego kraju. Nikt tego, oczywiście, nie chce, ale spotęgowanie żałobnej egzaltacji, a w konsekwencji naciski na ujawnienie wszystkiego doprowadzić muszą do upublicznienia tych faktów. Tak więc lepiej jak najszybciej sprawę wyciszyć i zakończyć żałobę. Takie powinny być wnioski z rozmów, bo w żadnym wypadku nie można stwarzać wrażenia nacisku czy nawet bardziej ostentacyjnej sugestii.

To ma być pełny obywatelskiej troski namysł odpowiedzialnych ludzi, co w takim wyjątkowo trudnym momencie należy robić. Tylko konkluzje muszą być jednoznaczne. Jak najmniej o tragedii. Niech śledczy ją badają, a my jak najprędzej zakończmy żałobę. Trzeba tę wiedzę sączyć powolutku. Kropelka po kropelce. Ale coraz szerzej. Należy sugerować, że rozpamiętywanie ofiar musi prowadzić do upublicznienia niemiłej o nich prawdy. Lepiej dla nich, jeśli szybciej zapomnimy. Trzeba mieć w zanadrzu anonimowych świadków jakichś awantur na lotnisku przed startem. Puszczać w obieg fragmenty rozmów: zaproponuję ci je już jutro. Przecież wiemy, że większość tych ze „Słowa” czy „ABC” chętnie uwierzy we wszystko. Przestraszone teraz medialne pajacyki szukają gruntu pod nogami. I to my im go zapewnimy.

A kiedy już te poufne rozmowy zaczną przeciekać do mediów, gdy staną się szeptaną prawdą, można będzie przejść do aktu drugiego, ale dopiero wtedy. Wtedy zaczniemy kurację śmiechu.my kurację śmiechu.

Wygląda na to, że Wildstein naprawdę trafnie uchwycił sposób myślenia "magików" Tuska, ich metody zarządzania społeczną świadomością.

Jest dowodem rozpaczy Tuska, że znów sięga po tak ograną sztuczkę. Po sztuczkę, która trafiła już do literatury.

Widać, nie ma wyjścia. Coraz trudniej lawirować w morzu kłamstw. Coraz trudniej uzgadniać spójne wersje zainteresowanych na kolejnych zakrętach. I premierowi, i jego urzędnikom musi to pochłaniać coraz więcej czasu.

A przecież czas cenna rzecz. Można pokopać w piłeczkę, można meczyk obejrzeć. Jak na "męża stanu" przystało.

PS. Tusk oczywiście niczego nie ma, bo gdyby miał, to by wykorzystał. Chyba nikt nie ma wątpliwości, prawda?

Prej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych