Po otwarciu obrad Sejmu, Kazimierz Ujazdowski zwrócił się z formalnym wnioskiem o to, aby marszałek Kopacz nie prowadziła tego posiedzenia Sejmu. Argumentując wniosek, powołał się na rzymską zasadę nemo iudex in causa sua, czyli nikt nie może być sędzią we własnej sprawie. Ujazdowski zaproponował, aby obrady poprowadził marszałek Grzeszczak z Polskiego Stronnictwa Ludowego:
Mam nadzieję, że pani marszałek odniesie się pozytywnie na ten apel
- mówił Ujazdowski.
Poseł PO Cezary Grabarczyk skrytykował wniosek Ujazdowskiego, a po nim swój show zrobił Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota, który odrzekł:
Nie udało się zapanować nad tym, co się dzieje na tej sali. Już po pierwszych słowach wiemy, do czego ta debata doprowadzi. Ruch Palikota nie chce mieć niczego wspólnego z tym, co się na tej sali będzie działo, czyli uprawiania polityki na grobach. Wnioskuję o 5 minut przerwy, aby Ruch Palikota mógł opuścić salę
- mówił poseł Rozenek.
Ewa Kopacz zarządziła zatem przerwę. Po jej zakończeniu wznowiono obrady.
Pierwszy zabrał głos Donald Tusk:
Szanowna Pani Marszałek, szanowne pani posłanki i panowie posłowie,
Jesteśmy w sali sejmowej nie pierwszy raz w chwili kiedy dyskutować będziemy o katastrofie smoleńskiej, jej przyczynach i skutkach. Od kwietnia 2010 roku byliśmy uczestnikami i świadkami zdarzeń dramatycznych, jednych z najtragiczniejszych w naszej historii. A dla tych, którzy stracili bliskich w Smoleńsku - najtragiczniejszych w ich życiu. To wstępne wystąpienie przed wystąpieniem ministra sprawiedliwości, chcę poświęcić etycznemu i ludzkiemu kontekstowi, jakie towarzyszą tej informacji, jakie wygłoszą minister Gowin i prokurator generalny.
Ta debata powinna być poprzedzona kilkoma słowami. Po pierwsze - słowo przepraszam. Od 10 kwietnia, od pierwszych chwil po katastrofie smoleńskiej, dziesiątki, setki, a już w dwa tygodnie po katastrofie, blisko 2 tysiące ludzi: urzędników państwowych, lekarzy, prokuratorów, etc. było zaangażowanych w tę dramatyczną i jakże smutną operację, przed jaką stanęło państwo polskie.
Mówię "przepraszam", bo zdaję sobie sprawę, że przy pracy tych 2 tysięcy osób mogły zdarzyć się błędy i pomyłki. Dzisiaj nie jestem w stanie rozstrzygnąć, w jakim momencie i w jakim miejscu do pomyłek mogło dojść.
Słowo „przepraszam” – mówię z serca, bo obserwowałem wszystkich zaangażowanych w sprawę wyjaśnienia katastrofy. Zaangażowanie, którego celem było przede wszystkim pomóc rodzinom, wszystkim bliskim, którzy stracili swoich najbliższych w tej katastrofie. Być może nie byliśmy w tym perfekcyjni, ale wszyscy bez wyjątku oddawali maksimum swojej energii, nie żeby komuś dokuczyć i udowodnić, tylko żeby pomóc bliskim, szczególnie w tym dramatycznym momencie.
Tylko ci, którzy byli w Smoleńsku i Moskwie wiedza, jak wielkie tragedie były doświadczeniem rodzin, a także tych, którzy im pomagali. Chcę w związku z tym do tych przeprosin dołączyć słowa uznania dla tych, którzy tam pracowali, którzy odważyli się pojechać i uczestniczyć w tym dramatycznym zdarzeniu. Nie zawsze dlatego, że wynikało to z ich obowiązków służbowych. Opamiętam oficera BOR, który stracił swoją żonę w tej katastrofie. Zgłosił się do pomocy innym. Począwszy od tego oficera, przez wszystkich, którzy przez długie dni pomagali rodzinom, po dzisiejszą marszałek Ewę Kopacz, chcę powiedzieć, że wykonywali swoje obowiązki najlepiej jak potrafili.
Niektóre osoby, przedstawiciele rządu, którzy trafili do Smoleńska i Moskwy, były osobami, które znalazły się tam nie z powodu ich obowiązków. Procedury są dość klarowne – wiadomo, jacy urzędnicy i instytucje są odpowiedzialne. Polskie prawo zawierało przepisy, które precyzyjnie opisywały, kto i za co jest w takiej sytuacji jest odpowiedzialny. Najbardziej dzisiaj atakowani – Kopacz i Arabski – byli tam, dlatego, że pojawili się tam w jednym celu – pomóc rodzinom w tych okolicznościach.
Dzisiaj, ale także kilka dni po tamtych zdarzeniach, najgłośniej krytykowali ci, którzy nie pojawili się w Moskwie. Mogę wymienić listę urzędników, którzy powinni się tam znaleźć, ale nie starczyło im odwagi i determinacji, aby pomagać rodzinom w identyfikacji. Czy można mieć do kogokolwiek pretensje, że nie zawsze wytrzymywał taką próbę? Ja takiej pretensji nie zgłaszam. Mogę wyrazić uznanie dla tych, którzy poświęcili swój czas i pracowali po kilkanaście godzin na dobę i być może zrobili w związku z tym błędy.
Wątpliwie moralne prawo mają ci, którzy nie zdecydowali się na taką pomoc, a dzisiaj są wśród najgłośniej krytykujących.
Chcę podkreślić jeszcze raz, że te pomyłki, niedoskonałości nie obciążają tych którzy pracowali w Moskwie i Smoleńsku. Ponosząc odpowiedzialność polityczną, biorę na siebie pełną odpowiedzialność za wszystkie działania naszych służb; także te, które mogły okazać się pomyłkami. Inaczej od państwa tutaj – nie angażowałem się w kształtowanie jakiejś tezy politycznej, nie koncentrowaliśmy jakichś uwag, aby udowodnić jakąś winę, rozdzieliliśmy zadania wedle najlepszego rozeznania, tak aby dochodzenie do prawdy nie było polityczna nagonką; niezależnie od tego, dla kogo ta prawda mogłaby być dotkliwa – tak pracowała komisja Millera.
Chcę także powiedzieć, że od pierwszych dni i dziś też mamy z tym do czynienia: polityka brutalnie wdarła się w tę tragedię. Dziś też słyszymy słowa z ust polityków PiS, których celem nie jest pomoc rodzinom, ale utwierdzenie pewnej tezy w kontekście katastrofy. Groźnym, z punktu widzenia nie tylko osób zaangażowanych w ten dramat, jest założenie pewnej tezy, a ona pojawiła się już w pierwszych godzinach po katastrofie – o zamachu, zabójstwie i spisku. Już wtedy urzędnicy państwowi i ci, o których mówiłem – ruszyli do bardzo ciężkiej i niewdzięcznej pracy. Równocześnie niektórzy politycy koncentrowali całą swoją uwagę, aby taką tezę ukształtować i dobierać do niej argumenty.
Ewentualne pomyłki są także traktowane jako pretekst do tego, by podwyższać temperaturę nienawiści, która po katastrofie nastała w Polsce. Być może jest tak, że część polityków prawicy używa tej katastrofy, bo nie chciało postawić sobie prawdziwych pytań na temat katastrofy. Przez te dwa lata byłem osobą najostrzej atakowaną w tej kwestii. Każdego dnia powtarzałem sobie i swoim współpracownikom: jest cierpienie, ktoś ma poczucie większej straty, musimy to wytrzymać. Musimy uszanować emocje. Dlatego nikt z nas, ani przez moment, nie próbował wykorzystać pracy komisji czy innych ustaleń, aby odpowiedzieć polityczną tezą na polityczną tezę. Dlatego nigdy nie usłyszeliście pytań, kto zapraszał ludzi na samolot i kto był organizatorem wyprawy. Pytań o to, skąd taki pośpiech jeśli chodzi o działania w sprawie sprowadzenia zwłok. Ja tych pytań nie będę powtarzał. Największym dobrem byłoby, gdybyśmy potrafili szanować cierpienie ludzi, dochodzić do prawdy, ustalać co było przyczyną, ustalać jak zachowało się państwo polskie i nie robić z tego szczucia, które ma udowodnić co innego niż to, co powinniśmy ustalać.
Chcę powiedzieć, że ja tej pokusie politycznej nie ulegnę. Ale mam wrażenie, że Wy, zwracam się do tych, którzy formułują najbardziej dewastujące państwo polskie tezy, odpowiedzieli sobie na te pytania. To mogłoby być naprawdę prawdziwym finałem wojny polko-polskiej wokół tragedii smoleńskiej. Tragedia ta wymaga determinacji, ale nie może być dłużej permanentnym pretekstem do toczenia tej wojny. To w rękach prezesa Kaczyńskiego jest, aby zakończyć tę wojnę.
Wiem, że każdy zachowa swój pogląd w tej sprawie, ale odrobina umiaru i przyzwoitości, takiego ludzkiego podejścia do tej sprawy, zrozumienia, jak wyglądały pierwsze godziny w kwietniu 2010r., przydałaby się dzisiaj. Ta sprawa zasługuje na coś więcej niż na polityczną hucpę. Powiedzmy sobie – kończymy wojnę w sprawie katastrofy, bo ona będzie kosztowała nas kolejne ofiary – nie te w kwestii fizycznej, ale ofiarami będą Polacy. Wszyscy jesteśmy do państwa dyspozycji. Będziemy skutecznie starali się odpowiedzieć na każde pytania, ale proszę jeszcze raz, być może po raz ostatni – nie czyńcie z tej debaty, z tej tragedii pretekstu do nieustającej politycznej bitwy. Choćby przez szacunek do ofiar.
- zakończył swoje przemówienie premier.
W tej chwili trwa składanie wyjaśnień przez ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina oraz prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/141090-tusk-mowie-przepraszam-za-udreke-i-cierpienie-ale-to-zatrute-slowa-bo-towarzyszy-im-jednoczesny-atak-na-sp-prezydenta-w-formie-lepperowskich-insynuacji