To, co się dzieje obecnie w Niemczech przypomina stary szmonces, który opowiedział ostatnio publicysta Henryk M. Broder: żyd jedzie pociągiem i na każdej stacji, na której pociąg się zatrzymuje, mówi głośno: „Aj waj i co to teraz będzie?” W końcu jeden z pasażerów nie wytrzymuje i go pyta: „Czy mogę panu jakoś pomóc? „Nie. Nikt nie może mi pomóc” – odpowiada żyd. „Siedzę w złym pociągu i z każdą kolejną stacją droga powrotu staje się dłuższa”.
Niemcy siedzą już tak długo w złym pociągu, że powrót byłby dramatycznie długi, więc na wszelki wypadek z niego nie wysiadają. Po prostu jadą dalej. A po drodze absurd goni absurd. Jak politycznie poprawny terror, któremu jest poddawane małżeństwo Hansen w małym miasteczku Langballig w Szlezwiku-Holsztynie. Ona jest weterynarzem i przewodniczy miejscowej SPD, on członkiem miejscowej AfD. Działacze Antify zniszczyli im już samochód, obrzucili ich dom farbą, a partyjni koledzy Kerstin Hansen zasugerowali jej, że byłoby lepiej „gdyby się rozwiodła z mężem”.
Burmistrz Tybingii z ramienia Zielonych (tak, Zielonych) Boris Palmer spotyka się z podobnymi reakcjami na zjazdach własnej partii. Palmer bowiem jest za zmniejszeniem napływu imigrantów. Napisał na ten temat nawet książkę („Nie możemy wszystkim pomóc”), dzięki czemu teraz słyszy od partyjnych kolegów, szczególnie tych wywodzących się z imigracji: „zamknij mordę Boris! Niektórzy członkowie rodziny go unikają, stracił też kilku przyjaciół, którzy powiedzieli mu, że się za niego wstydzą.
Na toczących się obecnie we Frankfurcie nad Menem targach książki pracownicy wydawnictw i działacze lewicowych organizacji protestowali przed stoiskiem wydawnictwa Antaios, które wydało m.in. książkę historyka Rolfa Petera Sieberle „Finis Germania” oraz szereg książek niemiecko-tureckiego beletrysty Akifa Pirincci, który należy do Pegidy. Noc wcześniej ktoś oblał wystawione na stoisku książki kawą i czerwoną farbą. „Ciekawe, kiedy zaczną palić niewłaściwą literaturę?” – zastanawiał się szef wydawnictwa Antaios Götz Kubitschek.
Najbardziej absurdalne w tym proteście było jednak to, że uczestniczyli w nim przedstawiciele organizatora, który najpierw wynajął wydawnictwu stoisko za 8000 euro w imię „wolności słowa”. By je najwyraźniej móc następnie oprotestować. Trzymając w rękach transaprenty z napisem: „Dla wolności i różnorodności”. Gdy przy stoisku pojawił się polityk AfD i jeden z autorów wydawnictwa Björn Höcke oraz dwóch działaczy austriackiego Ruchu Tożsamościowego Martin Sellner i Mario Müller, doszło do bijatyki między działaczami Antify ora zwolennikami AfD. Konieczna była interwencja policji.
Podczas gdy we Frankfurcie toczyła się bitwa o to, co można pisać a co nie, niemiecki tygodnik „Der Spiegel” ujawnił, jak nieudolnie służby specjalne nadzorowały późniejszego zamachowca Anisa Amriego, który 19 grudnia ub.r. wjechał ciężarówką w jarmark bożenarodzeniowy w Berlinie, zabijając 12 osób. Dziesięć miesięcy przed atakiem Amri został - wbrew zaleceniom - zatrzymany i pozbawiony telefonu komórkowego. Dzięki temu zamachowiec dowiedział się, że jest obserwowany przez policję. Nie omieszkał poinformować o tym swojej terrorystycznej siatki.
Potem pracowniczka urzędu socjalnego ostrzegła Amriego, gdy poszedł odebrać swój comiesięczny czek z zasiłkiem, że nadzoruje go Urząd Kryminalny, bo podejrzewa go o wyłudzanie świadczeń socjalnych. Jeśli Tunezyjczyk się tym zmartwił to niesłusznie, bowiem policja nadzorowała go tylko od poniedziałku do piątku, od godziny 8 do 16. W weekendy funkcjonariusze brali wolne. Odpoczynek się w końcu należy. Ordnung muss sein!
A imigrantów, mimo zamknięcia szlaku bałkańskiego w Niemczech stale przybywa, jak dowiedziała się gazeta „Welt am Sonntag”. Winę ponoszą jej zdaniem nieuczciwi Grecy, którzy nie kontrolują swoich granic i wysyłają imigrantów dalej do Niemiec. W ten sposób – twierdzi „WAMS” – do Niemiec wciąż przybywa ok. 15 tys. imigrantów miesięcznie. Według gazety „Grecy kłamią na temat liczby imigrantów przebywających u nich”. „Twierdzą, że jest to 62 tys. osób, a w rzeczywistości liczba jest o wiele niższa, najwyżej 40 tys.” – podkreśla „WAMS”. ONZ doliczyło się nawet tylko 10 tys. Gdzie jest więc reszta? Pewnie w drodze do Niemiec.
Wobec rosnącej liczby muzułmańskich imigrantów szef MSW Thomas de Maiziere zastanawia się nad ewentualnym wprowadzeniem świąt muzułmańskich w tych częściach Niemiec, gdzie mieszka wielu wyznawców Allaha. Sprzeciwia się temu na razie tylko bawarska CSU.
Nie wiem, do którego świętego należy się modlić o przywrócenie Niemcom rozumu, ale żarliwy paciorek bardzo by się przydał.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/362370-politycznie-poprawny-terror-i-niszczenie-ksiazek-w-imie-wolnosci-slowa-niemcy-siedza-w-zlym-pociagu-i-z-kazda-stacja-droga-powrotu-staje-sie-dluzsza