Wybuch wojny, zwłaszcza wojny nuklearnej byłby nie na rękę Chinom. Pekin buduje swoją mocarstwową pozycję w świecie rozwijając działania gospodarcze, handlowe, wojna zburzyłaby te możliwości Chinom. Miałoby to straszliwe konsekwencje, jeżeli chodzi o zachwianie porządku międzynarodowego i zagroziłoby pokojowi na świecie. Co jednak mogą zrobić Chiny aby odwieść Kim Dzong Una od prowokowania Amerykanów? Zdaje się, że niewiele. Inaczej na to może spoglądać Rosja. Kłopoty Chin byłyby jej na rękę, a wojna na Dalekim Wschodzie mogłoby pozwolić Rosji planować bardziej realnie działania wobec państw leżących w Europie Środkowo-Wschodniej
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Prezydent Białorusi przekonuje, że manewry Zapad 2017 przeprowadzone wspólnie z Rosją będą „pokojowe”. Łukaszenka powiedział, że nie zamierzamy nikogo atakować, będziemy tylko uczyć się walczyć. Zaprasza też obserwatorów. Jak pan to skomentuje?
Prof. Romuald Szeremietiew: To dla nas dobra wiadomość, bo oznaczy, że oni jeszcze nie nauczyli się wojować (śmiech). Na prezydenta Białorusi można liczyć, zawsze coś ciekawego powie. Jednak to, że na manewry przyjedzie kilku panów z Zachodu i przez lornetki będzie obserwować jak latają śmigłowce oraz jeżdżą bojowe wozy piechoty nie wiele da. Obserwatorami powinni być wojskowi fachowcy, którzy będą mieli wgląd w scenariusz ćwiczeń, będą wiedzieć, jaki rodzaj operacji wojsko ćwiczy, znać wydawane rozkazy i inne szczegóły dotyczące manewrów. Wątpię, aby obserwatorzy, którzy przyjadą na ćwiczenia Zapad 2017 będą mieli dostęp do tego typu danych.
Manewry Zapad 2017 to tylko kolejne prężenie muskułów przez Rosjan? Jakie będą miały znaczenie?
Armia ćwiczy przygotowując się do prowadzenie wojny. Skoro ćwiczy to znaczy, że ci którzy decydują o tym, zamierzają w przyszłości wojnę prowadzić. Nie ulega przecież wątpliwości, że chcąc skutecznie wojować wcześniej trzeba się do tego przygotować. To jest uwaga dotycząca rosyjsko-białoruskich ćwiczeń. Druga - Rosja przeprowadza bardzo dużo manewrów wojskowych, odbywają się one ciągle i biorą w nich udział ogromne ilości wojska. Przy czym Rosja często jednocześnie uruchamia ćwiczenia pod różnymi nazwami i podaje zaniżone, nieprawdziwe ilości żołnierzy i sprzętu, który bierze w nich udział. Jeżeli się jednak zsumuje liczbę ćwiczących żołnierzy, okaże się, że jest ich dziesiątki i setki tysięcy. A to są bardzo poważne liczby. Trzecia uwaga dotyczy tego, że Rosja zdecydowała się używać w swojej polityce zagranicznej sił zbrojnych, aby osiągać pewne cele, więc te ćwiczenia mają ścisły związek z realizowaną dziś polityką Federacji Rosyjskiej.
Przed wojną w Gruzji i zajęciem Krymu Rosja przeprowadzała manewry wojskowe.
Rzeczywiście rosyjskie ćwiczenia wojskowe poprzedzały wojnę rosyjsko-gruzińską i zajęcie przez Rosję Krymu. Prowadzone przez Rosję ćwiczenia są też – o czym się zapomina - formą koncentracji jednostek wojskowych, co w przypadku użycia wojsk lądowych ma istotne znaczenie. Żeby przeprowadzić atak siłami lądowymi trzeba je najpierw zgromadzić w miejscach wyprowadzenia ataku. Rozpoznanie satelitarne, którym dysponują m.in. państwa NATO pozwala ustalić, czy ktoś zbiera swoje dywizje, to można bez problemu dostrzec z góry. Dziś trudno jest ukryć przygotowanie do agresji maskując czołgi po lasach. Natomiast jeżeli wojsko zbiera się na ćwiczenia, to nie będzie wzbudzało większego zainteresowania. Wojsko ma ćwiczyć i strona obserwująca będzie tym uspokojona, to są przecież tylko ćwiczenia. Jednak takie zgromadzone siły można wykorzystać bojowo, to jest możliwe, wystarczy żołnierzom wydać ostrą amunicję. Stąd zresztą obawy, w Estonii i na Łotwie, że ci ćwiczący sołdaci Putina zechcą wkroczyć na teren Pribałtyki.
Czy powinniśmy czuć się zagrożeni?
Powinniśmy być czujni, nie przypuszczam jednak, żeby Rosjanie odważyli się zaatakować Przesmyk Suwalski, jak wskazywał jeden z amerykańskich generałów. Można się jednak spodziewać, że wojska, które przyjadą z Rosji na Białoruś, mogą w tym kraju zostać. Wówczas nasze geostrategiczne położenie ulegnie istotnemu pogorszeniu, mamy z jednej strony Kaliningrad i Flotę Bałtycką, a z drugiej Rosjan na Białorusi, z której w przeszłości zawsze wychodziły rosyjskie uderzenia na Warszawę.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wybuch wojny, zwłaszcza wojny nuklearnej byłby nie na rękę Chinom. Pekin buduje swoją mocarstwową pozycję w świecie rozwijając działania gospodarcze, handlowe, wojna zburzyłaby te możliwości Chinom. Miałoby to straszliwe konsekwencje, jeżeli chodzi o zachwianie porządku międzynarodowego i zagroziłoby pokojowi na świecie. Co jednak mogą zrobić Chiny aby odwieść Kim Dzong Una od prowokowania Amerykanów? Zdaje się, że niewiele. Inaczej na to może spoglądać Rosja. Kłopoty Chin byłyby jej na rękę, a wojna na Dalekim Wschodzie mogłoby pozwolić Rosji planować bardziej realnie działania wobec państw leżących w Europie Środkowo-Wschodniej
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Romuald Szeremietiew, były wiceminister obrony narodowej.
wPolityce.pl: Prezydent Białorusi przekonuje, że manewry Zapad 2017 przeprowadzone wspólnie z Rosją będą „pokojowe”. Łukaszenka powiedział, że nie zamierzamy nikogo atakować, będziemy tylko uczyć się walczyć. Zaprasza też obserwatorów. Jak pan to skomentuje?
Prof. Romuald Szeremietiew: To dla nas dobra wiadomość, bo oznaczy, że oni jeszcze nie nauczyli się wojować (śmiech). Na prezydenta Białorusi można liczyć, zawsze coś ciekawego powie. Jednak to, że na manewry przyjedzie kilku panów z Zachodu i przez lornetki będzie obserwować jak latają śmigłowce oraz jeżdżą bojowe wozy piechoty nie wiele da. Obserwatorami powinni być wojskowi fachowcy, którzy będą mieli wgląd w scenariusz ćwiczeń, będą wiedzieć, jaki rodzaj operacji wojsko ćwiczy, znać wydawane rozkazy i inne szczegóły dotyczące manewrów. Wątpię, aby obserwatorzy, którzy przyjadą na ćwiczenia Zapad 2017 będą mieli dostęp do tego typu danych.
Manewry Zapad 2017 to tylko kolejne prężenie muskułów przez Rosjan? Jakie będą miały znaczenie?
Armia ćwiczy przygotowując się do prowadzenie wojny. Skoro ćwiczy to znaczy, że ci którzy decydują o tym, zamierzają w przyszłości wojnę prowadzić. Nie ulega przecież wątpliwości, że chcąc skutecznie wojować wcześniej trzeba się do tego przygotować. To jest uwaga dotycząca rosyjsko-białoruskich ćwiczeń. Druga - Rosja przeprowadza bardzo dużo manewrów wojskowych, odbywają się one ciągle i biorą w nich udział ogromne ilości wojska. Przy czym Rosja często jednocześnie uruchamia ćwiczenia pod różnymi nazwami i podaje zaniżone, nieprawdziwe ilości żołnierzy i sprzętu, który bierze w nich udział. Jeżeli się jednak zsumuje liczbę ćwiczących żołnierzy, okaże się, że jest ich dziesiątki i setki tysięcy. A to są bardzo poważne liczby. Trzecia uwaga dotyczy tego, że Rosja zdecydowała się używać w swojej polityce zagranicznej sił zbrojnych, aby osiągać pewne cele, więc te ćwiczenia mają ścisły związek z realizowaną dziś polityką Federacji Rosyjskiej.
Przed wojną w Gruzji i zajęciem Krymu Rosja przeprowadzała manewry wojskowe.
Rzeczywiście rosyjskie ćwiczenia wojskowe poprzedzały wojnę rosyjsko-gruzińską i zajęcie przez Rosję Krymu. Prowadzone przez Rosję ćwiczenia są też – o czym się zapomina - formą koncentracji jednostek wojskowych, co w przypadku użycia wojsk lądowych ma istotne znaczenie. Żeby przeprowadzić atak siłami lądowymi trzeba je najpierw zgromadzić w miejscach wyprowadzenia ataku. Rozpoznanie satelitarne, którym dysponują m.in. państwa NATO pozwala ustalić, czy ktoś zbiera swoje dywizje, to można bez problemu dostrzec z góry. Dziś trudno jest ukryć przygotowanie do agresji maskując czołgi po lasach. Natomiast jeżeli wojsko zbiera się na ćwiczenia, to nie będzie wzbudzało większego zainteresowania. Wojsko ma ćwiczyć i strona obserwująca będzie tym uspokojona, to są przecież tylko ćwiczenia. Jednak takie zgromadzone siły można wykorzystać bojowo, to jest możliwe, wystarczy żołnierzom wydać ostrą amunicję. Stąd zresztą obawy, w Estonii i na Łotwie, że ci ćwiczący sołdaci Putina zechcą wkroczyć na teren Pribałtyki.
Czy powinniśmy czuć się zagrożeni?
Powinniśmy być czujni, nie przypuszczam jednak, żeby Rosjanie odważyli się zaatakować Przesmyk Suwalski, jak wskazywał jeden z amerykańskich generałów. Można się jednak spodziewać, że wojska, które przyjadą z Rosji na Białoruś, mogą w tym kraju zostać. Wówczas nasze geostrategiczne położenie ulegnie istotnemu pogorszeniu, mamy z jednej strony Kaliningrad i Flotę Bałtycką, a z drugiej Rosjan na Białorusi, z której w przeszłości zawsze wychodziły rosyjskie uderzenia na Warszawę.
Czytaj dalej na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/356555-nasz-wywiad-prof-szeremietiew-gdy-usa-mocno-zaangazuja-sie-w-korei-pln-nie-obronia-europy-srodkowej-przed-rosja?strona=1
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.