Zdarzyło się to półtora roku temu. Gdy zarząd bankrutującego przewoźnika Air France zasiadł do rozmów z Radą Zakładową, aby dogadać plan ratowania firmy, co wiązało się z likwidacją bez mała 3 tys. miejsc pracy, do budynku wdarli się związkowcy. Odarty z odzieży, półnagi główny kadrowiec tego flagowego, francuskiego przedsiębiorstwa Xavier Broseta ratował się ucieczką przez płot. Jedna z siedmiu ofiar rozwścieczonych pracowników straciła przytomność na wiele godzin… Zaprzysiężony właśnie na najwyższy urząd w państwie Emmanuel Macron był wtedy ministrem gospodarki, przemysłu i cyfryzacji…
Dziś prezydent Macron zapowiada „wielką odnowę” kraju. Bo w dołku znalazł się nie tylko przewoźnik Air France. Liczone już w bilionach euro zadłużenie Francji sięga 100 proc. produktu krajowego brutto (wobec dopuszczalnych w UE 60 proc.), systematycznie łamane jest 3 proc. kryterium deficytu budżetowego, wzrost gospodarczy zastygł na poziomie plus-minus 1 proc., deficyt w handlu zagranicznym dobija 50 miliardów euro, co czwarty młody człowiek nie może znaleźć pracy… - jednym zdaniem, jest co „odnawiać”. Tylko… jak i z kim?
Na to pytanie Macron nie ma jeszcze odpowiedzi. Ma dobrą wolę, zapał, eneregię i kilka luźno rzuconych propozycji do obgadania we Francji i poza granicami.
Wprawdzie nowy prezydent o przegięciu lewicowo-liberalnym wyznaczył już nowego premiera, konserwatystę Eduarda Philippe’a, nic to jednak jeszcze nie oznacza. Najważniejsze bowiem będą czerwcowe wybory parlamentarne, które przesądzą o tym, z kim Macron i Philippe mieliby dokonać niezbędnych reform. Sytuacja wygląda nieciekawie. Prezydent nie ma własnego zaplecza politycznego - wbrany został w odruchu sprzeciwu obywateli wobec nieskutecznych, wielkich partii i strachu przed Frontem Narodowym Marine Le Pen.
Co jest niemal pewne, Macron ze swym ruchem En Marche (Naprzód) nie zdobędzie większości miejsc w 577 mandatowym Zgromadzeniu Narodowym i będzie musiał szukać wsparcia czy to na lewicy czy republikanów.
To jak próba łącznia wody z ogniem. Do tej pory wszyscy francuscy przywódcy nie zdołali przeprowadzić głębszych reform - co podkreślił w swym pierwszym wystąpieniu sam Macron - choć notabene mieli o wiele mocniejsze wsparcie polityczne własnych partii.
Tymczasem prezydent Francji złożył kurtuazyjną wizytę w Berlinie. Wraz z kanclerz Angelą Merkel zapowiedzieli, że będą pogłębiać współpracę i razem przebudowywać Unię Europejską. I tu zaczynają się schody.
Macron sądzi bowiem, że z pomocą Niemiec i Europy uda mu się wyciągnąć republikę z dołka, zaś Niemcy nie są skorzy do płacenia za „niereformowalne lewactwo” i „niegospodarność” Francji, co raz po raz zarzucają jej niemieckie mediach, a niekiedy także politycy. Sytuacja w Republice Federalnej jest diametralnie inna: Niemcy mają stabilny wzrost gospodarczy, nadwyżkę budżetową, nadwyżkę w handlu zagranicznym, minimalne bezrobocie itd. Berlin byłby skłonny poprzeć niektóre pomysły prezydenta Macrona, leżące także w interesie RFN, lecz tylko pod tym warunkiem, że Francja najpierw sama zrobi porządek na własnym podwórku.
W ramach „pogłębiania integracji w UE” prezydent Macron proponuje utworzenie odrębnego budżetu dla państw eurostrefy, utworzenie stanowisk euroministra gospodarki i euroministra finansów, a nawet coś a la eurorządu i europarlamentu…, a z wyodrębnionego eurobudżetu miałyby być pokrywane wydatki na przyszłościowe inwestycje i wsparcie finansowe dla tych krajów członkowskich, które popadły w kryzys gospodarczy. Ponadto państwa eurostrefy miałyby nawzajem żyrować sobie w zaciąganych pożyczkach. Nowy prezydent ma też pomysły w zakresie polityki bezpieczeństwa: i w tym przypadku chciałby utworzenia „europejskiego funduszu obronnego” na rzecz „wspólnego uzbrojenia”, oraz stałej „europejskiej kwatery głównej” i „europejskiej rady bezpieczeństwa”, w której mieliby zasiadać polityczni i wojskowi decydenci, a także przedstawiciele tajnych służb państw członkowskich.
Choć sytuacja polityczna, gospodarcza i finansowa samej Francji jest niebezpiecznie chwiejna, Emmanuel Macron usiłuje nadawać ton przemian w Europie.
Rzecz jasna, nie sam, tylko z Niemcami. Sugeruje nawet opracowanie i przyjęcie konkretnego harmonogramu działań na pięć lat. Komu nie będzie się to podobało, ten po prostu odpadnie, jako że prezydent jest też zwolennikiem tzw. Europy różnych prędkości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Zdarzyło się to półtora roku temu. Gdy zarząd bankrutującego przewoźnika Air France zasiadł do rozmów z Radą Zakładową, aby dogadać plan ratowania firmy, co wiązało się z likwidacją bez mała 3 tys. miejsc pracy, do budynku wdarli się związkowcy. Odarty z odzieży, półnagi główny kadrowiec tego flagowego, francuskiego przedsiębiorstwa Xavier Broseta ratował się ucieczką przez płot. Jedna z siedmiu ofiar rozwścieczonych pracowników straciła przytomność na wiele godzin… Zaprzysiężony właśnie na najwyższy urząd w państwie Emmanuel Macron był wtedy ministrem gospodarki, przemysłu i cyfryzacji…
Dziś prezydent Macron zapowiada „wielką odnowę” kraju. Bo w dołku znalazł się nie tylko przewoźnik Air France. Liczone już w bilionach euro zadłużenie Francji sięga 100 proc. produktu krajowego brutto (wobec dopuszczalnych w UE 60 proc.), systematycznie łamane jest 3 proc. kryterium deficytu budżetowego, wzrost gospodarczy zastygł na poziomie plus-minus 1 proc., deficyt w handlu zagranicznym dobija 50 miliardów euro, co czwarty młody człowiek nie może znaleźć pracy… - jednym zdaniem, jest co „odnawiać”. Tylko… jak i z kim?
Na to pytanie Macron nie ma jeszcze odpowiedzi. Ma dobrą wolę, zapał, eneregię i kilka luźno rzuconych propozycji do obgadania we Francji i poza granicami.
Wprawdzie nowy prezydent o przegięciu lewicowo-liberalnym wyznaczył już nowego premiera, konserwatystę Eduarda Philippe’a, nic to jednak jeszcze nie oznacza. Najważniejsze bowiem będą czerwcowe wybory parlamentarne, które przesądzą o tym, z kim Macron i Philippe mieliby dokonać niezbędnych reform. Sytuacja wygląda nieciekawie. Prezydent nie ma własnego zaplecza politycznego - wbrany został w odruchu sprzeciwu obywateli wobec nieskutecznych, wielkich partii i strachu przed Frontem Narodowym Marine Le Pen.
Co jest niemal pewne, Macron ze swym ruchem En Marche (Naprzód) nie zdobędzie większości miejsc w 577 mandatowym Zgromadzeniu Narodowym i będzie musiał szukać wsparcia czy to na lewicy czy republikanów.
To jak próba łącznia wody z ogniem. Do tej pory wszyscy francuscy przywódcy nie zdołali przeprowadzić głębszych reform - co podkreślił w swym pierwszym wystąpieniu sam Macron - choć notabene mieli o wiele mocniejsze wsparcie polityczne własnych partii.
Tymczasem prezydent Francji złożył kurtuazyjną wizytę w Berlinie. Wraz z kanclerz Angelą Merkel zapowiedzieli, że będą pogłębiać współpracę i razem przebudowywać Unię Europejską. I tu zaczynają się schody.
Macron sądzi bowiem, że z pomocą Niemiec i Europy uda mu się wyciągnąć republikę z dołka, zaś Niemcy nie są skorzy do płacenia za „niereformowalne lewactwo” i „niegospodarność” Francji, co raz po raz zarzucają jej niemieckie mediach, a niekiedy także politycy. Sytuacja w Republice Federalnej jest diametralnie inna: Niemcy mają stabilny wzrost gospodarczy, nadwyżkę budżetową, nadwyżkę w handlu zagranicznym, minimalne bezrobocie itd. Berlin byłby skłonny poprzeć niektóre pomysły prezydenta Macrona, leżące także w interesie RFN, lecz tylko pod tym warunkiem, że Francja najpierw sama zrobi porządek na własnym podwórku.
W ramach „pogłębiania integracji w UE” prezydent Macron proponuje utworzenie odrębnego budżetu dla państw eurostrefy, utworzenie stanowisk euroministra gospodarki i euroministra finansów, a nawet coś a la eurorządu i europarlamentu…, a z wyodrębnionego eurobudżetu miałyby być pokrywane wydatki na przyszłościowe inwestycje i wsparcie finansowe dla tych krajów członkowskich, które popadły w kryzys gospodarczy. Ponadto państwa eurostrefy miałyby nawzajem żyrować sobie w zaciąganych pożyczkach. Nowy prezydent ma też pomysły w zakresie polityki bezpieczeństwa: i w tym przypadku chciałby utworzenia „europejskiego funduszu obronnego” na rzecz „wspólnego uzbrojenia”, oraz stałej „europejskiej kwatery głównej” i „europejskiej rady bezpieczeństwa”, w której mieliby zasiadać polityczni i wojskowi decydenci, a także przedstawiciele tajnych służb państw członkowskich.
Choć sytuacja polityczna, gospodarcza i finansowa samej Francji jest niebezpiecznie chwiejna, Emmanuel Macron usiłuje nadawać ton przemian w Europie.
Rzecz jasna, nie sam, tylko z Niemcami. Sugeruje nawet opracowanie i przyjęcie konkretnego harmonogramu działań na pięć lat. Komu nie będzie się to podobało, ten po prostu odpadnie, jako że prezydent jest też zwolennikiem tzw. Europy różnych prędkości.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/339979-koszula-macrona-prezydent-francji-przylecial-do-niemiec-i-odlecial-i-to-by-bylo-na-tyle-ale-ciag-dalszy-nastapi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.