Wciąż są tacy… Polacy, którzy protestują, że nasz kraj nie wyda miliardów na zakup przestarzałych helikopterów, których Francuzi nie chcieli mieć we własnej armii. Aż trudno uwierzyć, że są polscy politycy, którzy woleliby zapewnić miejsca pracy i zyski trzeciemu krajowi, zamiast własnemu. Sam Macron daje przykład, co znaczy obrona interesów państwa. Jego kuriozalna próba zablokowania planów koncernu Whirlpool nie tylko uderza w zasady funkcjonowania wolnego rynku. Główny zarzut prezydenta elekta brzmi, że Polska stosuje… dumping płacowy. Gdyby nawet podążyć tym tropem, należałoby spytać, czemu nie żąda ujednolicenia płac dla polskich pracowników francuskich sieciach handlowych w naszym kraju, transferujących krociowe zyski do Francji, czy np. zrównania dopłat dla polskich rolników z tymi, które otrzymują ich francuscy koledzy po fachu, a których Francja jest de facto największymn beneficjentem w UE…
Polityka jest grą interesów, w której należy liczyć się także z ostrymi spięciami. W poprzednich wyborach we Francji kanclerz Niemiec Angela Merkel otwarcie faworyzowała ubiegającego się o reelekcję prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Wygrał socjalista Hollande, którego nie darzyła sympatią. I co? I nic. W polityce nie ma miejsca na dąsy. Nawiasem mówiąc, Sarkozy w swej kampanii wytykał Niemcom, że to nie Francuzi „wymyślili fabryki śmierci” i „nie mają się czego wstydzić”… Przez niemieckie media nazywany był już podczas jego prezydentury „fircykiem”, który „dla dorównania Merkel chodzi na takich samych obcasach jak ona”… I co? I nic. Francuscy i niemieccy ministrowie nie raz posługiwali się w ich „wzorcowym partnerstwie” impertynencjami i inwektywami, ale gra toczy się dalej. Z tą wszakże różnicą, że nie spotkałem niemieckiego, czy francuskiego polityka, którzy krytykowaliby swe rządy za obronę interesów ich własnych krajów, czy wręcz dopraszali się i dziękowali zagranicy za działania wymierzone w ich własny państwo.
Macron grozi Polsce. Niech grozi. Nie jest to powód do rwania sobie włosów z głowy. Jego wtracanie się i ingerencja w wewnętrzne sprawy naszego kraju może przynieść więcej szkód francuskim przedsiębiorcom, co prędzej czy później dotrze do świadomości prezydenta elekta. Polski rząd powinien zachować opanowanie i nie wykonywać pochopnych ruchów. Od trudnych dyskusji i rzeczowej wymiany poglądów są zacisza gabinetów. Tym bardziej, że dla krajów naszego kontynentu nadciągają trudne czasy. Nie chodzi przy tym tylko o nasze stosunki z Francją, lecz o politykę międzynarodową w szerszym pojęciu. Nikt bowiem nie odważy się dziś przepowiadać przyszłości Unii Europejskiej nawet na najbliższe lata. Można natomiast stwierdzić z dużą dozą prowdopodobieństwa, że podczas kadencji Macrona zadecyduje się „być albo nie być” Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie.
Jednym z kluczowych problemów wspólnoty, do której należymy, jest dziś kwestia poczucia bezpieczeństwa, co znów nieodłącznie wiąże się z określeniem tożsamości narodowej i kulturowej. I z tym problemem będzie skonfrontowany nowy prezydent „Grande Nation”. Francuzi wciąż żyją w obecności uzbrojonych po zęby patroli na ulicach, nadal obowiązuje ich stan wyjątkowy, którego końca nie widać. Czy już się do nich przyzwyczaili? Czy przywykli też do zamachów islamskich terrorystów? Watpię. Nie tak wyobrażał sobie „zjednoczoną Europę” francuski premier, współtwórca dzisiejszej Unii Europejskiej Robert Schuman, nie w oderwaniu od korzeni chrześcijańskich. Ale kto o tym we Francji, gdzie zakazuje się nawet ustawiania bożonarodzeniowych drzewek i aranżowania szopek chce dziś pamiętać?
„Vive la France!”, cieszy się Francja, cieszy się Europa…
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wciąż są tacy… Polacy, którzy protestują, że nasz kraj nie wyda miliardów na zakup przestarzałych helikopterów, których Francuzi nie chcieli mieć we własnej armii. Aż trudno uwierzyć, że są polscy politycy, którzy woleliby zapewnić miejsca pracy i zyski trzeciemu krajowi, zamiast własnemu. Sam Macron daje przykład, co znaczy obrona interesów państwa. Jego kuriozalna próba zablokowania planów koncernu Whirlpool nie tylko uderza w zasady funkcjonowania wolnego rynku. Główny zarzut prezydenta elekta brzmi, że Polska stosuje… dumping płacowy. Gdyby nawet podążyć tym tropem, należałoby spytać, czemu nie żąda ujednolicenia płac dla polskich pracowników francuskich sieciach handlowych w naszym kraju, transferujących krociowe zyski do Francji, czy np. zrównania dopłat dla polskich rolników z tymi, które otrzymują ich francuscy koledzy po fachu, a których Francja jest de facto największymn beneficjentem w UE…
Polityka jest grą interesów, w której należy liczyć się także z ostrymi spięciami. W poprzednich wyborach we Francji kanclerz Niemiec Angela Merkel otwarcie faworyzowała ubiegającego się o reelekcję prezydenta Nicolasa Sarkozy’ego. Wygrał socjalista Hollande, którego nie darzyła sympatią. I co? I nic. W polityce nie ma miejsca na dąsy. Nawiasem mówiąc, Sarkozy w swej kampanii wytykał Niemcom, że to nie Francuzi „wymyślili fabryki śmierci” i „nie mają się czego wstydzić”… Przez niemieckie media nazywany był już podczas jego prezydentury „fircykiem”, który „dla dorównania Merkel chodzi na takich samych obcasach jak ona”… I co? I nic. Francuscy i niemieccy ministrowie nie raz posługiwali się w ich „wzorcowym partnerstwie” impertynencjami i inwektywami, ale gra toczy się dalej. Z tą wszakże różnicą, że nie spotkałem niemieckiego, czy francuskiego polityka, którzy krytykowaliby swe rządy za obronę interesów ich własnych krajów, czy wręcz dopraszali się i dziękowali zagranicy za działania wymierzone w ich własny państwo.
Macron grozi Polsce. Niech grozi. Nie jest to powód do rwania sobie włosów z głowy. Jego wtracanie się i ingerencja w wewnętrzne sprawy naszego kraju może przynieść więcej szkód francuskim przedsiębiorcom, co prędzej czy później dotrze do świadomości prezydenta elekta. Polski rząd powinien zachować opanowanie i nie wykonywać pochopnych ruchów. Od trudnych dyskusji i rzeczowej wymiany poglądów są zacisza gabinetów. Tym bardziej, że dla krajów naszego kontynentu nadciągają trudne czasy. Nie chodzi przy tym tylko o nasze stosunki z Francją, lecz o politykę międzynarodową w szerszym pojęciu. Nikt bowiem nie odważy się dziś przepowiadać przyszłości Unii Europejskiej nawet na najbliższe lata. Można natomiast stwierdzić z dużą dozą prowdopodobieństwa, że podczas kadencji Macrona zadecyduje się „być albo nie być” Unii Europejskiej w jej obecnym kształcie.
Jednym z kluczowych problemów wspólnoty, do której należymy, jest dziś kwestia poczucia bezpieczeństwa, co znów nieodłącznie wiąże się z określeniem tożsamości narodowej i kulturowej. I z tym problemem będzie skonfrontowany nowy prezydent „Grande Nation”. Francuzi wciąż żyją w obecności uzbrojonych po zęby patroli na ulicach, nadal obowiązuje ich stan wyjątkowy, którego końca nie widać. Czy już się do nich przyzwyczaili? Czy przywykli też do zamachów islamskich terrorystów? Watpię. Nie tak wyobrażał sobie „zjednoczoną Europę” francuski premier, współtwórca dzisiejszej Unii Europejskiej Robert Schuman, nie w oderwaniu od korzeni chrześcijańskich. Ale kto o tym we Francji, gdzie zakazuje się nawet ustawiania bożonarodzeniowych drzewek i aranżowania szopek chce dziś pamiętać?
„Vive la France!”, cieszy się Francja, cieszy się Europa…
Strona 3 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/339059-wielkie-wyzwanie-dla-polskiej-dyplomacji-podczas-kadencji-macrona-zadecyduje-sie-byc-albo-nie-byc-unii-europejskiej?strona=3