Wobec tego Marine Le Pen rysuje się jako zbawczyni. W końcu obiecuje gospodarczy protekcjonizm, chce walczyć z islamskim ekstremizmem, deportować imigrantów, którzy dopuścili się przestępstw i uszczelnić granice. To się Francuzom podoba, dlatego Le Pen jest obecnie na drugim miejscu w sondażach (21,5 proc.). Le Pen najlepiej uosabia odrzucenie obecnego systemu. Na szefową FN będą zapewne głosować przegrani globalizacji, czyli robotnicy, młodzi bez wykształcenia, rolnicy oraz coraz urzędnicy i pracownicy administracji publicznej na prowincji, gdzie przyszłość rysuje się w coraz czarniejszych barwach. Tyle, że szefowa FN chce także wyprowadzić Francję z UE i euro. A na to Francuzi nie są (jak na razie) gotowi.
Gdyby zrezygnowała z tego postulatu to może wygrałaby drugą turę w cuglach, ale tak jej szanse na prezydenturę są niewielkie. Może wczorajszy zamach w Paryżu przechyli szalę na jej korzyść, ale jest to mocno niepewne. Gospodarcza stagnacja i rosnące zagrożenie wewnętrzne ze strony imigrantów Francuzów przeraża, ale po dziesięcioleciach w Unii perspektywa jej opuszczenia przeraża ich jeszcze bardziej. Ponadto Le Pen mimo licznych wysiłków w ostatnich latach wciąż nie pozbyła się do końca odium swojego ojca – antysemityzmu, zapyziałego kolonializmu oraz ksenofobii i pozostaje dla wielu Francuzów po prostu niewybieralna. Nie mówiąc o tym, że jej program gospodarczy (zatrzymanie wszelkich importów choćby) jest niemożliwy do zrealizowania.
Podobnie jest z ostatnim kandydatem Jean-Luc Mélenchonem. Kandydat „Francji Niepokonanej” (La France Insoumise) był najpierw trockista, potem komunistą, przez krótki czas socjalistą, współpracownikiem Mitteranda. Dziś określa siebie jako humanistę, antykapitalistę i antyglobalistę, o szczególnym zamiłowaniu do południowoamerykańskich dyktatur w stylu boliwarskim. Mélenchon składał hołd Fidelowi Castro i Hugo Chavezowi pod pomnikiem Simona Boliwara w Paryżu, przykuwał się do restauracji McDonalds z Antifą, a dziś obiecuje Francuzom, że jako prezydent wyprowadzi kraj z NATO i Banku Światowego i przeprowadzi w nim „obywatelską rewolucję”, na wzór swoich południowoamerykańskich idoli. Mélenchon wykazuje także duże skłonności do współpracy z Rosją, zamordowanego krytyka Kremla Borysa Niemcowa określił mianem „oszalałego liberała”, co jakoby miało usprawiedliwić fakt, że został zabity.
Tym bardziej dziwi, że ma aż 19,5 proc. w sondażach i jest na trzecim miejscu w zestawieniu. No, ale Mélenchon jest antysystemowy, podobnie jak Le Pen, i podobnie jak ona nigdy nie uczestniczył w żadnym rządzie. A Francuzi czują się coraz bardziej jak ofiary globalizacji. Nie jest też uwikłany w skandale i mówi co myśli, a wielu Francuzów sympatyzuje ze skrajną lewicą.
Dostanie się Le Pen i Mélenchona do II tury byłoby koszmarnym scenariuszem, nie tylko dla Francji zresztą, a 30 proc. wyborców jest wciąż niezdecydowanych. Tyle, że klasa średnia ma zbyt wiele do stracenia i nie zdecyduje się na taki krok. Bardziej prawdopodobne jest, że Francuzi wybiorą mniejsze zło, czyli Macrona. Oznacza to kolejne pięć lat stagnacji, zamachów terrorystycznych i braku strukturalnych reform. Macron nie posiada bowiem formatu, by narzucić swoją wolę posłom, a już tym bardziej narodowi. Nie dysponuje on także spójnym politycznym projektem, który usprawiedliwiałby konieczne gospodarcze wyrzeczenia.
Kolejna nieudana prezydentura, kolejne lata zastoju zaś przysporzą Frontowi Narodowemu nowych zwolenników, dzięki czemu Le Pen będzie mogła w końcu objąć najwyższy urząd w państwie. W 2022 roku.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wobec tego Marine Le Pen rysuje się jako zbawczyni. W końcu obiecuje gospodarczy protekcjonizm, chce walczyć z islamskim ekstremizmem, deportować imigrantów, którzy dopuścili się przestępstw i uszczelnić granice. To się Francuzom podoba, dlatego Le Pen jest obecnie na drugim miejscu w sondażach (21,5 proc.). Le Pen najlepiej uosabia odrzucenie obecnego systemu. Na szefową FN będą zapewne głosować przegrani globalizacji, czyli robotnicy, młodzi bez wykształcenia, rolnicy oraz coraz urzędnicy i pracownicy administracji publicznej na prowincji, gdzie przyszłość rysuje się w coraz czarniejszych barwach. Tyle, że szefowa FN chce także wyprowadzić Francję z UE i euro. A na to Francuzi nie są (jak na razie) gotowi.
Gdyby zrezygnowała z tego postulatu to może wygrałaby drugą turę w cuglach, ale tak jej szanse na prezydenturę są niewielkie. Może wczorajszy zamach w Paryżu przechyli szalę na jej korzyść, ale jest to mocno niepewne. Gospodarcza stagnacja i rosnące zagrożenie wewnętrzne ze strony imigrantów Francuzów przeraża, ale po dziesięcioleciach w Unii perspektywa jej opuszczenia przeraża ich jeszcze bardziej. Ponadto Le Pen mimo licznych wysiłków w ostatnich latach wciąż nie pozbyła się do końca odium swojego ojca – antysemityzmu, zapyziałego kolonializmu oraz ksenofobii i pozostaje dla wielu Francuzów po prostu niewybieralna. Nie mówiąc o tym, że jej program gospodarczy (zatrzymanie wszelkich importów choćby) jest niemożliwy do zrealizowania.
Podobnie jest z ostatnim kandydatem Jean-Luc Mélenchonem. Kandydat „Francji Niepokonanej” (La France Insoumise) był najpierw trockista, potem komunistą, przez krótki czas socjalistą, współpracownikiem Mitteranda. Dziś określa siebie jako humanistę, antykapitalistę i antyglobalistę, o szczególnym zamiłowaniu do południowoamerykańskich dyktatur w stylu boliwarskim. Mélenchon składał hołd Fidelowi Castro i Hugo Chavezowi pod pomnikiem Simona Boliwara w Paryżu, przykuwał się do restauracji McDonalds z Antifą, a dziś obiecuje Francuzom, że jako prezydent wyprowadzi kraj z NATO i Banku Światowego i przeprowadzi w nim „obywatelską rewolucję”, na wzór swoich południowoamerykańskich idoli. Mélenchon wykazuje także duże skłonności do współpracy z Rosją, zamordowanego krytyka Kremla Borysa Niemcowa określił mianem „oszalałego liberała”, co jakoby miało usprawiedliwić fakt, że został zabity.
Tym bardziej dziwi, że ma aż 19,5 proc. w sondażach i jest na trzecim miejscu w zestawieniu. No, ale Mélenchon jest antysystemowy, podobnie jak Le Pen, i podobnie jak ona nigdy nie uczestniczył w żadnym rządzie. A Francuzi czują się coraz bardziej jak ofiary globalizacji. Nie jest też uwikłany w skandale i mówi co myśli, a wielu Francuzów sympatyzuje ze skrajną lewicą.
Dostanie się Le Pen i Mélenchona do II tury byłoby koszmarnym scenariuszem, nie tylko dla Francji zresztą, a 30 proc. wyborców jest wciąż niezdecydowanych. Tyle, że klasa średnia ma zbyt wiele do stracenia i nie zdecyduje się na taki krok. Bardziej prawdopodobne jest, że Francuzi wybiorą mniejsze zło, czyli Macrona. Oznacza to kolejne pięć lat stagnacji, zamachów terrorystycznych i braku strukturalnych reform. Macron nie posiada bowiem formatu, by narzucić swoją wolę posłom, a już tym bardziej narodowi. Nie dysponuje on także spójnym politycznym projektem, który usprawiedliwiałby konieczne gospodarcze wyrzeczenia.
Kolejna nieudana prezydentura, kolejne lata zastoju zaś przysporzą Frontowi Narodowemu nowych zwolenników, dzięki czemu Le Pen będzie mogła w końcu objąć najwyższy urząd w państwie. W 2022 roku.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/336528-le-pen-melenchon-z-jednej-oraz-macron-fillon-i-hamon-z-drugiej-strony-czyli-wybor-miedzy-dzuma-a-wiecej-tego-samego-francuzom-mozna-tylko-wspolczuc-analiza?strona=2