Rzeczywiście po tragedii 11 września 2001 r. (słynne 9/11), do dziś do końca niezupełnie wyjaśnionej, która posłużyła jako powód do rozpoczęcia wojen niszczących Afganistan, destabilizujących Bliski Wschód i w rezultacie ograniczenia praw obywatelskich, z których dotąd tak dumni byli Amerykanie. Przeznaczono ogromne środki na stworzenie systemu bezpieczeństwa, dobudowano w sumie kolejne piętro do podstawy dla funkcjonowania państwa policyjnego rodem z Orwella.
Okazuje się, że wbrew wszelkim pomówieniom i konspiracyjnym interpretacjom Trump może rzeczywiście być autentyczną zadrą w globalnym oku. Z materiałów do których dotarł dziennikarz i autor Jerome Corsi (wcześniej ujawnił wiele kontrowersyjnych faktów z życia Obamy), wychodzi na jaw coś znacznie gorszego. Otóż, tak Trump, jak i jego rodzina i współpracownicy (oraz inni konserwatywni aktorzy życia politycznego) byli podsłuchiwani i obserwowani już od 2004 r., czyli jeszcze za republikanina, pogodnego chrześcijanina, dziś trudniącego się malarstwem (pewnie kopiuje Churchilla) pierdołowatego George’a W. Busha!
Z najnowszych doniesień od przewodniczącego Komisji do spraw Wywiadu w Kongresie, Republikanina Devina Nunes (z Kalifornii) dowiadujemy się, że rzeczywiście prezydent Trump miał podstawy, kiedy wysłał tweet informujący o tym, że był podsłuchiwany przez administrację Obamy, za co otrzymał lawinę medialnej krytyki. Wszystkie rozmowy w Ameryce (i nie tylko) są nagrywane i ich zapis jest magazynowany w specjalnie zbudowanych (koszt ok. $2 mld, na obszarze 140,000 m2) ogromnych kolektorach w stanie Utah, aby w razie potrzeby po uzyskaniu sądowego pozwolenia mieć do nich dostęp. Wywiad (może, i robi to) podsłuchuje zagranicznych dyplomatów, również kiedy rozmawiają oni z obywatelami USA. Jednak dokonując wyciągu z takich zapisów, prawo nakazuje “utajenie” danych amerykańskich obywateli, czyli podawanie jedynie kategorii “Amerykanin”.
Przypomnijmy, że Obama na kilka tygodni przed upływem swojej kadencji wprowadził nowe zarządzenie, aby NSA dzieliła się swoimi przecież tajnymi informacjami z pozostałymi 16 organizacjami wywiadowczymi. Oczywiście wielokrotnie zwiększając tym samym możliwość przecieku tajnych informacji. W przypadku obserwacji prezydenta-elekta Trumpa i jego zespołu dokonano nadużycia, podobno nie był to podsłuch bezpośredni. Informacje krążące między 17 agencjami wywiadowczymi miały pochodzić z inwigilacji ambasadorów i obywateli innych państw, ale dotyczyły właśnie Trumpa, jego rodziny i zespołu prezydenta elekta, który po wygranych wyborach przygotowywał się do objęcia władzy. Informacje te trafiły do ówczesnego prezydenta Obamy i jego współpracowników.
To część tych informacji (nielegalnie) była podrzucana mainstreamowym mediom, aby zaszkodzić Trumpowi. Podkreślam, nie były to informacje na temat powiedzmy rozmów z Rosjanami o przyszłej polityce nowego prezydenta, były tam głównie informacje o pracach zespołu Trumpa i nawet o jego rodzinie. W najbliższych dniach będą kontynuowane przesłuchania w Kongresie byłych decydentów z ekipy byłego prezydenta Obamy i może wypłynąć wiele nowych rzeczy. Przewodniczący Komisji, Nunes poinformował, że na żądania kooperacji odpowiada NSA, ale gorzej jest z FBI (dyr. James Comey). Tak, czy inaczej wybuchł wielki skandal, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że prezydent-elekt mógł być szpiegowany przez ekipę odchodzącego prezydenta! Demokraci są wściekli i teraz atakują Nunesa…
Demokraci nie dbają, że ich ustawiczne ataki destabilizują i obniżają prestiż Państwa i Prezydenta. Dzisiaj dla lewicy i globalistów, Putin jest złowrogim dyktatorem, ale to przecież oni nie tak dawno podziwiali i popierali dyktatorów jak Fidel Castro na nieszczęsnej Kubie, czy Hugo Chaveza w dziś wygłodzonej Wenezueli, pomijając już Pol Pota w Kambodży, Mao w Chinach, czy Breżniewa w Rosji. To z następcą tego ostatniego, byłym szefem KGB (Jurij Andropow) Demokrata, dostojny i sprawiedliwy “lew Senatu”, Edward Kennedy zdradzał interesy Ameryki, zapraszając Rosjan do ingerowania w polityczną walkę wyborczą przeciwko Reaganowi w 1983 r. To powinno przynieść wstyd i hańbę Demokratom, ale o tym cisza, mainstreamowe media tu akurat milczą…
Tak więc przed odejściem ze stanowiska, prezydent Obama mianował na czoło poszczególnych ważnych ministerstw/departamentów wiernych sobie ludzi, którzy dokonywali przecieków (co jest karalne) do ochoczo rozprowadzających te często tajne informacje lewicowych w ponad 80% mediów. Z kolei demokratyczna opozycja w Kongresie robiła i robi co może, aby opóźniać proces zatwierdzania nominacji sekretarzy/ministrów nowego prezydenta. Tak, aby nowy prezydent nie mógł wdrażać swoich ambitnych planów i reform. Czy media, które tradycyjnie po władzy wykonawczej (prezydent), ustawodawczej (Kongres) i sądowniczej, są czwartą siłą, kontrolującą i relacjonującą społeczeństwu poczynania pozostałych, stały się przysłowiową piątą kolumną?
Powróćmy jednak jeszcze do kwestii podsłuchów. Zgromadzoną wiedzę z “podsłuchu” serwera prezydenckiej kampanii Trumpa (co jednak nie przeszkodziło jego zwycięstwu), ludzie Obamy zaczęli używać do dezorganizacji administracji Trumpa co kilka dni puszczając dziennikarskie kaczki. Najważniejszym zarzutem stawianym publicznie Trumpowi były osławione kontakty z Rosją Putina, wykorzystując przy tym wcześniejsze deklaracje Trumpa o chęci polepszenia stosunków z Putinem, nawet chociażby w celu wspólnej walki z ISIS na Bliskim Wschodzie. W ten gwizdek poszło wiele pary, tak politycznie poległ gen. Mike Flynn, podobnie zaatakowano dzisiejszego sekretarza Departamentu Sprawiedliwości (Jeff Sessions) zarzucając mu kolaborowanie, dwukrotne spotykanie się z amb. Rosji Siergiejem Kislyakiem, w których uczestniczył (raz zorganizowane przez administrację Obamy!) i “zatajenie” tego podczas przesłuchań w Senacie. Pominięto przy tym, że z racji swojej pracy w Senate Armed Services Committee, Sessions spotkał się też z 25 ambasadorami z różnych krajów…
*cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Rzeczywiście po tragedii 11 września 2001 r. (słynne 9/11), do dziś do końca niezupełnie wyjaśnionej, która posłużyła jako powód do rozpoczęcia wojen niszczących Afganistan, destabilizujących Bliski Wschód i w rezultacie ograniczenia praw obywatelskich, z których dotąd tak dumni byli Amerykanie. Przeznaczono ogromne środki na stworzenie systemu bezpieczeństwa, dobudowano w sumie kolejne piętro do podstawy dla funkcjonowania państwa policyjnego rodem z Orwella.
Okazuje się, że wbrew wszelkim pomówieniom i konspiracyjnym interpretacjom Trump może rzeczywiście być autentyczną zadrą w globalnym oku. Z materiałów do których dotarł dziennikarz i autor Jerome Corsi (wcześniej ujawnił wiele kontrowersyjnych faktów z życia Obamy), wychodzi na jaw coś znacznie gorszego. Otóż, tak Trump, jak i jego rodzina i współpracownicy (oraz inni konserwatywni aktorzy życia politycznego) byli podsłuchiwani i obserwowani już od 2004 r., czyli jeszcze za republikanina, pogodnego chrześcijanina, dziś trudniącego się malarstwem (pewnie kopiuje Churchilla) pierdołowatego George’a W. Busha!
Z najnowszych doniesień od przewodniczącego Komisji do spraw Wywiadu w Kongresie, Republikanina Devina Nunes (z Kalifornii) dowiadujemy się, że rzeczywiście prezydent Trump miał podstawy, kiedy wysłał tweet informujący o tym, że był podsłuchiwany przez administrację Obamy, za co otrzymał lawinę medialnej krytyki. Wszystkie rozmowy w Ameryce (i nie tylko) są nagrywane i ich zapis jest magazynowany w specjalnie zbudowanych (koszt ok. $2 mld, na obszarze 140,000 m2) ogromnych kolektorach w stanie Utah, aby w razie potrzeby po uzyskaniu sądowego pozwolenia mieć do nich dostęp. Wywiad (może, i robi to) podsłuchuje zagranicznych dyplomatów, również kiedy rozmawiają oni z obywatelami USA. Jednak dokonując wyciągu z takich zapisów, prawo nakazuje “utajenie” danych amerykańskich obywateli, czyli podawanie jedynie kategorii “Amerykanin”.
Przypomnijmy, że Obama na kilka tygodni przed upływem swojej kadencji wprowadził nowe zarządzenie, aby NSA dzieliła się swoimi przecież tajnymi informacjami z pozostałymi 16 organizacjami wywiadowczymi. Oczywiście wielokrotnie zwiększając tym samym możliwość przecieku tajnych informacji. W przypadku obserwacji prezydenta-elekta Trumpa i jego zespołu dokonano nadużycia, podobno nie był to podsłuch bezpośredni. Informacje krążące między 17 agencjami wywiadowczymi miały pochodzić z inwigilacji ambasadorów i obywateli innych państw, ale dotyczyły właśnie Trumpa, jego rodziny i zespołu prezydenta elekta, który po wygranych wyborach przygotowywał się do objęcia władzy. Informacje te trafiły do ówczesnego prezydenta Obamy i jego współpracowników.
To część tych informacji (nielegalnie) była podrzucana mainstreamowym mediom, aby zaszkodzić Trumpowi. Podkreślam, nie były to informacje na temat powiedzmy rozmów z Rosjanami o przyszłej polityce nowego prezydenta, były tam głównie informacje o pracach zespołu Trumpa i nawet o jego rodzinie. W najbliższych dniach będą kontynuowane przesłuchania w Kongresie byłych decydentów z ekipy byłego prezydenta Obamy i może wypłynąć wiele nowych rzeczy. Przewodniczący Komisji, Nunes poinformował, że na żądania kooperacji odpowiada NSA, ale gorzej jest z FBI (dyr. James Comey). Tak, czy inaczej wybuchł wielki skandal, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że prezydent-elekt mógł być szpiegowany przez ekipę odchodzącego prezydenta! Demokraci są wściekli i teraz atakują Nunesa…
Demokraci nie dbają, że ich ustawiczne ataki destabilizują i obniżają prestiż Państwa i Prezydenta. Dzisiaj dla lewicy i globalistów, Putin jest złowrogim dyktatorem, ale to przecież oni nie tak dawno podziwiali i popierali dyktatorów jak Fidel Castro na nieszczęsnej Kubie, czy Hugo Chaveza w dziś wygłodzonej Wenezueli, pomijając już Pol Pota w Kambodży, Mao w Chinach, czy Breżniewa w Rosji. To z następcą tego ostatniego, byłym szefem KGB (Jurij Andropow) Demokrata, dostojny i sprawiedliwy “lew Senatu”, Edward Kennedy zdradzał interesy Ameryki, zapraszając Rosjan do ingerowania w polityczną walkę wyborczą przeciwko Reaganowi w 1983 r. To powinno przynieść wstyd i hańbę Demokratom, ale o tym cisza, mainstreamowe media tu akurat milczą…
Tak więc przed odejściem ze stanowiska, prezydent Obama mianował na czoło poszczególnych ważnych ministerstw/departamentów wiernych sobie ludzi, którzy dokonywali przecieków (co jest karalne) do ochoczo rozprowadzających te często tajne informacje lewicowych w ponad 80% mediów. Z kolei demokratyczna opozycja w Kongresie robiła i robi co może, aby opóźniać proces zatwierdzania nominacji sekretarzy/ministrów nowego prezydenta. Tak, aby nowy prezydent nie mógł wdrażać swoich ambitnych planów i reform. Czy media, które tradycyjnie po władzy wykonawczej (prezydent), ustawodawczej (Kongres) i sądowniczej, są czwartą siłą, kontrolującą i relacjonującą społeczeństwu poczynania pozostałych, stały się przysłowiową piątą kolumną?
Powróćmy jednak jeszcze do kwestii podsłuchów. Zgromadzoną wiedzę z “podsłuchu” serwera prezydenckiej kampanii Trumpa (co jednak nie przeszkodziło jego zwycięstwu), ludzie Obamy zaczęli używać do dezorganizacji administracji Trumpa co kilka dni puszczając dziennikarskie kaczki. Najważniejszym zarzutem stawianym publicznie Trumpowi były osławione kontakty z Rosją Putina, wykorzystując przy tym wcześniejsze deklaracje Trumpa o chęci polepszenia stosunków z Putinem, nawet chociażby w celu wspólnej walki z ISIS na Bliskim Wschodzie. W ten gwizdek poszło wiele pary, tak politycznie poległ gen. Mike Flynn, podobnie zaatakowano dzisiejszego sekretarza Departamentu Sprawiedliwości (Jeff Sessions) zarzucając mu kolaborowanie, dwukrotne spotykanie się z amb. Rosji Siergiejem Kislyakiem, w których uczestniczył (raz zorganizowane przez administrację Obamy!) i “zatajenie” tego podczas przesłuchań w Senacie. Pominięto przy tym, że z racji swojej pracy w Senate Armed Services Committee, Sessions spotkał się też z 25 ambasadorami z różnych krajów…
*cd na następnej stronie
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/332747-trump-w-potrzasku-establishmentu?strona=2