Ludzie nie mogą znaleźć pracy, a nie tak dawno dowiedzieli się, że mają od tego zapłacić podatek. To jest taki pomysł, jakby w Wałbrzychu, w latach 90. zarządzić opodatkowanie wszystkich bezrobotnych. Wywołało to desperację, zwłaszcza na prowincji, gdzie pracy jest coraz mniej
— mówi o przyczynach protestu na Białorusi Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor telewizji Biełsat TV.
wPolityce.pl: Z Białorusi docierają niepokojące sygnały o licznych demonstracjach. Co jest powodem protestów?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Bezpośrednim powodem jest dekret numer 3, który opodatkowuje bezrobotnych, co ma o tyle istotne znaczenie, że na Białorusi bezrobocie, zwłaszcza na prowincji, szalenie wzrosło. Ludzie nie mogą znaleźć pracy, a nie tak dawno dowiedzieli się, że mają od tego zapłacić podatek. To jest taki pomysł, jakby w Wałbrzychu, w latach 90. zarządzić opodatkowanie wszystkich bezrobotnych. Wywołało to desperację, zwłaszcza na prowincji, gdzie pracy jest coraz mniej. Natomiast ogólnym powodem jest to, że sytuacja ekonomiczna Białorusi pogarsza się, a od dwóch - trzech lat to pogorszenie jest naprawdę dramatyczne. Mogą to poświadczyć nasi koledzy z Biełsatu, zwłaszcza ci, którzy pochodzą z mniejszych miejscowości, z prowincji, że tam jest bardzo źle. Trzeba zwrócić uwagę na to, że te obecne protesty to głównie protesty prowincji. Były protesty w Mińsku, Grodnie, Mohylewie i innych miastach, ale szczególnie intensywne są one na prowincji. Tam ludzie są rzeczywiście zdesperowani. Te protesty mają nowy element w porównaniu do poprzednich.
To znaczy?
Do tej pory protestować przychodzili ludzie nastawieni opozycyjnie do Łukaszenki plus ich otoczka - działacze i osoby opozycyjnie nastawione od wielu lat. W dużej mierze były to te same środowiska. Teraz, w miastach na prowincji, widoczne jest, że przychodzi absolutnie cały przekrój społeczeństwa – od bardzo młodych ludzi, aż po emerytów, robotnicy, inteligenci – najdziwniejsze zestawy. Wynika to z poczucia beznadziei, desperacji. Przyznam, że pierwszy raz widzę tego typu demonstracje na Białorusi. Uczestnicy chętnie i bez strachu rozmawiają z dziennikarzami. Słychać tam jedno hasło: „Już dosyć”, „basta” Są także hasła: „Nie jesteśmy darmozjadami”, „Zostaliśmy niewolnikami”. Są także hasła dotyczące Łukaszenki, że już starczy, już się zmęczył, niech odejdzie, mamy już go dosyć - „Łukaszenka uchadzi” . Jest także aspekt godnościowy tych wydarzeń. Ludzie uważają, że są traktowani jak niewolnicy, że to przekracza już wszystko, co może być. Nikt ich nie słucha, urzędnicy traktują ich często w sposób skandaliczny, a oni muszą wyżyć przy cenach bardzo zbliżonych do tych w Polsce i utrzymać rodzinę za 100 - 200 - 300 dolarów miesięcznie. To bardzo trudne.
Informacje o wydarzeniach na Białorusi są szczątkowe, mówi się o zatrzymaniach protestujących, z kolei białoruska telewizja państwowa mówi, że zatrzymani zostali anarchiści. Jak to w rzeczywistości wygląda?
Zatrzymani zostali bardzo różni ludzie. Od początków protestów zatrzymano łącznie sto sześćdziesiąt osób. Wczoraj 50. To były bardzo bulwersujące sceny. Nasz dziennikarz był przy tym, jak rozchodziła się manifestacja w Mohylewie. Jacyś mężczyźni w cywilu łapali rozchodzących się ludzi – wyglądało, jakby były to przypadkowe osoby – i wciągali ich do samochodów. Tam rozgrywały się dantejskie sceny, przechodnie bronili zatrzymywanych, ale ci i tak w końcu zostali wywiezieni. Porywano ich – nie wiadomo nawet czasem do końca kogo, gdzie wywożono.
Z kolei w Grodnie chłopak streamował wydarzenia z autobusu. Po demonstracji w Grodnie jakiś człowiek został po prostu porwany przez kilku „byków” w cywilu. Ludzie bronili, krzyczeli. Widziałam także informację po chwili od tego chłopaka, który napisał na fb, że milicja go zabiera. Takich wypadków było dużo po tych demonstracjach. Rzeczywiście spora grupa młodzieży, którą zgarnięto po demonstracji w Mińsku, to byli tzw. anarchiści. Anarchiści na Białorusi to w dużej mierze po prostu subkultura młodzieżowa. Ktoś słusznie zauważył na Twitterze, że na Zachodzie anarchiści tłuką szyby i biją się z milicją, a na Białorusi milicja bije anarchistów. Rzeczywiście taka jest różnica. Głównie ich anarchizm wyrażał się tym, że założyli sobie na twarze czarne chustki i bębnili w bębny i grzechotki. Kiedy demonstracja się rozchodziła, to oni stali i w te bębny bębnili. Byli zatrzymywani bardzo brutalnie. Ciągnięto ich po ziemi, dziewczyny ciągnięto za włosy. Zamykano ich w Brześciu i w Mińsku.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Ludzie nie mogą znaleźć pracy, a nie tak dawno dowiedzieli się, że mają od tego zapłacić podatek. To jest taki pomysł, jakby w Wałbrzychu, w latach 90. zarządzić opodatkowanie wszystkich bezrobotnych. Wywołało to desperację, zwłaszcza na prowincji, gdzie pracy jest coraz mniej
— mówi o przyczynach protestu na Białorusi Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor telewizji Biełsat TV.
wPolityce.pl: Z Białorusi docierają niepokojące sygnały o licznych demonstracjach. Co jest powodem protestów?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Bezpośrednim powodem jest dekret numer 3, który opodatkowuje bezrobotnych, co ma o tyle istotne znaczenie, że na Białorusi bezrobocie, zwłaszcza na prowincji, szalenie wzrosło. Ludzie nie mogą znaleźć pracy, a nie tak dawno dowiedzieli się, że mają od tego zapłacić podatek. To jest taki pomysł, jakby w Wałbrzychu, w latach 90. zarządzić opodatkowanie wszystkich bezrobotnych. Wywołało to desperację, zwłaszcza na prowincji, gdzie pracy jest coraz mniej. Natomiast ogólnym powodem jest to, że sytuacja ekonomiczna Białorusi pogarsza się, a od dwóch - trzech lat to pogorszenie jest naprawdę dramatyczne. Mogą to poświadczyć nasi koledzy z Biełsatu, zwłaszcza ci, którzy pochodzą z mniejszych miejscowości, z prowincji, że tam jest bardzo źle. Trzeba zwrócić uwagę na to, że te obecne protesty to głównie protesty prowincji. Były protesty w Mińsku, Grodnie, Mohylewie i innych miastach, ale szczególnie intensywne są one na prowincji. Tam ludzie są rzeczywiście zdesperowani. Te protesty mają nowy element w porównaniu do poprzednich.
To znaczy?
Do tej pory protestować przychodzili ludzie nastawieni opozycyjnie do Łukaszenki plus ich otoczka - działacze i osoby opozycyjnie nastawione od wielu lat. W dużej mierze były to te same środowiska. Teraz, w miastach na prowincji, widoczne jest, że przychodzi absolutnie cały przekrój społeczeństwa – od bardzo młodych ludzi, aż po emerytów, robotnicy, inteligenci – najdziwniejsze zestawy. Wynika to z poczucia beznadziei, desperacji. Przyznam, że pierwszy raz widzę tego typu demonstracje na Białorusi. Uczestnicy chętnie i bez strachu rozmawiają z dziennikarzami. Słychać tam jedno hasło: „Już dosyć”, „basta” Są także hasła: „Nie jesteśmy darmozjadami”, „Zostaliśmy niewolnikami”. Są także hasła dotyczące Łukaszenki, że już starczy, już się zmęczył, niech odejdzie, mamy już go dosyć - „Łukaszenka uchadzi” . Jest także aspekt godnościowy tych wydarzeń. Ludzie uważają, że są traktowani jak niewolnicy, że to przekracza już wszystko, co może być. Nikt ich nie słucha, urzędnicy traktują ich często w sposób skandaliczny, a oni muszą wyżyć przy cenach bardzo zbliżonych do tych w Polsce i utrzymać rodzinę za 100 - 200 - 300 dolarów miesięcznie. To bardzo trudne.
Informacje o wydarzeniach na Białorusi są szczątkowe, mówi się o zatrzymaniach protestujących, z kolei białoruska telewizja państwowa mówi, że zatrzymani zostali anarchiści. Jak to w rzeczywistości wygląda?
Zatrzymani zostali bardzo różni ludzie. Od początków protestów zatrzymano łącznie sto sześćdziesiąt osób. Wczoraj 50. To były bardzo bulwersujące sceny. Nasz dziennikarz był przy tym, jak rozchodziła się manifestacja w Mohylewie. Jacyś mężczyźni w cywilu łapali rozchodzących się ludzi – wyglądało, jakby były to przypadkowe osoby – i wciągali ich do samochodów. Tam rozgrywały się dantejskie sceny, przechodnie bronili zatrzymywanych, ale ci i tak w końcu zostali wywiezieni. Porywano ich – nie wiadomo nawet czasem do końca kogo, gdzie wywożono.
Z kolei w Grodnie chłopak streamował wydarzenia z autobusu. Po demonstracji w Grodnie jakiś człowiek został po prostu porwany przez kilku „byków” w cywilu. Ludzie bronili, krzyczeli. Widziałam także informację po chwili od tego chłopaka, który napisał na fb, że milicja go zabiera. Takich wypadków było dużo po tych demonstracjach. Rzeczywiście spora grupa młodzieży, którą zgarnięto po demonstracji w Mińsku, to byli tzw. anarchiści. Anarchiści na Białorusi to w dużej mierze po prostu subkultura młodzieżowa. Ktoś słusznie zauważył na Twitterze, że na Zachodzie anarchiści tłuką szyby i biją się z milicją, a na Białorusi milicja bije anarchistów. Rzeczywiście taka jest różnica. Głównie ich anarchizm wyrażał się tym, że założyli sobie na twarze czarne chustki i bębnili w bębny i grzechotki. Kiedy demonstracja się rozchodziła, to oni stali i w te bębny bębnili. Byli zatrzymywani bardzo brutalnie. Ciągnięto ich po ziemi, dziewczyny ciągnięto za włosy. Zamykano ich w Brześciu i w Mińsku.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/331795-nasz-wywiad-agnieszka-romaszewska-guzy-o-protestach-na-bialorusi-normalny-prosty-narod-ma-dosyc-lukaszenki