Bardzo wpływowy, w jakim sensie reprezentujący, a w jakimś - kształtujący opinie dobrze ugruntowanego amerykańskiego establishmentu w sprawach polityki światowej dwumiesięcznik „Foreign Affairs” zamieścił artykuł „Trump a Rosja”. Autorzy tekstu są nie byle jacy – to Eugene B. Rumer, Richard Sokolsky i Andrew S. Weiss, wybitni historycy i „kremlinolodzy”. Co najmniej równie ważne, że wysoko usytuowani w Instytucie Carnegie Endowment for International Peace – jednym z najważniejszych amerykańskich think-tanków, instytucji bardzo bogatej, bardzo związanej z amerykańskimi elitami, a politycznie – nachylonym nieco (ale tylko nieco) w stronę Partii Demokratycznej i umiarkowanej lewicy.
W tekście przyjmują oni do wiadomości fakt, iż nowa administracja będzie próbowała w jakiś sposób polepszyć relacje z Moskwą (przypominają iż próbowali tego również Bill Clinton, Bush junior i Obama – i każdego z nich z tej drogi swoim zachowanie zawrócił sam Kreml). Sugerują więc, żeby ekipa nowego prezydenta nie miał pod tym względem większych złudzeń, choć oceniają że nieuniknione jest pewne ożywienie relacji, zamrożonych na wielu poziomach przez Obamę po Krymie.
Przestrzegają jednak Trumpa przed nadziejami na jakiś wielki „deal” z Rosją. I przed odchodzeniem od dotychczasowej, w jakimś sensie łączącej obie amerykańskie partie linii polityki wobec Rosji. Kładą silny nacisk na to, aby w żadnym razie nie zlekceważyć amerykańskich sojuszników w regionie. A przede wszystkim nie odchodzić od wspierania Ukrainy, której ewentualne porzucenie byłoby katastrofalnym precedensem, niosącym ze sobą destrukcyjne dla wpływów Ameryki skutki i w Europie wschodniej, i w skali globalnej. Nie łagodzić więc sankcji bez zasadniczej zmiany rosyjskiej polityki na Ukrainie, i – co więcej – przeprowadzić nie nagłośniony, lecz dotkliwy dla Moskwy kontratak cybernetyczny.
Słowem, nie jest to w żadnym razie tekst wzywający do zastosowania wobec Rosji polityki appeasement’u. Podkreślam to bardzo mocno, bo dopiero na tym tle we właściwy sposób można zrozumieć jedną z rekomendacji autorów „Foreign Affairs”:
Kolejnym priorytetem dla administracji Trumpa musi być zachowanie realizmu co do perspektyw promowania transformacji w Rosji. Jak ostatnie 25 lat dowiodło kilkukrotnie, Rosja opiera się zewnętrznym wysiłkom, aby ją zmodernizować. Innymi słowy, Stany Zjednoczone nie powinny traktować Rosji jako pola dla inżynierii politycznej, społecznej czy ekonomicznej.
[„(…)The fourth and final priority for the Trump administration is to remain realistic about the prospects of promoting transformational change in Russia. As the last 25 years have shown again and again, Russia resists outside efforts at modernization. In other words, the United States should not treat Russia as a project for political, social, or economic engineering.”]
To jest bardzo istotna deklaracja.
To że w tym urywku pojawia się nazwisko Trumpa jest paradoksalnie mylące. To są rekomendacje dla nowego prezydenta, ale przecież jest jasne, że akurat Trump – jakkolwiek to oceniamy – nie ma żadnych tendencji do myślenia (w ogóle, a o Rosji zwłaszcza) w kontekście „inżynierii ekonomicznej czy społecznej”.
Bardzo silne takie ambicje miały – mają - natomiast amerykańskie elity mainstreamowe, z którymi Trump jest skłócony. I to one są prawdziwym adresatem wezwania. Bo to one miały – i mają - ambicje, mówiąc najogólniej, ukompatybilnienia Rosji z Zachodem. Zaprowadzenia tam demokracji i gospodarki rynkowej w wersji takiej, jaką akceptuje Zachód.
Ale również wypromowania tam rewolucji społecznej w sensie obyczajowym. Zaprowadzenia przywilejów dla „mniejszości seksualnych” według zachodnich wzorców. I promowania walczącego feminizmu. Na to wszystko przez te 25 lat, o których piszą Rumer, Sokolsky i Weiss, szły – poprzez zachodnie NGO’sy – grube pieniądze. Peter Pomerantsev, brytyjski dziennikarz który spędził w Moskwie wiele lat, w swojej fundamentalnej książce na temat Rosji kilkakrotnie wspomina, jak to postulat „osiągnięcia równości płci w przestrzeni poradzieckiej” był traktowany przez wszelkiego rodzaju działających tam „misjonarzy demokratycznego kapitalizmu” z rządowych i pozarządowych zachodnich organizacji na równi z postulatem „zbudowania gospodarki rynkowej”…
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Bardzo wpływowy, w jakim sensie reprezentujący, a w jakimś - kształtujący opinie dobrze ugruntowanego amerykańskiego establishmentu w sprawach polityki światowej dwumiesięcznik „Foreign Affairs” zamieścił artykuł „Trump a Rosja”. Autorzy tekstu są nie byle jacy – to Eugene B. Rumer, Richard Sokolsky i Andrew S. Weiss, wybitni historycy i „kremlinolodzy”. Co najmniej równie ważne, że wysoko usytuowani w Instytucie Carnegie Endowment for International Peace – jednym z najważniejszych amerykańskich think-tanków, instytucji bardzo bogatej, bardzo związanej z amerykańskimi elitami, a politycznie – nachylonym nieco (ale tylko nieco) w stronę Partii Demokratycznej i umiarkowanej lewicy.
W tekście przyjmują oni do wiadomości fakt, iż nowa administracja będzie próbowała w jakiś sposób polepszyć relacje z Moskwą (przypominają iż próbowali tego również Bill Clinton, Bush junior i Obama – i każdego z nich z tej drogi swoim zachowanie zawrócił sam Kreml). Sugerują więc, żeby ekipa nowego prezydenta nie miał pod tym względem większych złudzeń, choć oceniają że nieuniknione jest pewne ożywienie relacji, zamrożonych na wielu poziomach przez Obamę po Krymie.
Przestrzegają jednak Trumpa przed nadziejami na jakiś wielki „deal” z Rosją. I przed odchodzeniem od dotychczasowej, w jakimś sensie łączącej obie amerykańskie partie linii polityki wobec Rosji. Kładą silny nacisk na to, aby w żadnym razie nie zlekceważyć amerykańskich sojuszników w regionie. A przede wszystkim nie odchodzić od wspierania Ukrainy, której ewentualne porzucenie byłoby katastrofalnym precedensem, niosącym ze sobą destrukcyjne dla wpływów Ameryki skutki i w Europie wschodniej, i w skali globalnej. Nie łagodzić więc sankcji bez zasadniczej zmiany rosyjskiej polityki na Ukrainie, i – co więcej – przeprowadzić nie nagłośniony, lecz dotkliwy dla Moskwy kontratak cybernetyczny.
Słowem, nie jest to w żadnym razie tekst wzywający do zastosowania wobec Rosji polityki appeasement’u. Podkreślam to bardzo mocno, bo dopiero na tym tle we właściwy sposób można zrozumieć jedną z rekomendacji autorów „Foreign Affairs”:
Kolejnym priorytetem dla administracji Trumpa musi być zachowanie realizmu co do perspektyw promowania transformacji w Rosji. Jak ostatnie 25 lat dowiodło kilkukrotnie, Rosja opiera się zewnętrznym wysiłkom, aby ją zmodernizować. Innymi słowy, Stany Zjednoczone nie powinny traktować Rosji jako pola dla inżynierii politycznej, społecznej czy ekonomicznej.
[„(…)The fourth and final priority for the Trump administration is to remain realistic about the prospects of promoting transformational change in Russia. As the last 25 years have shown again and again, Russia resists outside efforts at modernization. In other words, the United States should not treat Russia as a project for political, social, or economic engineering.”]
To jest bardzo istotna deklaracja.
To że w tym urywku pojawia się nazwisko Trumpa jest paradoksalnie mylące. To są rekomendacje dla nowego prezydenta, ale przecież jest jasne, że akurat Trump – jakkolwiek to oceniamy – nie ma żadnych tendencji do myślenia (w ogóle, a o Rosji zwłaszcza) w kontekście „inżynierii ekonomicznej czy społecznej”.
Bardzo silne takie ambicje miały – mają - natomiast amerykańskie elity mainstreamowe, z którymi Trump jest skłócony. I to one są prawdziwym adresatem wezwania. Bo to one miały – i mają - ambicje, mówiąc najogólniej, ukompatybilnienia Rosji z Zachodem. Zaprowadzenia tam demokracji i gospodarki rynkowej w wersji takiej, jaką akceptuje Zachód.
Ale również wypromowania tam rewolucji społecznej w sensie obyczajowym. Zaprowadzenia przywilejów dla „mniejszości seksualnych” według zachodnich wzorców. I promowania walczącego feminizmu. Na to wszystko przez te 25 lat, o których piszą Rumer, Sokolsky i Weiss, szły – poprzez zachodnie NGO’sy – grube pieniądze. Peter Pomerantsev, brytyjski dziennikarz który spędził w Moskwie wiele lat, w swojej fundamentalnej książce na temat Rosji kilkakrotnie wspomina, jak to postulat „osiągnięcia równości płci w przestrzeni poradzieckiej” był traktowany przez wszelkiego rodzaju działających tam „misjonarzy demokratycznego kapitalizmu” z rządowych i pozarządowych zachodnich organizacji na równi z postulatem „zbudowania gospodarki rynkowej”…
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/329097-nie-traktowac-rosji-jako-pola-dla-inzynierii-politycznej-czy-spolecznej-wazny-glos-z-serca-amerykanskiego-establishmentu