Bliski Wschód to region wszystkich wydarzeń biblijnych i jest to miejsce narodzenia się Kościoła. Tutaj istnieje on od czasów apostolskich i bardzo bolesną stratą jest zniszczenie go w Iraku i systematyczne niszczenie go w Syrii, które odbywa się dzisiaj, na naszych oczach. Jest to tym bardziej bolesne, że martyrologię chrześcijan ignorują główni aktorzy polityczni
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl o. Zygmunt Kwiatkowski, jezuita i misjonarz na Bliskim Wschodzie przez ponad 30 lat.
wPolityce.pl: Był Ojciec misjonarzem ponad 30 lat w Syrii i na Bliskim Wschodzie. Czy w ciągu tego długiego czasu dało się odczuć pewną wrogość wobec chrześcijan ze strony muzułmanów, alawitów?
O. Zygmunt Kwiatkowski SJ: Zdecydowanie nie. Oczywiście nie było to idealne, bezgrzeszne społeczeństwo. Ale chcąc ocenić sytuację powiem, że osobiście odbierałem o wiele więcej sympatii, a wrogości w ogóle nie. Przez te 30 lat ani razu nie doświadczyłem wrogości z powodu wiary, bycia księdzem czy cudzoziemcem. Wprost przeciwnie, doświadczałem tam wiele sympatii i szacunku.
Kiedy zaczęła się zmieniać sytuacja, że dało się odczuć tę wrogość wobec chrześcijan. Czy było to związane z wybuchem wojny, powstaniem bractwa muzułmańskiego i ISIS?
Powiem tak, że ogólnie, podobnie jak w Libanie jest to dosyć szeroki problem, ponieważ wpisuje się w tę sprawę nadzwyczajna obecność Jana Pawła II w tym, co dotyczy stosunków muzułmańsko-chrześcijańskich, ale zostawiam to jest szeroki problem. Najpierw trzeba powiedzieć, że model stosunków wypracowany w Syrii i Libanie zdawał egzamin, ponieważ jasno było powiedziane jaką tożsamość posiada mój interlokutor. To nie było ukrywane. To było naturalne, że przedstawiałem się jako muzułmanin czy jako chrześcijanin, co było respektowane. Duża rolę odgrywała polityka rządu, która zmierzała do integracji przy uznaniu tożsamości religijnej. Był wzajemny szacunek i respekt dla mojej tożsamości. To wiązało się z układem stosunków, które możemy nazwać pokojowymi, przyjaznymi. Pierwsze zmiany, pierwsze sygnały, przyszły wraz z nadejściem informacji o wojnie czeczeńskiej, wraz z tym, że społeczność muzułmańska jest tam prześladowana. I tutaj dało się odczuć pierwsze objawy niechęci w stosunku do chrześcijan, gdy solidarność muzułmańska wyrażała się zasygnalizowaniem niechęci do chrześcijan. To było subtelne i dalekie, ponieważ to były początki, także medialnie i geograficznie daleko. Czekając na tę rozmowę pomyślałem, że właściwym początkiem paradoksalnie jest synod biskupów na Cyprze. Ten synod miał prorocki charakter, ponieważ był poświęcony Bliskiemu Wschodowi i padło tam ważne stwierdzenie, że ten Kościół jest Kościołem szczególnym, jest Kościołem początków i to zostało powiedziane, jako pewien truizm, ale zostało powiedziane, by Kościół globalny nie zlekceważył tego regionu. Wówczas nie było wojny i chodziło o to, że chrześcijanie systematycznie emigrują, co wiązało się z szansą na lepsze życie, początkowo niemal wyłącznie w wymiarze materialnym, stopniowo jednak również w wymiarze bezpieczeństwa wobec wzmagającej presji ze strony islamu o zabarwieniu fundamentalistycznym. Najpierw było to dalekim echem (bo większość muzułmańska w Syrii reprezentuje tradycje sunnicką) rewolucji islamskiej w Iranie, a później w stopniu bardziej zdecydowanym, były to wpływy fundamentalizmu rodem z monarchii Saudów (Arabia Saudyjska) . Tam zdecydowanie chrześcijanie są traktowani jako „niewierni” i chociaż tak jak i Żydzi uznawani są za „wyznawców księgi”, to jednak, nie będąc wyznawcami „prawdziwej religii”, pozbawieni są praw którymi cieszą sie muzułmanie.
Czy można powiedzieć, że od tego momentu zaczęła się powszechna niechęć muzułmanów ze strony zwykłych ludzi. Od wybuchy wojny czeczeńskiej, od czasu wzrostu radykalizmu muzułmańskiego? Czy to było udziałem powszechnym zwykłych ludzi, czy jednak jakiś konkretnych środowisk i z czasem nabrało szerszego charakteru?
Wojna czeczeńska była dla mnie pierwszym odczuwalnym znakiem jakiejś niechęci, której wcześniej nie dostrzegałem. Był to zarazem pierwszy sygnał solidarności muzułmańskiej, która sprawia, że nawet to co dzieje się daleko, może mieć wpływ na sytuację lokalną. Początkowo dawało się odczuć duży szacunek i uznanie dla zachodu, kultury zachodniej albo europejskiej, co było związane z instytucjami chrześcijańskimi, takimi jak szkoły, uniwersytety czy szpitale, które w dużej mierze były wprowadzane przez misjonarzy i przez Kościół lokalny. Kultura europejska i Europa była widziana jako coś pożądanego i coś lepszego. Jednak później zmieniło się to nastawienie, związane z większymi i częstszymi kontaktami z realiami europejskimi i kierunkiem, jaki przybrała europejska, czy zachodnia kultura. Szczególnie szokujący był dla Arabów poziom życia moralnego, jaki lansowały zachodnie media. Apogeum stanowił dopływ wiadomości czerpanych z telewizji satelitarnej. Stopniowo kształtowała się opinia o zepsuciu, które miało swoje źródło w krajach „chrześcijańskich”, gdyż dla wielu, tradycyjnie, Europa i w ogóle świat zachodni, to wyznawcy chrześcijaństwa.
Czy ojciec ma teraz kontakt z Syryjczykami, mieszkańcami Bliskiego Wschodu? Jak można pomóc tym ludziom?
Mam codzienny kontakt z Syrią dzięki darmowym instrumentom do komunikacji w Internecie.
Ważna rzecz, którą trzeba podnieść, bo to jest rzecz absurdalna, jeżeli chodzi o pomoc tym ludziom na zasadzie przyjacielskiej, to fakt, że chcąc na przykład przesłać pieniądze konkretnym osobom, nie mogę tego uczynić, ponieważ funkcjonuje embargo ekonomiczne. Było ono ogłoszone na początku wojny jako forma pomocy i solidarności z narodem syryjskim, a spowodowało, że najpierw upadł przemysł i przez to ludzie stracili pracę i środki do życia. To przyczyniło się między innymi do tego, że tak łatwo można było pozyskać ludzi do demonstracji, które doprowadziły w konsekwencji do wojny - one były opłacane i to wysoko. Za każdy udział w demonstracji, która zaczynała się w meczecie, ludzie dostawali pieniądze, 1000 albo 500 lirów. To embargo jest bardzo dwuznaczne, ponieważ żadne nie wynikło z niego żadne dobro. Wprost przeciwnie, wymaga się, a nawet propaguje się konieczność niesienia pomocy tym ludziom, a tej pomocy nie można udzielić. Nawet lekarstw nie można dostarczyć z jego powodu, co jest absolutnie absurdalne i niezrozumiałe. Wydaje mi się, że zdrową reakcją, jeśli chce się rzeczywiście pomoc ludziom w tym regionie, bez prowokowania dalszego ich exodusu, byłoby cofnięcie tego embarga. Tym bardziej, że poczyniono takie kroki, tam gdzie władzę posiadają rebelianci. Absurdem jest decyzja, że nawet rodzina nie może wspierać swych bliskich, w imię embarga, które ma być wyrazem troski o naród syryjski.
Czytaj dalej na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Bliski Wschód to region wszystkich wydarzeń biblijnych i jest to miejsce narodzenia się Kościoła. Tutaj istnieje on od czasów apostolskich i bardzo bolesną stratą jest zniszczenie go w Iraku i systematyczne niszczenie go w Syrii, które odbywa się dzisiaj, na naszych oczach. Jest to tym bardziej bolesne, że martyrologię chrześcijan ignorują główni aktorzy polityczni
— mówił w rozmowie z portalem wPolityce.pl o. Zygmunt Kwiatkowski, jezuita i misjonarz na Bliskim Wschodzie przez ponad 30 lat.
wPolityce.pl: Był Ojciec misjonarzem ponad 30 lat w Syrii i na Bliskim Wschodzie. Czy w ciągu tego długiego czasu dało się odczuć pewną wrogość wobec chrześcijan ze strony muzułmanów, alawitów?
O. Zygmunt Kwiatkowski SJ: Zdecydowanie nie. Oczywiście nie było to idealne, bezgrzeszne społeczeństwo. Ale chcąc ocenić sytuację powiem, że osobiście odbierałem o wiele więcej sympatii, a wrogości w ogóle nie. Przez te 30 lat ani razu nie doświadczyłem wrogości z powodu wiary, bycia księdzem czy cudzoziemcem. Wprost przeciwnie, doświadczałem tam wiele sympatii i szacunku.
Kiedy zaczęła się zmieniać sytuacja, że dało się odczuć tę wrogość wobec chrześcijan. Czy było to związane z wybuchem wojny, powstaniem bractwa muzułmańskiego i ISIS?
Powiem tak, że ogólnie, podobnie jak w Libanie jest to dosyć szeroki problem, ponieważ wpisuje się w tę sprawę nadzwyczajna obecność Jana Pawła II w tym, co dotyczy stosunków muzułmańsko-chrześcijańskich, ale zostawiam to jest szeroki problem. Najpierw trzeba powiedzieć, że model stosunków wypracowany w Syrii i Libanie zdawał egzamin, ponieważ jasno było powiedziane jaką tożsamość posiada mój interlokutor. To nie było ukrywane. To było naturalne, że przedstawiałem się jako muzułmanin czy jako chrześcijanin, co było respektowane. Duża rolę odgrywała polityka rządu, która zmierzała do integracji przy uznaniu tożsamości religijnej. Był wzajemny szacunek i respekt dla mojej tożsamości. To wiązało się z układem stosunków, które możemy nazwać pokojowymi, przyjaznymi. Pierwsze zmiany, pierwsze sygnały, przyszły wraz z nadejściem informacji o wojnie czeczeńskiej, wraz z tym, że społeczność muzułmańska jest tam prześladowana. I tutaj dało się odczuć pierwsze objawy niechęci w stosunku do chrześcijan, gdy solidarność muzułmańska wyrażała się zasygnalizowaniem niechęci do chrześcijan. To było subtelne i dalekie, ponieważ to były początki, także medialnie i geograficznie daleko. Czekając na tę rozmowę pomyślałem, że właściwym początkiem paradoksalnie jest synod biskupów na Cyprze. Ten synod miał prorocki charakter, ponieważ był poświęcony Bliskiemu Wschodowi i padło tam ważne stwierdzenie, że ten Kościół jest Kościołem szczególnym, jest Kościołem początków i to zostało powiedziane, jako pewien truizm, ale zostało powiedziane, by Kościół globalny nie zlekceważył tego regionu. Wówczas nie było wojny i chodziło o to, że chrześcijanie systematycznie emigrują, co wiązało się z szansą na lepsze życie, początkowo niemal wyłącznie w wymiarze materialnym, stopniowo jednak również w wymiarze bezpieczeństwa wobec wzmagającej presji ze strony islamu o zabarwieniu fundamentalistycznym. Najpierw było to dalekim echem (bo większość muzułmańska w Syrii reprezentuje tradycje sunnicką) rewolucji islamskiej w Iranie, a później w stopniu bardziej zdecydowanym, były to wpływy fundamentalizmu rodem z monarchii Saudów (Arabia Saudyjska) . Tam zdecydowanie chrześcijanie są traktowani jako „niewierni” i chociaż tak jak i Żydzi uznawani są za „wyznawców księgi”, to jednak, nie będąc wyznawcami „prawdziwej religii”, pozbawieni są praw którymi cieszą sie muzułmanie.
Czy można powiedzieć, że od tego momentu zaczęła się powszechna niechęć muzułmanów ze strony zwykłych ludzi. Od wybuchy wojny czeczeńskiej, od czasu wzrostu radykalizmu muzułmańskiego? Czy to było udziałem powszechnym zwykłych ludzi, czy jednak jakiś konkretnych środowisk i z czasem nabrało szerszego charakteru?
Wojna czeczeńska była dla mnie pierwszym odczuwalnym znakiem jakiejś niechęci, której wcześniej nie dostrzegałem. Był to zarazem pierwszy sygnał solidarności muzułmańskiej, która sprawia, że nawet to co dzieje się daleko, może mieć wpływ na sytuację lokalną. Początkowo dawało się odczuć duży szacunek i uznanie dla zachodu, kultury zachodniej albo europejskiej, co było związane z instytucjami chrześcijańskimi, takimi jak szkoły, uniwersytety czy szpitale, które w dużej mierze były wprowadzane przez misjonarzy i przez Kościół lokalny. Kultura europejska i Europa była widziana jako coś pożądanego i coś lepszego. Jednak później zmieniło się to nastawienie, związane z większymi i częstszymi kontaktami z realiami europejskimi i kierunkiem, jaki przybrała europejska, czy zachodnia kultura. Szczególnie szokujący był dla Arabów poziom życia moralnego, jaki lansowały zachodnie media. Apogeum stanowił dopływ wiadomości czerpanych z telewizji satelitarnej. Stopniowo kształtowała się opinia o zepsuciu, które miało swoje źródło w krajach „chrześcijańskich”, gdyż dla wielu, tradycyjnie, Europa i w ogóle świat zachodni, to wyznawcy chrześcijaństwa.
Czy ojciec ma teraz kontakt z Syryjczykami, mieszkańcami Bliskiego Wschodu? Jak można pomóc tym ludziom?
Mam codzienny kontakt z Syrią dzięki darmowym instrumentom do komunikacji w Internecie.
Ważna rzecz, którą trzeba podnieść, bo to jest rzecz absurdalna, jeżeli chodzi o pomoc tym ludziom na zasadzie przyjacielskiej, to fakt, że chcąc na przykład przesłać pieniądze konkretnym osobom, nie mogę tego uczynić, ponieważ funkcjonuje embargo ekonomiczne. Było ono ogłoszone na początku wojny jako forma pomocy i solidarności z narodem syryjskim, a spowodowało, że najpierw upadł przemysł i przez to ludzie stracili pracę i środki do życia. To przyczyniło się między innymi do tego, że tak łatwo można było pozyskać ludzi do demonstracji, które doprowadziły w konsekwencji do wojny - one były opłacane i to wysoko. Za każdy udział w demonstracji, która zaczynała się w meczecie, ludzie dostawali pieniądze, 1000 albo 500 lirów. To embargo jest bardzo dwuznaczne, ponieważ żadne nie wynikło z niego żadne dobro. Wprost przeciwnie, wymaga się, a nawet propaguje się konieczność niesienia pomocy tym ludziom, a tej pomocy nie można udzielić. Nawet lekarstw nie można dostarczyć z jego powodu, co jest absolutnie absurdalne i niezrozumiałe. Wydaje mi się, że zdrową reakcją, jeśli chce się rzeczywiście pomoc ludziom w tym regionie, bez prowokowania dalszego ich exodusu, byłoby cofnięcie tego embarga. Tym bardziej, że poczyniono takie kroki, tam gdzie władzę posiadają rebelianci. Absurdem jest decyzja, że nawet rodzina nie może wspierać swych bliskich, w imię embarga, które ma być wyrazem troski o naród syryjski.
Czytaj dalej na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/320754-nasz-wywiad-o-zygmunt-kwiatkowski-pracujacy-przez-30-lat-w-syrii-systematyczne-niszczenie-kosciola-na-bliskim-wschodzie-odbywa-sie-na-naszych-oczach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.