Tacy jak Applebaum, Sikorski czy Zakaria nie potrafią przegrywać, a ich przyznanie się do błędu jest równie prawdopodobne jak obecnie lot człowieka na Plutona.
Anne Applebaum, żona Radosława Sikorskiego, napisała swój kolejny tekst w „Washington Post” (18 listopada 2016 r.) w formie swego rodzaju listu otwartego do gen. Michaela Flynna. Emerytowany generał może być bowiem szefem Narodowej Rady Bezpieczeństwa w administracji Donalda Trumpa. Tekst Applebaum jest w istocie adresowany do samego Donalda Trumpa i wylicza zaangażowanie innych państw członkowskich NATO (i nie tylko, bo np. Australii i Gruzji) w bezpieczeństwo USA, co wprost wynika z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. A skoro inni członkowie NATO walczyli za USA, to jest oczywiste, że Ameryka powinna robić to samo za administracji Trumpa. Skądinąd nie rozumiem, dlaczego żona Sikorskiego uważa, że ani Donald Trump, ani Michael Flynn tego nie wiedzą. I że potrzebują pouczeń od żony byłego szefa polskiego MSZ. Ale i Applebaum, i Sikorski tak już mają, że jeśli kogoś nie pouczą bądź nie napiętnują, to uważają taką okazję za straconą. Jednak na co dzień najczęściej pouczają polskie władze i to nie tak łagodnie jak w wypadku Micheala Flynna, lecz z całą brutalnością, pychą i bezczelnością. No bo tylko oni pozjadali wszystkie rozumy, tylko oni wiedzą, co jest strategicznie i taktycznie konieczne oraz moralnie słuszne, a co nie, i z takiej perspektywy pouczają oraz napominają. Bez nich Donald Trump i Michael Flynn byliby jak dzieci we mgle. I nie tylko oni.
W wypadku tekstów takich ludzi jak Applebaum i Sikorski (a jest ich legion po lewicowo-liberalnej stronie) mamy poczucie misji i specjalną pedagogikę. Przecież nie może być tak, żeby ktoś rozumiał różne rzeczy, a tym bardziej pojmował je lepiej niż Applebaum i Sikorskiemu się wydaje i niż oni sami je pojmują. Pomijam już megalomanię i przekonanie, że jeśli publicystka „Washington Post” i jej mąż czegoś nie wskażą, nie napiętnują czy nie postulują, to tego nie będzie. Wcześniej zresztą Applebaum i jej koledzy po piórze i słowie wielokrotnie dawali wyraz temu, że Donald Trump niczego nie rozumie, więc jak śmie ubiegać się o prezydenturę. Generalnie niczego nie rozumie ten, kto nie podziela opinii i opcji Applebaum oraz jej męża. Bowiem ich lewicowo-liberalny paradygmat to coś takiego jak grawitacja, zaś każdy, kto tego nie rozumie, jest po prostu głąbem, wstecznikiem i szkodnikiem. Tacy ludzie jak prezydent elekt Donald Trump mogą na to wszystko machnąć ręką, a nawet mogą nie wiedzieć, kim jest Anne Apllebaum, a tym bardziej Radosław Sikorski. W wypadku pouczanych i napiętnowanych obecnych władz Polski nie jest już tak komfortowo, bo głos takich jak Applebaum i Sikorski jest podbijany i multiplikowany przez ich kolegów, przez co stają się te władze obiektem całych kampanii. Donald Trump zajmie zbyt ważne stanowisko, żeby się tym przejmować czy nawet to odnotowywać.
Podczas kampanii prezydenckiej w USA mieliśmy wręcz lawinę pouczeń, obelg, impertynencji i żądań wobec Donalda Trumpa. Teraz dominują już tylko pouczenia, co wynika z przegranej Hillary Clinton i poczucia bezradności. Tak się starali, np. Anne Applebaum w „Washington Post”, Fareed Zakaria w CNN, Megyn Kelly i Brit Hume w Fox News czy Katy Tur w NBC, i nic te starania nie dały. Okazało się, że da się żyć bez mądrości i kazań lewicowo-liberalnych dziennikarzy, a nawet da się wygrywać wybory prezydenckie w USA. I to musi być dla nich straszna zniewaga. Ale próżno by szukać pokory i przyznania się do błędów. Oni są przecież nieomylni, mimo że pomylili się z kretesem. Bo tacy ludzie jak Applebaum, Sikorski czy Zakaria nie potrafią przegrywać, a już przyznanie się do błędu jest w ich wypadku równie prawdopodobne jak obecnie lot człowieka na Plutona. Applebaum i Zakaria mają jednak rzesze odpowiedników w Polsce. Tylko wycie do Księżyca na Zachodzie, gdy jest już po wszystkim, jest jedynie śmieszne, a tam ośmieszanie się bywa bolesne. W Polsce można się mylić do woli, a potem ośmieszać na potęgę, a potem robi się z tego powód do dumy. A nawet im bardziej ktoś się ośmiesza, tym gorliwiej w to ośmieszanie brnie. Bo u nas granice żenady zostały przekroczone dawno temu, a udowodnienie tego jest dziecinnie proste. Wystarczy archiwum gazety Michnika-Sorosa oraz archiwalne wydania „Faktów” TVN. Bo one w istocie uprawiają wyłącznie wycie do Księżyca. Ale są z tego dumne. I nie zamierzają się zmieniać.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Tacy jak Applebaum, Sikorski czy Zakaria nie potrafią przegrywać, a ich przyznanie się do błędu jest równie prawdopodobne jak obecnie lot człowieka na Plutona.
Anne Applebaum, żona Radosława Sikorskiego, napisała swój kolejny tekst w „Washington Post” (18 listopada 2016 r.) w formie swego rodzaju listu otwartego do gen. Michaela Flynna. Emerytowany generał może być bowiem szefem Narodowej Rady Bezpieczeństwa w administracji Donalda Trumpa. Tekst Applebaum jest w istocie adresowany do samego Donalda Trumpa i wylicza zaangażowanie innych państw członkowskich NATO (i nie tylko, bo np. Australii i Gruzji) w bezpieczeństwo USA, co wprost wynika z art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. A skoro inni członkowie NATO walczyli za USA, to jest oczywiste, że Ameryka powinna robić to samo za administracji Trumpa. Skądinąd nie rozumiem, dlaczego żona Sikorskiego uważa, że ani Donald Trump, ani Michael Flynn tego nie wiedzą. I że potrzebują pouczeń od żony byłego szefa polskiego MSZ. Ale i Applebaum, i Sikorski tak już mają, że jeśli kogoś nie pouczą bądź nie napiętnują, to uważają taką okazję za straconą. Jednak na co dzień najczęściej pouczają polskie władze i to nie tak łagodnie jak w wypadku Micheala Flynna, lecz z całą brutalnością, pychą i bezczelnością. No bo tylko oni pozjadali wszystkie rozumy, tylko oni wiedzą, co jest strategicznie i taktycznie konieczne oraz moralnie słuszne, a co nie, i z takiej perspektywy pouczają oraz napominają. Bez nich Donald Trump i Michael Flynn byliby jak dzieci we mgle. I nie tylko oni.
W wypadku tekstów takich ludzi jak Applebaum i Sikorski (a jest ich legion po lewicowo-liberalnej stronie) mamy poczucie misji i specjalną pedagogikę. Przecież nie może być tak, żeby ktoś rozumiał różne rzeczy, a tym bardziej pojmował je lepiej niż Applebaum i Sikorskiemu się wydaje i niż oni sami je pojmują. Pomijam już megalomanię i przekonanie, że jeśli publicystka „Washington Post” i jej mąż czegoś nie wskażą, nie napiętnują czy nie postulują, to tego nie będzie. Wcześniej zresztą Applebaum i jej koledzy po piórze i słowie wielokrotnie dawali wyraz temu, że Donald Trump niczego nie rozumie, więc jak śmie ubiegać się o prezydenturę. Generalnie niczego nie rozumie ten, kto nie podziela opinii i opcji Applebaum oraz jej męża. Bowiem ich lewicowo-liberalny paradygmat to coś takiego jak grawitacja, zaś każdy, kto tego nie rozumie, jest po prostu głąbem, wstecznikiem i szkodnikiem. Tacy ludzie jak prezydent elekt Donald Trump mogą na to wszystko machnąć ręką, a nawet mogą nie wiedzieć, kim jest Anne Apllebaum, a tym bardziej Radosław Sikorski. W wypadku pouczanych i napiętnowanych obecnych władz Polski nie jest już tak komfortowo, bo głos takich jak Applebaum i Sikorski jest podbijany i multiplikowany przez ich kolegów, przez co stają się te władze obiektem całych kampanii. Donald Trump zajmie zbyt ważne stanowisko, żeby się tym przejmować czy nawet to odnotowywać.
Podczas kampanii prezydenckiej w USA mieliśmy wręcz lawinę pouczeń, obelg, impertynencji i żądań wobec Donalda Trumpa. Teraz dominują już tylko pouczenia, co wynika z przegranej Hillary Clinton i poczucia bezradności. Tak się starali, np. Anne Applebaum w „Washington Post”, Fareed Zakaria w CNN, Megyn Kelly i Brit Hume w Fox News czy Katy Tur w NBC, i nic te starania nie dały. Okazało się, że da się żyć bez mądrości i kazań lewicowo-liberalnych dziennikarzy, a nawet da się wygrywać wybory prezydenckie w USA. I to musi być dla nich straszna zniewaga. Ale próżno by szukać pokory i przyznania się do błędów. Oni są przecież nieomylni, mimo że pomylili się z kretesem. Bo tacy ludzie jak Applebaum, Sikorski czy Zakaria nie potrafią przegrywać, a już przyznanie się do błędu jest w ich wypadku równie prawdopodobne jak obecnie lot człowieka na Plutona. Applebaum i Zakaria mają jednak rzesze odpowiedników w Polsce. Tylko wycie do Księżyca na Zachodzie, gdy jest już po wszystkim, jest jedynie śmieszne, a tam ośmieszanie się bywa bolesne. W Polsce można się mylić do woli, a potem ośmieszać na potęgę, a potem robi się z tego powód do dumy. A nawet im bardziej ktoś się ośmiesza, tym gorliwiej w to ośmieszanie brnie. Bo u nas granice żenady zostały przekroczone dawno temu, a udowodnienie tego jest dziecinnie proste. Wystarczy archiwum gazety Michnika-Sorosa oraz archiwalne wydania „Faktów” TVN. Bo one w istocie uprawiają wyłącznie wycie do Księżyca. Ale są z tego dumne. I nie zamierzają się zmieniać.
Czytaj dalej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/316232-wczorajsi-demiurdzy-dzisiaj-sa-juz-tylko-smiesznymi-pajacami-najbardziej-widac-to-w-mediach