Och, jaka konfuzja, jaki wstyd! Znowu „nie skorzystaliśmy z okazji, żeby być cicho”! Więc za swoją arogancję wciąż dostajemy baty. Ostatnio od kanału informacyjnego France24.
Napięcie na linii Warszawa – Paryż nie słabnie po zerwaniu przez Polskę negocjacji ws. zakupu śmigłowców Airbus. Teraz Polska próbuje przenieść polemikę na teren historyczny i gastronomiczny
—ironizuje France24.
Dalej jest o tym, że minister Bartosz Kownacki wyciągnął z lamusa starą kłótnię o sztućce i przypomniał, że to Polacy nauczyli Francuzów jeść widelcem, „a wszystko po to, by pokazać, że niezadowolenie Paryża z zerwanego kontraktu, to tylko jeszcze jeden przejaw złych manier Francuzów”. Coś podobnego! Polacy uczący Francuzów dobrych manier!
A tymczasem nawet z krótkiej analizy historii widelca wynika, że tak właśnie mogło być. W 1574 roku, za sprawą Henryka Walezego, kiedy nie był już królem Polski, a Francji. Są właściwie dwie wersje spotkania Francji z widelcem. Pierwsza, że 50 lat wcześniej został spopularyzowany w Polsce przez królową Bonę, skąd Walezy zawiózł nowy zwyczaj plus komplet widelców do Paryża. A druga, że władca zetknął się z widelcem w Wenecji, skąd pochodziła jego matka, Katarzyna Medycejska. Tu należy dodać, że kiedy Henryk Walezy przybył do Polski, Francja była cywilizacyjnie o krok, a może kilka za Polską, także w sprawach higieny. Podczas gdy na Wawelu była już kanalizacja i toalety, Wersal, który stał się rezydencją królewską w 1682, jeszcze ich nie miał, i na dworach załatwiano się już to w kominkach, już w bocznych korytarzach. A kiedy w tych czasach na Wawelu były już łazienki z bieżącą wodą, we Francji zaczęto się myć w celach higienicznych dopiero pod koniec XVIII wieku. Tak więc twierdzić, że w tej konkurencji to Francja wyznaczała dobre standardy higieny, byłoby grubą przesadą.
Mam swoje własne doświadczenia z Francuzami, gdzie do niedawna często bywałam. Kiedy w Londynie zostaniesz potrącony przez przechodnia, zawsze masz szansę na małe słowo „przepraszam”, w Paryżu jest to chlubny wyjątek. Na Wyspach nieznajomi ludzie się do siebie uśmiechają, twarze Francuzów są wiecznie nieżyczliwe i skwaszone. Dokładnie jak u Polaków za komuny – tyle, że my mieliśmy jednak sporo powodów, żeby nie szaleć ze szczęścia. Po trzecie, nie potrzebowałam wiele czasu, aby się zorientować, że poczucie humoru we Francji, to artykuł deficytowy. Zwłaszcza kiedy się wjeżdża do „Douce France” od strony Wysp Brytyjskich. Nic dziwnego, że pośród Anglików krąży na temat Francji i Francuzów mnóstwo dowcipów. Kiedy w przestrzeni publicznej, z jakiejkolwiek przyczyny, pojawia się hasło „no i ci Francuzi znów coś zabałaganili”, na twarzy Anglika rozkwita błogi uśmiech. Znowu będzie można się nad nimi poznęcać, pokazać jak są beznadziejni - a co zrobią, to sknocą. Generalny stosunek Anglików do ich sąsiadów z południa obrazuje tych kilka dowcipów, których w przestrzeni konwersacyjnej nad Wyspami krążą dziesiątki.
Gdzie we Francji najlepiej ukryć swoje oszczędności? – Pod mydłem Francuza.
Czego się francuscy rekruci uczą na kursach podstawowych? – Jak tu się poddać, w 17 językach.
W jaki sposób Francuz popełnia samobójstwo? – Strzelając 15 centymetrów powyżej głowy, prosto w swój kompleks wyższości.
Świat, Europa, a zwłaszcza Brytyjczycy dobrze znają słabe punkty Francuzów. Megalomanię i pychę, brak poczucia humoru i pilnowanie jak oka w głowie swoich interesów, oraz dumę z powodu Rewolucji Francuskiej – która, już wiemy, wyrządziła narodom tyleż dobrego, co złego, z przewagą tego drugiego. Stąd takie stwierdzenia, jak to Chiraca, że „Polacy zmarnowali szansę, żeby siedzieć cicho” czy ostatnie sarkastyczne „Polacy chcą nas uczyć dobrych manier” na kanale France24. A w Wielkiej Brytanii sam Chirac doczekał się z tuzina dowcipów, łącznie z następującym: jak się nazywa Francuz, który potrzebuje kamizelkę kuloodporną tylko z tyłu? Jacques Chirac. Chodzi o jego cynizm, „niezatapialność”, w Londynie powiedziałoby się „teflonowy Jacques”. Brytyjczycy, Niemcy, Hiszpanie, Belgowie bez skrępowania żartują sobie z Francuzów, lecz u nas przez wiele lat stosowano, i nadal się stosuje, „pedagogikę wstydu”, aplikowaną nam przez Gazetę Wyborczą czy TVN24. Już prawie uwierzyliśmy, że jesteśmy gorsi, brzydsi i mamy mniej praw - że przypomnę opinię Władysława Bartoszewskiego o Polsce „jeśli panna nie jest piękna, ani posażna, powinna być przynajmniej sympatyczna”. Ta tresura dała smutne rezultaty, obniżona samoocena i wiara w siebie wielu Polaków.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Och, jaka konfuzja, jaki wstyd! Znowu „nie skorzystaliśmy z okazji, żeby być cicho”! Więc za swoją arogancję wciąż dostajemy baty. Ostatnio od kanału informacyjnego France24.
Napięcie na linii Warszawa – Paryż nie słabnie po zerwaniu przez Polskę negocjacji ws. zakupu śmigłowców Airbus. Teraz Polska próbuje przenieść polemikę na teren historyczny i gastronomiczny
—ironizuje France24.
Dalej jest o tym, że minister Bartosz Kownacki wyciągnął z lamusa starą kłótnię o sztućce i przypomniał, że to Polacy nauczyli Francuzów jeść widelcem, „a wszystko po to, by pokazać, że niezadowolenie Paryża z zerwanego kontraktu, to tylko jeszcze jeden przejaw złych manier Francuzów”. Coś podobnego! Polacy uczący Francuzów dobrych manier!
A tymczasem nawet z krótkiej analizy historii widelca wynika, że tak właśnie mogło być. W 1574 roku, za sprawą Henryka Walezego, kiedy nie był już królem Polski, a Francji. Są właściwie dwie wersje spotkania Francji z widelcem. Pierwsza, że 50 lat wcześniej został spopularyzowany w Polsce przez królową Bonę, skąd Walezy zawiózł nowy zwyczaj plus komplet widelców do Paryża. A druga, że władca zetknął się z widelcem w Wenecji, skąd pochodziła jego matka, Katarzyna Medycejska. Tu należy dodać, że kiedy Henryk Walezy przybył do Polski, Francja była cywilizacyjnie o krok, a może kilka za Polską, także w sprawach higieny. Podczas gdy na Wawelu była już kanalizacja i toalety, Wersal, który stał się rezydencją królewską w 1682, jeszcze ich nie miał, i na dworach załatwiano się już to w kominkach, już w bocznych korytarzach. A kiedy w tych czasach na Wawelu były już łazienki z bieżącą wodą, we Francji zaczęto się myć w celach higienicznych dopiero pod koniec XVIII wieku. Tak więc twierdzić, że w tej konkurencji to Francja wyznaczała dobre standardy higieny, byłoby grubą przesadą.
Mam swoje własne doświadczenia z Francuzami, gdzie do niedawna często bywałam. Kiedy w Londynie zostaniesz potrącony przez przechodnia, zawsze masz szansę na małe słowo „przepraszam”, w Paryżu jest to chlubny wyjątek. Na Wyspach nieznajomi ludzie się do siebie uśmiechają, twarze Francuzów są wiecznie nieżyczliwe i skwaszone. Dokładnie jak u Polaków za komuny – tyle, że my mieliśmy jednak sporo powodów, żeby nie szaleć ze szczęścia. Po trzecie, nie potrzebowałam wiele czasu, aby się zorientować, że poczucie humoru we Francji, to artykuł deficytowy. Zwłaszcza kiedy się wjeżdża do „Douce France” od strony Wysp Brytyjskich. Nic dziwnego, że pośród Anglików krąży na temat Francji i Francuzów mnóstwo dowcipów. Kiedy w przestrzeni publicznej, z jakiejkolwiek przyczyny, pojawia się hasło „no i ci Francuzi znów coś zabałaganili”, na twarzy Anglika rozkwita błogi uśmiech. Znowu będzie można się nad nimi poznęcać, pokazać jak są beznadziejni - a co zrobią, to sknocą. Generalny stosunek Anglików do ich sąsiadów z południa obrazuje tych kilka dowcipów, których w przestrzeni konwersacyjnej nad Wyspami krążą dziesiątki.
Gdzie we Francji najlepiej ukryć swoje oszczędności? – Pod mydłem Francuza.
Czego się francuscy rekruci uczą na kursach podstawowych? – Jak tu się poddać, w 17 językach.
W jaki sposób Francuz popełnia samobójstwo? – Strzelając 15 centymetrów powyżej głowy, prosto w swój kompleks wyższości.
Świat, Europa, a zwłaszcza Brytyjczycy dobrze znają słabe punkty Francuzów. Megalomanię i pychę, brak poczucia humoru i pilnowanie jak oka w głowie swoich interesów, oraz dumę z powodu Rewolucji Francuskiej – która, już wiemy, wyrządziła narodom tyleż dobrego, co złego, z przewagą tego drugiego. Stąd takie stwierdzenia, jak to Chiraca, że „Polacy zmarnowali szansę, żeby siedzieć cicho” czy ostatnie sarkastyczne „Polacy chcą nas uczyć dobrych manier” na kanale France24. A w Wielkiej Brytanii sam Chirac doczekał się z tuzina dowcipów, łącznie z następującym: jak się nazywa Francuz, który potrzebuje kamizelkę kuloodporną tylko z tyłu? Jacques Chirac. Chodzi o jego cynizm, „niezatapialność”, w Londynie powiedziałoby się „teflonowy Jacques”. Brytyjczycy, Niemcy, Hiszpanie, Belgowie bez skrępowania żartują sobie z Francuzów, lecz u nas przez wiele lat stosowano, i nadal się stosuje, „pedagogikę wstydu”, aplikowaną nam przez Gazetę Wyborczą czy TVN24. Już prawie uwierzyliśmy, że jesteśmy gorsi, brzydsi i mamy mniej praw - że przypomnę opinię Władysława Bartoszewskiego o Polsce „jeśli panna nie jest piękna, ani posażna, powinna być przynajmniej sympatyczna”. Ta tresura dała smutne rezultaty, obniżona samoocena i wiara w siebie wielu Polaków.
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/312218-fork-gate-czyli-wyboje-dyplomacji-juz-prawie-uwierzylismy-ze-jestesmy-gorsi-brzydsi-i-mamy-mniej-praw