Obecna rosyjska władza, jak wiadomo, demonstruje (jak dalece szczerze – to pytanie wykracza poza ramy tego tekstu) konserwatyzm i religijność. Sokołowski z pokemonami spadł jej jak z nieba, tym bardziej że walczył nie tylko z religią – zaciekle atakował również Putina. Rzeczy zaczęły się więc dziać błyskawicznie. Prokuratura założyła sprawę karną, i dwudziestodwulatek został aresztowany. Nie za polowanie w cerkwi, tylko za zawartość opublikowanego video, a także niektórych jego poprzednich produkcji z Youtube, uznanych za propagandę ekstremistyczną (w Rosji to pojęcie bardzo rozciągliwe). A także za obrazę uczuć osób wierzących.
Po czym nastąpiły fakty równie charakterystyczne. Oto w obronie Sokołowskiego zaczął na wyścigi występować… kwiat rosyjskiej demokratycznej opozycji. Jej sztandar, działacz antykorupcyjny Aleksiej Nawalny. Eks deputowany Gienadij Gudkow (skądinąd w latach 80. oficer KGB – nie przesłyszeli się Państwo, są i tacy dawni kagebiści, którzy sprzeciwiają się Putinowi). Legenda pierestrojkowego dziennikarstwa Aleksander Niewzorow. A petersburski działacz opozycyjny Arkadij Czapłygin zapragnął wesprzeć Sokołowskiego czynem – zapowiedział, że sam będzie o określonej godzinie łapać pokemony w miejscowej katedrze. Nie udało mu się, bo… źle spojrzał na internetową stronę świątyni, i próbował do niej wejść, kiedy była już zamknięta.
Co charakterystyczne – opozycyjni obrońcy Sokołowskiego zachowywali się tak, jakby nic nie wiedzieli ani o jego uprzedniej działalności, ani o treści wideo, które nakręcił w jekaterynburskiej cerkwi, ani wreszcie o tym, że jest to świątynia specyficzna, zbudowana na miejscu kaźni i ku chwale wymordowanej carskiej rodziny i wybór właśnie jej jako scenerii antyreligijnej prowokacji też o czymś świadczy. Przedstawiali sprawę tak: oto jakiś 22-latek postanowił połapać pokemony w cerkwi, i za to religiancki reżim go prześladuje. Pod wpływem hierarchów Cerkwi, którzy najwyraźniej uważają pokemony za duchową konkurencję dla siebie. A przecież pokemony nie istnieją, więc o co chodzi? Nie, nie żartuję, tak mniej więcej przedstawiał sprawę Nawalny.
Można oczywiście dyskutować, czy zamknięcie Sokołowskiego za kratami nie jest reakcją przesadną. Ale rosyjscy opozycjoniści poszli od razu znacznie dalej. Nie powiedzieli czegoś w stylu: działania Sokołowskiego były w najwyższym stopniu niesmaczne i powinny spotkać się ze sprzeciwem i karą, ale jednak areszt śledczy, a potem prawdopodobny łagier – to za dużo. Nie, oni spontanicznie uczynili z jekaterynburskiego videoblogera swój sztandar. Pośrednio podpisując się w ten sposób pod jego antyreligijną krucjatą.
Wszystko to przypomina oczywiście dawną sprawę Pussy Riot. Tylko że w wersji bardziej hardcore’owej, bo bardziej jednoznacznej. „Puśki” w moskiewskim soborze wykonały bowiem wulgarny miejscami utwór, skierowany jednak przeciw putinowskiemu reżimowi oraz hierarchii Cerkwi – za współpracę tej ostatniej z Putinem. Sokołowski zaś, jak pisałem, generalnie również jest liberalnym, antyputinowskim opozycjonistą, ale jego akcja w świątyni Zbawiciela na Krwi nie miała implikacji wprost politycznych. Jej sens był jednoznacznie i bezdyskusyjnie antyreligijny, o Putinie czy dyktaturze na tym, „pokemonowym” wideo nie mówił nic.
Choć oczywiście cały emocjonalny klimat, w jakim się akcja odbyła, związany jest z sojuszem prawosławnego ołtarza z carskim tronem. Sojuszem, który w coraz większym stopniu przyspiesza ześlizgiwanie się rosyjskiej opozycji na pozycje antyklerykalne, jeśli nie antyreligijne. Choć słowo „ześlizgiwanie się” jest tu o tyle mylące, że tego rodzaju postawa nigdy nie była obca wielu jej liderom i wyznawcom. Co, rzecz jasna, nie sprzyja wzbudzeniu sympatii do opozycji wśród zwykłych Rosjan. Nie tylko tych naprawdę religijnych, ale i tych, którzy żyją zupełnie nie według praw wiary, ale zarazem uważają Cerkiew i prawosławie za podstawę rosyjskości.
Ta historia dzieje się i będzie się działa, może stać się głośna, bo za Sokołowskim ujęła się Amnesty International. Nie sugeruję, byście Państwo obdarzyli swoją sympatią którąkolwiek ze stron. Mojej nie wzbudza na pewno ani ostrzyżony już w jekaterynoburskiej tiurmie na zero kandydat na rosyjskiego Urbana prowokator Sajbabtałow, ani też jego prześladowcy. Warto jednak wiedzieć o tej sprawie. Po to, by – po pierwsze – zastanowić się, czy rzeczywiście jest nam po drodze ze wszystkimi, którzy w Rosji sprzeciwiają się Putinowi. I po drugie – żeby przestać dopatrywać się w rosyjskich konfliktach kontekstów i sensów, znanych nam z okresu polskiej walki o wolność.
Bo tam naprawdę wszystko jest inne.
Najbardziej sensacyjna biografia roku! „Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina” - Krystyna Kurczab Redlich. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Obecna rosyjska władza, jak wiadomo, demonstruje (jak dalece szczerze – to pytanie wykracza poza ramy tego tekstu) konserwatyzm i religijność. Sokołowski z pokemonami spadł jej jak z nieba, tym bardziej że walczył nie tylko z religią – zaciekle atakował również Putina. Rzeczy zaczęły się więc dziać błyskawicznie. Prokuratura założyła sprawę karną, i dwudziestodwulatek został aresztowany. Nie za polowanie w cerkwi, tylko za zawartość opublikowanego video, a także niektórych jego poprzednich produkcji z Youtube, uznanych za propagandę ekstremistyczną (w Rosji to pojęcie bardzo rozciągliwe). A także za obrazę uczuć osób wierzących.
Po czym nastąpiły fakty równie charakterystyczne. Oto w obronie Sokołowskiego zaczął na wyścigi występować… kwiat rosyjskiej demokratycznej opozycji. Jej sztandar, działacz antykorupcyjny Aleksiej Nawalny. Eks deputowany Gienadij Gudkow (skądinąd w latach 80. oficer KGB – nie przesłyszeli się Państwo, są i tacy dawni kagebiści, którzy sprzeciwiają się Putinowi). Legenda pierestrojkowego dziennikarstwa Aleksander Niewzorow. A petersburski działacz opozycyjny Arkadij Czapłygin zapragnął wesprzeć Sokołowskiego czynem – zapowiedział, że sam będzie o określonej godzinie łapać pokemony w miejscowej katedrze. Nie udało mu się, bo… źle spojrzał na internetową stronę świątyni, i próbował do niej wejść, kiedy była już zamknięta.
Co charakterystyczne – opozycyjni obrońcy Sokołowskiego zachowywali się tak, jakby nic nie wiedzieli ani o jego uprzedniej działalności, ani o treści wideo, które nakręcił w jekaterynburskiej cerkwi, ani wreszcie o tym, że jest to świątynia specyficzna, zbudowana na miejscu kaźni i ku chwale wymordowanej carskiej rodziny i wybór właśnie jej jako scenerii antyreligijnej prowokacji też o czymś świadczy. Przedstawiali sprawę tak: oto jakiś 22-latek postanowił połapać pokemony w cerkwi, i za to religiancki reżim go prześladuje. Pod wpływem hierarchów Cerkwi, którzy najwyraźniej uważają pokemony za duchową konkurencję dla siebie. A przecież pokemony nie istnieją, więc o co chodzi? Nie, nie żartuję, tak mniej więcej przedstawiał sprawę Nawalny.
Można oczywiście dyskutować, czy zamknięcie Sokołowskiego za kratami nie jest reakcją przesadną. Ale rosyjscy opozycjoniści poszli od razu znacznie dalej. Nie powiedzieli czegoś w stylu: działania Sokołowskiego były w najwyższym stopniu niesmaczne i powinny spotkać się ze sprzeciwem i karą, ale jednak areszt śledczy, a potem prawdopodobny łagier – to za dużo. Nie, oni spontanicznie uczynili z jekaterynburskiego videoblogera swój sztandar. Pośrednio podpisując się w ten sposób pod jego antyreligijną krucjatą.
Wszystko to przypomina oczywiście dawną sprawę Pussy Riot. Tylko że w wersji bardziej hardcore’owej, bo bardziej jednoznacznej. „Puśki” w moskiewskim soborze wykonały bowiem wulgarny miejscami utwór, skierowany jednak przeciw putinowskiemu reżimowi oraz hierarchii Cerkwi – za współpracę tej ostatniej z Putinem. Sokołowski zaś, jak pisałem, generalnie również jest liberalnym, antyputinowskim opozycjonistą, ale jego akcja w świątyni Zbawiciela na Krwi nie miała implikacji wprost politycznych. Jej sens był jednoznacznie i bezdyskusyjnie antyreligijny, o Putinie czy dyktaturze na tym, „pokemonowym” wideo nie mówił nic.
Choć oczywiście cały emocjonalny klimat, w jakim się akcja odbyła, związany jest z sojuszem prawosławnego ołtarza z carskim tronem. Sojuszem, który w coraz większym stopniu przyspiesza ześlizgiwanie się rosyjskiej opozycji na pozycje antyklerykalne, jeśli nie antyreligijne. Choć słowo „ześlizgiwanie się” jest tu o tyle mylące, że tego rodzaju postawa nigdy nie była obca wielu jej liderom i wyznawcom. Co, rzecz jasna, nie sprzyja wzbudzeniu sympatii do opozycji wśród zwykłych Rosjan. Nie tylko tych naprawdę religijnych, ale i tych, którzy żyją zupełnie nie według praw wiary, ale zarazem uważają Cerkiew i prawosławie za podstawę rosyjskości.
Ta historia dzieje się i będzie się działa, może stać się głośna, bo za Sokołowskim ujęła się Amnesty International. Nie sugeruję, byście Państwo obdarzyli swoją sympatią którąkolwiek ze stron. Mojej nie wzbudza na pewno ani ostrzyżony już w jekaterynoburskiej tiurmie na zero kandydat na rosyjskiego Urbana prowokator Sajbabtałow, ani też jego prześladowcy. Warto jednak wiedzieć o tej sprawie. Po to, by – po pierwsze – zastanowić się, czy rzeczywiście jest nam po drodze ze wszystkimi, którzy w Rosji sprzeciwiają się Putinowi. I po drugie – żeby przestać dopatrywać się w rosyjskich konfliktach kontekstów i sensów, znanych nam z okresu polskiej walki o wolność.
Bo tam naprawdę wszystko jest inne.
Najbardziej sensacyjna biografia roku! „Wowa, Wołodia, Władimir. Tajemnice Rosji Putina” - Krystyna Kurczab Redlich. Książka do kupienia „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/307498-pokemony-na-krwi-czyli-rosja-to-naprawde-nie-polska?strona=2