W Nowym Jorku od ostatniego piątku nie trzeba ani trochę mówić po angielsku, żeby dostać w tym mieście licencję taksówkarza. Ratusz uznał, że wymóg porozumiewania się z pasażerem ogranicza możliwości pracy imigrantom. Tego samego dnia The New York Times oburzył się w artykule redakcyjnym na Francuzów za rzekomą bigoterię.
Chodzi o wprowadzane w kolejnych miejscach zakazy noszenia na plaży „burkini”, skrzyżowania burki z bikini, czyli powłóczystej szaty, która okrywa całe ciało pobożnej muzułmanki w publicznej kąpieli.
Ta gazeta od dawna gra w islamskie multikulti. Kilka lat temu muzułmanie zamierzali wybudować ośrodek kulturalny w okolicy World Trade Center. Ale na sąsiadującą ulicę spadały ciała samobójców skaczących z wieżowców w dniu zamachu 11 września 2001. Co nie przeszkadzało redakcji w energicznym popieraniu projektu. Sprawa była głośna na całe Stany. Ogromna większość Amerykanów była temu przeciwna. Uważali, że byłby to zamierzony lub nie - triumf wrogów nad Ameryką. Ale The New York Times twierdził, że to wyraz rasowych uprzedzeń ciemnych Amerykanów.
A teraz NYT wydziwia nad Francuzami, że najpierw zakazali pełnych zasłon twarzy, a w szkołach szali na głowę oraz wprowadzili reguły długości sukienek. Zdaniem redakcji najnowszy zakaz jest „farsą”. Burmistrzowie uznali burkini za zagrożenie dla porządku publicznego, albo higieny, czy też zagrożenie bezpieczeństwa i moralności. A zwłaszcza podpadło gazecie Cannes, które wydało zakaz jako pierwsze, bo ktoś z władz miejskich powiedział, że takie „ubranie wyraża związek z terrorystycznymi ruchami, jakie wydały nam wojnę”. Przecież to prawda! Rację ma także premier Manuel Vallis, że burkini jest przejawem zniewolenia kobiet, nie pasuje do wartości Francji i naród musi się bronić.
Jednak zdaniem NY Timesa to histeria, która marginalizuje francuskich muzułmanów, gdy rośnie w siłę „islamofobiczna prawica” z powodu serii zamachów terrorystycznych. I dopatruje się ciemniejszej strony sprawy: Francuscy politycy głoszą „paternalistyczny” obowiązek republiki wybawienia muzułmanek z niewoli dyktując, co mają nosić. Gazeta nie zauważa, że dyktat stosują muzułmańscy mężczyźni. To oni narzucają, w co kobiety mają się ubierać, aby nie wystawiać ich na grzeszne pokusy. Problem ujęła ładnie Marie Le Pen. We Francji panuje kult kobiecego ciała, zwłaszcza w Cannes, bo miejsce jest na zawsze związane z Brigitte Bardot i jej reżyserem oraz mężem Rogerem Vadimem. I tak pozostanie. To jest kapitał kulturalny Francji.
cd na następnej stronie
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
W Nowym Jorku od ostatniego piątku nie trzeba ani trochę mówić po angielsku, żeby dostać w tym mieście licencję taksówkarza. Ratusz uznał, że wymóg porozumiewania się z pasażerem ogranicza możliwości pracy imigrantom. Tego samego dnia The New York Times oburzył się w artykule redakcyjnym na Francuzów za rzekomą bigoterię.
Chodzi o wprowadzane w kolejnych miejscach zakazy noszenia na plaży „burkini”, skrzyżowania burki z bikini, czyli powłóczystej szaty, która okrywa całe ciało pobożnej muzułmanki w publicznej kąpieli.
Ta gazeta od dawna gra w islamskie multikulti. Kilka lat temu muzułmanie zamierzali wybudować ośrodek kulturalny w okolicy World Trade Center. Ale na sąsiadującą ulicę spadały ciała samobójców skaczących z wieżowców w dniu zamachu 11 września 2001. Co nie przeszkadzało redakcji w energicznym popieraniu projektu. Sprawa była głośna na całe Stany. Ogromna większość Amerykanów była temu przeciwna. Uważali, że byłby to zamierzony lub nie - triumf wrogów nad Ameryką. Ale The New York Times twierdził, że to wyraz rasowych uprzedzeń ciemnych Amerykanów.
A teraz NYT wydziwia nad Francuzami, że najpierw zakazali pełnych zasłon twarzy, a w szkołach szali na głowę oraz wprowadzili reguły długości sukienek. Zdaniem redakcji najnowszy zakaz jest „farsą”. Burmistrzowie uznali burkini za zagrożenie dla porządku publicznego, albo higieny, czy też zagrożenie bezpieczeństwa i moralności. A zwłaszcza podpadło gazecie Cannes, które wydało zakaz jako pierwsze, bo ktoś z władz miejskich powiedział, że takie „ubranie wyraża związek z terrorystycznymi ruchami, jakie wydały nam wojnę”. Przecież to prawda! Rację ma także premier Manuel Vallis, że burkini jest przejawem zniewolenia kobiet, nie pasuje do wartości Francji i naród musi się bronić.
Jednak zdaniem NY Timesa to histeria, która marginalizuje francuskich muzułmanów, gdy rośnie w siłę „islamofobiczna prawica” z powodu serii zamachów terrorystycznych. I dopatruje się ciemniejszej strony sprawy: Francuscy politycy głoszą „paternalistyczny” obowiązek republiki wybawienia muzułmanek z niewoli dyktując, co mają nosić. Gazeta nie zauważa, że dyktat stosują muzułmańscy mężczyźni. To oni narzucają, w co kobiety mają się ubierać, aby nie wystawiać ich na grzeszne pokusy. Problem ujęła ładnie Marie Le Pen. We Francji panuje kult kobiecego ciała, zwłaszcza w Cannes, bo miejsce jest na zawsze związane z Brigitte Bardot i jej reżyserem oraz mężem Rogerem Vadimem. I tak pozostanie. To jest kapitał kulturalny Francji.
cd na następnej stronie
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/305511-taxi-i-burkini-czyli-multikulti-w-wydaniu-the-new-york-timesa