Na wyspach jest zakotwiczonych ponad 2,5 tys. niemieckich firm, zaś w RFN działa 3 tys. brytyjskich przedsiębiorstw.
Rosyjski rynek, który mógłby zrekompensować Niemcom ewentualne straty stoi dla nich otworem. Co zrobią Niemcy? Jak zwykle, zgodnie z wykładnią Realpolitik, grają na kilku fortepianach, z podziałem na role dobrego i złego policjanta. Kto jest dobry, a kto zły, zależy od punktu widzenia. Szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier jest np. postrzegany w Rosji jako jej „uboczny minister spraw zagranicznych”. Ten współtwórca w gabinecie Schrödera „niemiecko-rosyjskiego partnerstwa strategicznego” uchodzi na Kremlu za największego sprzymierzeńca w RFN. Nie bez racji, wziąwszy pod uwagę jego wypowiedź o „wymachiwaniu szabelką” przez NATO na ćwiczeniach w Polsce i sugerowanie rozpoczęcia procesu odprężenia w relacjach z krajem Putina.
Minister finansów Wolfgang Schäuble nie kokietuje Rosji, jest natomiast „złym policjantem“ dla Brytyjczyków. Jeszcze podczas kryzysu euro kwitował postawę Londynu, która nie pokrywała się z niemiecką: „Nikt was w unii nie trzyma…!”. Dziś wyraża ubolewanie z powodu „Brexitu”, ale nie wierzy w jego odwracalność i podkreśla, że nie należy dawać brytyjskim odszczepieńcom alternatywnych przywilejów dla pełnego członkostwa w UE. Niemcy obawiają się, że ustępstwa mogłyby być złym przykładem i sprowokować żądania innych państw wspólnoty.
Natenczas Berlin stawia na podtrzymanie swej silnej pozycji w ściślejszym związku z Francją i Włochami. Kanclerz Merkel, prezydent Francois Hollande i premier Matteo Renzi uzgodnili m.in, że „nie będzie żadnych nieformalnych rozmów z Wielką Brytanią”. Aby uspokoić niekorzystne nastroje po zainicjowanej nad Szprewą bez niczyjego upoważnienia naradzie tej trójki z krajami Beneluksu na doczepkę, minister Schäuble komentuje, iż nie chodzi o jakieś jądro Europy: „nie mówimy o eurostrefie lecz o unii 27 państw”. Kto chce, niech wierzy. Niemcy otwierają sobie kilka furtek i wybiorą tę, która będzie prowadziła do największych dla nich korzyści. Kanclerz Merkel stara się być tą „dobrą policjantką”, która proponuje kawę i łagodzi wypowiedzi swych ministrów – tak, jakby była to ich samowola… Że powtórzę jeszcze raz, kto chce, niech wierzy.
Zorganizowany naprędce triumwirat Berlina-Paryża i Rzymu opiera się jednak na glinianych nogach. Ani targana wewnętrznymi problemami Francja, ani Włochy nie będą w stanie i nie zechcą na dłuższą metę podporządkować się niemieckiemu „Ordnungowi”, co de facto było wyraźnie widoczne nie tylko w ich utarczkach na marginesie eurokryzysu sprzed paru lat. Niemcy stoją więc przed wielkim dylematem: co dalej, a przede wszystkim, z kim?
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Na wyspach jest zakotwiczonych ponad 2,5 tys. niemieckich firm, zaś w RFN działa 3 tys. brytyjskich przedsiębiorstw.
Rosyjski rynek, który mógłby zrekompensować Niemcom ewentualne straty stoi dla nich otworem. Co zrobią Niemcy? Jak zwykle, zgodnie z wykładnią Realpolitik, grają na kilku fortepianach, z podziałem na role dobrego i złego policjanta. Kto jest dobry, a kto zły, zależy od punktu widzenia. Szef dyplomacji Frank-Walter Steinmeier jest np. postrzegany w Rosji jako jej „uboczny minister spraw zagranicznych”. Ten współtwórca w gabinecie Schrödera „niemiecko-rosyjskiego partnerstwa strategicznego” uchodzi na Kremlu za największego sprzymierzeńca w RFN. Nie bez racji, wziąwszy pod uwagę jego wypowiedź o „wymachiwaniu szabelką” przez NATO na ćwiczeniach w Polsce i sugerowanie rozpoczęcia procesu odprężenia w relacjach z krajem Putina.
Minister finansów Wolfgang Schäuble nie kokietuje Rosji, jest natomiast „złym policjantem“ dla Brytyjczyków. Jeszcze podczas kryzysu euro kwitował postawę Londynu, która nie pokrywała się z niemiecką: „Nikt was w unii nie trzyma…!”. Dziś wyraża ubolewanie z powodu „Brexitu”, ale nie wierzy w jego odwracalność i podkreśla, że nie należy dawać brytyjskim odszczepieńcom alternatywnych przywilejów dla pełnego członkostwa w UE. Niemcy obawiają się, że ustępstwa mogłyby być złym przykładem i sprowokować żądania innych państw wspólnoty.
Natenczas Berlin stawia na podtrzymanie swej silnej pozycji w ściślejszym związku z Francją i Włochami. Kanclerz Merkel, prezydent Francois Hollande i premier Matteo Renzi uzgodnili m.in, że „nie będzie żadnych nieformalnych rozmów z Wielką Brytanią”. Aby uspokoić niekorzystne nastroje po zainicjowanej nad Szprewą bez niczyjego upoważnienia naradzie tej trójki z krajami Beneluksu na doczepkę, minister Schäuble komentuje, iż nie chodzi o jakieś jądro Europy: „nie mówimy o eurostrefie lecz o unii 27 państw”. Kto chce, niech wierzy. Niemcy otwierają sobie kilka furtek i wybiorą tę, która będzie prowadziła do największych dla nich korzyści. Kanclerz Merkel stara się być tą „dobrą policjantką”, która proponuje kawę i łagodzi wypowiedzi swych ministrów – tak, jakby była to ich samowola… Że powtórzę jeszcze raz, kto chce, niech wierzy.
Zorganizowany naprędce triumwirat Berlina-Paryża i Rzymu opiera się jednak na glinianych nogach. Ani targana wewnętrznymi problemami Francja, ani Włochy nie będą w stanie i nie zechcą na dłuższą metę podporządkować się niemieckiemu „Ordnungowi”, co de facto było wyraźnie widoczne nie tylko w ich utarczkach na marginesie eurokryzysu sprzed paru lat. Niemcy stoją więc przed wielkim dylematem: co dalej, a przede wszystkim, z kim?
Dalszy ciąg na następnej stronie ===>
Strona 2 z 3
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/298904-rosyjska-szkola-po-niemiecku-czy-nasi-okazjonalni-podroznicy-z-totalnej-opozycji-do-brukseli-i-berlina-zdaja-sobie-sprawe-z-powagi-sytuacji?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.