Sekretarz generalny NATO: "Atak na jednego członka Sojuszu to atak na cały Sojusz i pociągnie za sobą odpowiedź całego Sojuszu"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET
Fot. PAP/EPA/OLIVIER HOSLET

Dopiero na lipcowym szczycie NATO w Warszawie zapadną ostateczne decyzje, które kraje Sojuszu będą dowodzić czterema wielonarodowymi batalionami w Polsce i krajach bałtyckich - mówi w rozmowie z PAP sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg.

Bataliony będą wielonarodowe, co jest jasnym sygnałem, że atak na jednego członka Sojuszu to atak na cały Sojusz i pociągnie za sobą odpowiedź całego Sojuszu

— mówi szef NATO. Potwierdza, że Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Niemcy są gotowe, by dowodzić trzema z czterech planowanych batalionów. Na decyzje w sprawie kraju dowodzącego czwartym trzeba będzie poczekać najpewniej do lipcowego szczytu.

Jestem całkowicie przekonany, że na szczycie w Warszawie zapadną decyzje w sprawie czterech batalionów i tego, które kraje będą nimi dowodzić

— dodaje Stoltenberg.

Mówił pan, że warszawski szczyt NATO będzie jednym z najważniejszych w historii Sojuszu. A jednak decyzje, które NATO podejmie, zostały wymuszone przez bardzo skomplikowaną sytuację bezpieczeństwa. Czy patrząc na wszystkie wyzwania i zagrożenia, nie obawia się pan, że zmierzamy ku nowej zimnej, a może i gorącej wojnie?

Jens Stoltenberg: Żyjemy w świecie, który jest bardziej niebezpieczny, bo sytuacja w naszym otoczeniu tak bardzo się zmieniła. Widzimy chaos, przemoc i terror na południu, na Bliskim Wschodzie i w Afryce. Ale widzimy też bardziej asertywną Rosję, która znacznie wzmacnia się militarne i użyła siły, by zastraszyć sąsiadów, oraz dokonała nielegalnej aneksji Krymu. To wszystko fundamentalnie zmieniło sytuację bezpieczeństwa w naszym otoczeniu. To też powód, dla którego nasz szczyt w lipcu będzie tak ważny. Zapadną tam decyzje, jak mamy nadal dostosowywać się, jak reagować na tę nową sytuację.

I jak zapobiec nowemu konfliktowi?

Podjęliśmy decyzję o wzmocnieniu naszej kolektywnej obrony, ale nie dlatego, że chcemy sprowokować nowy konflikt, ale by mu zapobiec. Powodem, dla którego NATO musi pozostać silne i zdolne do wiarygodnego odstraszania, nie jest chęć prowadzenia wojny, ale świadomość, że odstraszanie jest najlepszą drogą, by jej zapobiec.

Jestem zresztą pod wrażeniem tego, jak szybko NATO było w stanie odpowiedzieć i przystosować swoje zdolności obronne do rzeczywistości. Gdy zmienia się świat, NATO też się zmienia. Dokonaliśmy tego poprzez najpoważniejsze od końca zimnej wojny wzmocnienie kolektywnej obrony: poprzez większą obecność we wschodniej części Sojuszu, ale także większą zdolność do umocnienia się w razie potrzeby.

Czy te wszystkie działania wystarczą, by stawić czoło wyzwaniom, by odstraszyć Rosję? Dlaczego mówimy o trwałej obecności na wschodniej flance, a nie o stałej obecności czy bazach NATO?

Ważne jest, że robimy wiele rzeczy jednocześnie. Bataliony, które planujemy rozmieścić na zasadzie rotacji w krajach bałtyckich i w Polsce, są oczywiście jednym z elementów naszej reakcji. Bataliony będą wielonarodowe, co jest jasnym sygnałem, że atak na jednego członka Sojuszu to atak na cały Sojusz i pociągnie za sobą odpowiedź całego Sojuszu. Bataliony będą mogły reagować razem z siłami narodowymi na mniejsze akty agresji, na zagrożenie hybrydowe. W razie potrzeby ułatwią wzmocnienie obecności NATO. Bataliony będą zatem odgrywać ważną rolę na wiele sposobów. Dodatkowo potroiliśmy np. liczebność Sił Odpowiedzi NATO; 40 tysięcy żołnierzy jest w stanie wysokiej gotowości, zdolnych do przemieszczenia się. Postanowiliśmy też rozmieścić więcej sprzętu i zaopatrzenia we wschodniej części Sojuszu.

Wobec Rosji obraliśmy dwutorowe podejście, polegające na odstraszaniu i obronie, ale także na dialogu. Rosja jest naszym największym sąsiadem i nim pozostanie. Musimy mieć relacje i żyć z Rosją jako sąsiadem. Przynajmniej musimy być w stanie tak kierować tymi relacjami, by unikać incydentów i niebezpiecznych sytuacji. Ale powinniśmy nadal dążyć do bardziej konstruktywnych stosunków z Rosją, polegających na współpracy. W naszym interesie byłaby odbudowa takich stosunków z Rosją - oczywiście będzie to zależeć od jej zachowania.

Wiemy już, że będą cztery bataliony w czterech krajach na wschodniej flance. Ale nadal nie są znane wszystkie kraje dowodzące tymi batalionami. Czy w NATO trochę nie brakuje solidarności?

Przez kilka dekad NATO udowodniło, że jesteśmy zjednoczeni i solidarni. Różne kraje Sojuszu wysyłają swoich żołnierzy, którzy wzmacniają obecność NATO w krajach bałtyckich oraz w Polsce, ale także wysyłają siły na podstawie dwustronnych uzgodnień. Robimy bardzo dużo, by wzmocnić naszą zdolność do odstraszania i obrony.

Ostateczne decyzje w sprawie batalionów zapadną na szczycie w Warszawie. Tak że potem pozostaną szczegóły, które będziemy musieli uzgodnić zanim bataliony zostaną rozmieszczone w 2017 r. Ale już zadeklarowaliśmy, że chcemy mieć wzmocnioną wysuniętą obecność w Polsce i trzech krajach bałtyckich. Nasi planiści wojskowi uznali, że powinna to być obecność wyrażona w batalionach i wielonarodowa. Oczekuję, że w tym tygodniu ministrowie obrony uzgodnią szczegóły, także co do składu sił. A decyzje zapadną na szczycie. To zwykły proces. Mamy propozycje naszych planistów wojskowych, trochę czasu zajęło nam w gronie 28 państw, by ustalić pewne szczegóły, a dokładnie to, które kraje będą w tym uczestniczyć. Ale jestem całkowicie przekonany, że na szczycie w Warszawie zapadną decyzje w sprawie czterech batalionów i tego, jakie kraje będą nimi dowodzić.

Wiemy już, że USA, Wielka Brytania i Niemcy mają dowodzić trzema batalionami. Dlaczego tak trudno jest znaleźć czwarte państwo ramowe?

Szczyt jest odpowiednią okazją do podejmowania ważnych decyzji. Planowaliśmy, że tak będzie, od chwili, gdy w lutym zapowiedzieliśmy zwiększenie obecności na wschodniej flance. Wiemy już, że Wielka Brytania i Niemcy są gotowe przyjąć rolę państw dowodzących. Wiemy też, że Stany Zjednoczone będą mieć większe siły w Europie i potroją wydatki na wsparcie europejskich sojuszników, aby móc sfinansować więcej ćwiczeń, sił i rozmieszczenia sprzętu. Decyzje zapadają zatem i w kwaterze głównej NATO, i w poszczególnych stolicach. To nie jest problem, że potrzebujemy czasu od lutego 2016 do lipca 2016 na te uzgodnienia i ogłoszenie ostatecznych decyzji na szczycie w Warszawie.

Gdy NATO zrealizuje te plany, prawdopodobnie Rosja jakoś na nie odpowie. Czy wierzy pan, że dialog z Rosją będzie nadal możliwy i czy Akt Stanowiący NATO-Rosja z 1997 r. nadal będzie obowiązywał?

Jestem przekonany, że powinniśmy kontynuować nasze starania o dialog z Rosją. Musimy poradzić sobie z naszymi relacjami z Rosją, szczególnie gdy napięcia są tak silne, jak teraz. Szczególnie wobec zwiększonej aktywności wojskowej wzdłuż naszych granic tym ważniejsze jest to, by w naszych relacjach było więcej przejrzystości i przewidywalności, byśmy mogli unikać incydentów i wypadków. Byliśmy świadkami zestrzelenia rosyjskiego samolotu nad Turcją, niebezpiecznych działań rosyjskich samolotów w pobliżu amerykańskich okrętów i samolotów na Bałtyku. Musimy zrobić wszystko, co możliwe, by uniknąć tego typu incydentów, a jeśli się wydarzą, zapobiec wymknięciu się sytuacji spod kontroli i prawdziwemu niebezpieczeństwu. To jest w naszym wspólnym interesie.

Musimy pamiętać też, że Rosja jest członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ, ważnym graczem na arenie międzynarodowej i czasem odgrywa konstruktywną rolę w międzynarodowych procesach, jak np. w sprawie porozumienia nuklearnego z Iranem i zniszczenia broni chemicznej w Syrii. To wszystko sprawia, że relacje z Rosją są trochę złożone, ale i świat jest złożony. W związku z tym potrzebujemy wieloaspektowego podejścia do Rosji i NATO to właśnie robi.

Czytaj dalej na następnej stronie ===>

12
następna strona »

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych