Śródziemnomorska katastrofa. Włochy będą w najbliższym czasie, obok Grecji, największym bólem Europy [ANALIZA]

Fot. PAP/epa
Fot. PAP/epa

Obiecany przez Brukselę fundusz powierniczy dla Afryki w wysokości 1,8 mld euro nie przekonał przywódców afrykańskich. I trudno im się dziwić. Większość krajów afrykańskich jest zależna od pomocy humanitarnej z Zachodu. Sięga ona w przypadku niektórych z nich nawet 20 proc. PKB. Dzięki pomocy żywnościowej padła większość lokalnych producentów. Kiedyś Ghana produkowała cukier, teraz importuje go z Europy. Fundusze pomocowe służą także jako neokolonialny środek nacisku. Gdy Europie nie podoba się „stan demokracji” w jednym z afrykańskich państw, po prostu wstrzymuje wypłatę środków. Perspektywa kolejnych miliardów pomocy rozwojowej, tym razem wypłaconych pod przymusem powstrzymania imigrantów przed podróżą do Europy, wydaje się więc mało zachęcająca.

Nie ma także szans na kolejne „rozwiązanie tureckie”. Po drugiej stronie Morza Śródziemnego jest Libia, de facto państwo upadłe, której rząd – formalnie uznawany przez Zachód – koczuje od miesięcy w bazie wojskowej w Tobruku i boi się z niej wychylić. Drugi, wspierany przez różnej maści islamskich radykałów, urzęduje w Trypolisie. Wobec groźby kolejnej fali migracyjnej z Libii, mnożą się głosy nawołujące do następnej interwencji zbrojnej w tym kraju. Minister spraw zagranicznych Włoch Paolo Gentiloni dał do zrozumienia, że Włochy wzięłyby w niej udział, gdyby zostały o to poproszone przez rząd jedności narodowej w Libii, który zachodni dyplomaci usiłują obecnie sformować. Biorąc pod uwagę, jak skończyła się pierwsza interwencja, to ryzykowny pomysł. Spowodowałoby to ucieczkę setek tysięcy ludzi do sąsiadujących krajów, prowadząc do ich destabilizacji. Niektóre, jak Tunezja, znalazły się już na celowniku Państwa Islamskiego. Niestety innych pomysłów brak. Nawet wzmożone patrole na Morzu Śródziemnym nie pozwolą wyłowić wszystkich łodzi z imigrantami. A nawet jeśli, to nie ma dokąd odesłać podróżujących nimi imigrantów.

Napływ imigrantów zapewne doprowadzi do politycznych napięć we Włoszech. Niektóre gminy, jak Lecce i Bari w Apulii, są gotowe gościć przybyszy, inne, rządzone przez centroprawicową opozycję, nie. W czerwcu tego roku odbędą się wybory komunalne, które będą sprawdzianem dla rządzącej centrolewicowej Partii Demokratycznej (PD) premiera Matteo Renziego. Jak dotąd PD korzystała na silnej fragmentacji opozycji. Pogłębienie się kryzysu imigracyjnego może doprowadzić do konsolidacji w obozie euroscpetycznym i antyimigracyjnym. A poparcie dla tych ugrupowań rośnie. W ciągu ostatnich dwóch lat skrajnie prawicowa Liga Północna przeszła od 4% do 17% poparcia w sondażach. Jednocześnie poparcie dla partii Renziego spada – oscyluje obecnie w okolicach 25%. Lider Ligi Północnej, Matteo Salvini ogłosił, że tworzy „alternatywną koalicję” wobec rządu, która „nie jest ograniczona do partii prawicowych”.

Mają się w niej odnaleźć wszystkie te ugrupowania, które nie chcą, by Włochy były wielokulturowym społeczeństwem i mają „dość dyktatu Brukseli”. Są to m.in. partia Berlusconiego „Go Italy” oraz „Bracia Włoch” (Fratelli d’Italia). Można powiedzieć, że Salvini wyczuł ducha czasów, bowiem według najnowszych sondaży już tylko 40% Włochów ma zaufanie do UE, a szeroka koalicja rządząca krajem zrodziła się z rozsądku i może przy najmniejszym wstrząsie upaść. Przez dekady Włosi widzieli w Unii Europejskiej symbol gospodarczych możliwości, pokoju oraz „vincolo esterno”, czyli zewnętrzną siłę balansującą „miękkie” włoskie państwo, wyrażone w słabych instytucjach, korupcji oraz budżetowym laissez-faire. Teraz Unia jest postrzegana jako prześladowca.

Rzym domaga się wspólnej polityki azylowej, reformy umowy dublińskiej, oraz powrotu do systemu Schengen. Chce także, by inne europejskie kraje przejęły od niego część uchodźców według systemu relokacji, który, jak się okazało, nie działa i najprawdopodobniej nie będzie także działał w przyszłości. Władze w Rzymie nie ustają jednak w formułowaniu żądań. Zdaniem krytyków ta agresywna postawa doprowadzi na dłuższą metę do izolacji Włoch i uwięzi je na peryferiach Europy.

Dla Unii Włochy stanowią poważną bolączkę także z innych powodów. Sektor bankowy Włoch jest jeszcze bardziej rozdrobniony niż jego scena polityczna. Wiele mniejszych banków jest obciążonych niespłacalnymi kredytami. W ub.r. włoski rząd uratował cztery mniejsze banki oszczędnościowe. Tyle że operację przeprowadzono już zgodnie z nowymi unijnymi regułami, które wymagają, by w stratach partycypowali też właściciele niektórych obligacji. Efekt: pieniądze straciło kilkanaście tysięcy drobnych inwestorów. Nie rozwiązało to jednak szerszego problemu problematycznych kredytów w bilansach instytucji finansowych, które wynoszą ok. 20% wszystkich kredytów. Dla porównania, w Niemczech są to zaledwie 2%, we Francji 4%, a w Hiszpanii 7%. Sprowadza się to do około 350 miliardów euro, albo 17% PKB Włoch. W niektórych przypadkach złe kredyty obejmują nawet alarmujące 40% bilansów w poszczególnych bankach. Sprawy potoczyły się już tak daleko, że Europejski Bank Centralny codziennie monitoruje poziom płynności w Banca Carige i Monte dei Paschi di Siena.

Akcje włoskich banków gwałtownie spadły od początku roku. W przypadku Monte dei Paschi, w którym złe długi stanowią 22% wszystkich kredytów, spadek wyniósł blisko połowę. Konsekwencją tego stanu rzeczy może być kolejny, poważny kryzys finansowy. Unijne prawo pozwala na uruchomienie tzw. złego banku, do którego banki mogłyby przetransferować niespłacane kredyty. Władze w Rzymie doszły w tej sprawie w styczniu do porozumienia z Komisją Europejską. Renzi zezwolił także na fuzję dwóch z największych włoskich banków: Banco Popolare SC i Banca Popolare di Milano. To pozwoli na redukcję złych kredytów w obu instytucjach o 10 mld euro. Jednak proces fuzji będzie trwał długo, bo aż do 2019 r. Nagły upadek włoskich banków miałby bardzo poważne konsekwencje dla Europy, o wiele większe niż dotychczasowe perypetie Grecji. Włochy to ósma co do wielkości gospodarka świata. Możliwość zbiegnięcia się w czasie kryzysu finansowego i kryzysu imigracyjnego wywołuje dużą nerwowość w Rzymie i Brukseli. Potencjał destabilizacyjny takiego scenariusza jest niezaprzeczalny.

Ciąg dalszy na kolejnej stronie

« poprzednia strona
123
następna strona »

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.