Jeśli ktoś zagraża dziś Europie, jej stabilności, dobrobytowi i demokracji, to są to Niemcy, a nie Polska

fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Kiedy niemieccy politycy i media prześcigały się w atakach na nowe polskie władze, oskarżając je o „zamach stanu” i dławienie demokracji, w Berlinie gładko zapomniano o tym, co na początku listopada 2015 r. ujawnił tygodnik „Der Spiegel”. A ujawnił, że niemieckie tajne służby inwigilowały placówki zagraniczne „zaprzyjaźnionych państw”, w tym Polski. Podsłuchiwały też rozmowy prowadzone w obiektach należących do polskiego MSW. Inwigilowano też obiekty należące m.in. do Stanów Zjednoczonych, Austrii, Chorwacji, Danii oraz komunikację elektroniczną większości ambasad państw UE. Szczególnie pikantne było to, że niemiecki wywiad BND szpiegował ówczesną sekretarz stanu Hillary Clinton, łącza amerykańskiego departamentu finansów oraz ambasad USA w Brukseli i przy ONZ w Nowym Jorku. Niemieckie służby inwigilowały też organizacje międzynarodowe i pozarządowe, w tym Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża w Genewie. Przynajmniej od 2009 r. niemiecki wywiad podsłuchiwał najważniejszych polityków Turcji, w końcu sojusznika z NATO. Przy tej okazji w 2013 r. podsłuchano sekretarz stanu USA Johna Kerry’ego, podczas jego podróży na Bliski Wschód. I niemieckie służby nie zniszczyły nagrań z tych podsłuchów, choć mają taki obowiązek, gdy chodzi o polityków sprzymierzonych państw. Wobec tych faktów groteskowo brzmią słowa wypowiedziane przez kanclerz Angelę Merkel w październiku 2013 r. (po ujawnieniu, że USA podsłuchiwały przyjaciół i sojuszników), że „szpiegowanie przyjaciół nie uchodzi”. Jak widać uchodzi, i dotyczy to także Polski, gdzie wywiad niemiecki działa na dużą skalę i zupełnie bezkarnie (pisałem o tym niedawno na naszym portalu).

Plany zaprowadzania niemieckiego porządku w Europie wywołały oczywiste sprzeciwy, bo jednoznacznie kojarzyły się historycznie. Dlatego w październiku 2012 r. Grecy protestowali przeciwko wizycie kanclerz Merkel w Atenach pod hasłami: „Córko Hitlera, won z Grecji!” i „Nie chcemy IV Rzeszy!”. Na ulicach Aten podczas demonstracji pojawiły się wizerunki kanclerz Niemiec w mundurze SS, domalowywano jej wąsy i grzywkę w stylu Hitlera. W Grecji podniesiono kwestie reparacji wojennych, odszkodowań za napaść i okupację kraju przez III Rzeszę Niemiecką i wyliczono je na co najmniej160 mld euro. Gdy niemieckie tabloidy zaczęły wzywać rząd w Atenach do wyprzedaży greckich wysp na poczet długów, niemieccy politycy byli pokazywani w mundurach SS, na zdjęciach i rysunkach nad Bramą Brandenburską znowu powiewała swastyka, wzywano do bojkotu niemieckich towarów i żądano przeprosin ze strony Berlina za przeszłość i teraźniejszość. „Jesteście nam winni 70 mld euro za ruiny, które po was pozostały” – mówił poseł Nikitas Kaklamatis, wcześniej burmistrz Aten. Podobne nastroje Niemcy wywołali swoją polityką we Włoszech. „Nie leżymy już w Europie, lecz w IV Rzeszy pod wodzą cesarzowej Merkel” – w sierpniu 2012 r. pisał redaktor naczelny „Il Giornale”. O „głęboko zakorzenionym w Niemczech pragnieniu hegemonii na kontynencie” – pisały inne włoskie gazety.

« poprzednia strona
123
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.