Jakob Augstein to dziewiąta osoba wśród najwiekszych antysemitów za rok 2012 na liście Centrum Szymona Wiesenthala. Obecnie Augstein obok Martina Schulza to poważny kandydat chicagowskiej Fundacji „Völkischer Beobachter” do Nagrody jaka będzie przyznana w pierwszych dniach kwietnia 2016 roku. Do kapituły Nagrody dołączył właśnie Profesor Marek Jan Chodakiewicz z The Institute of World Politics z siedzibą w Waszyngtonie.
O OSTATNIM TEKŚCIE Jakoba Augsteina CZYTAJ TUTAJ.
Zacznijmy jak w Biblii. Tym razem biblii, ale Adolfa Hitlera. Kim był Rudolf, ojciec Jakoba? Był w Wehrmachcie. Był młody. Wysportowany. Na ulicy witał się z przyjaciółmi wzniesioną w górę dłonią i pozdrowieniem Heil Hitler. Do Polski miał taki sam stosunek jak Stauffenberg. Obaj byli hitlerowcami par excellance. Rudolf z racji swego dobrego wzroku został snajperem. Nie wiem, czy ktokolwiek rozumie, co to znaczyło być snajperem w Wehrmachcie. Otóż tacy jak on strzelali do wron, Żydów, Greków, Polaków. W plecy. Też do tych z zagipsowanymi ustami. To takich jak Kamil Baczyński odstrzelony w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego właśnie przez snajpera z Wehrmachtu.
Führer strzelił sobie w głowę, a inni jak Eichmann, czy Mengele, umknęli do Ameryki Południowej, kiedy dwudziestoletni Rudolf musiał zmagać się z życiem w powojennych Niemczech. Miał jednak szczęście. Jako „anonimowy” żołnierz Wehrmachtu znalazł się w części Niemiec znajdujących się pod kontrolą Amerykanów, którzy rozpoczęli właśnie budowę demokratycznych Niemiec, choć Demokratyczne Niemcy o tejże nazwie istniały już formalnie nosząc nazwę Niemiecka Republika Demokratyczna. Strefa amerykańska różniła się wtedy od rosyjskiej, niczym obecnie Wolna Polska od Komitetu Obrony Demokracji. Ot, semantyka.
Amerykanie potrzebowali młodych Niemców do odbudowania kraju. Był wśród nich Rudolf, ojciec Jakoba. Rudolf natychmiast złapał wiatr w zwoje masztów nad swą głową i śliniąc się wobec amerykańskiej administracji wziął się do roboty. Ale zadbał też o sprawę najważniejszą. Zadbał, żeby w jego papierach nie było wzmianki o tym, że był snajperem. Zmienił status na obserwatora artylerii. To w odniesieniu do przeszłości. Teraz już bez pseudonimu Sokole Oko postarał się, żeby - nastąpiło to znacznie później - zaginęły jego papiery z hitlerowskim szyldem w dokumencie.
Zostawmy go jednak. Niezbyt świętej pamięci Rudolf oddał ducha w roku 2002. Swoje życiowe doświadczenia pozostawił synowi. Nienawiść do Żydów i Polaków była tu pałeczką przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Jakob to resortowe dziecko, chociaż jednak inaczej. A na czym miałaby polegać ta inność? Ano na mamusi Jakoba. Zaledwie Rudolf zamknął oczy, a matka wyjaśniła Jakobowi, że jego biologicznym tatusiem jest inny antysemita, ba, znany pisarz, Martin Walser. O tym, że wstąpił on do NSDAP świat dowiedział się dopiero w roku 2007. A że był w Wehrmachcie? Był. No i co z tego.
Obsługiwał tam działko przeciwlotnicze. Czyli taki cichy bohater Niemiec, bo przecież Anglicy i Amerykanie nic w czasie wojny, tylko te naloty dywanowe.
Koło się zamyka. Nie oczekujcie od ludzi pokroju Jakoba, czegoś innego. Ich mowa była i pozostaje mową nienawiści, co tak dobrze określiło Centrum polskiego Żyda Szymona Wiesenthala, który z pamięci uczynił większy użytek, niż czyni z niej tysiące Polaków. Może jednak lepiej późno, niż wcale.
Jako epilog dołączam film z miejsca urodzenia Rudolfa, ojca Jakoba, film który swego czasu pokazywany był w portalu. Jestem przekonany, że o tym tekście ktoś w rodzaju Tomasza Lisa - choćby nawet nie znał on języka - usłużnie Jakobowi doniesie. Więc może i film obejrzy. Podtytuły w języku angielskim, więc pewnie coś zrozumie, choć i bez podtytułów może da coś Jakobowi do myślenia. Nie samą nienawiścią w końcu Stuhr żyje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/277132-jakob-augstein-to-dziewiata-osoba-wsrod-najwiekszych-antysemitow-za-rok-2012-na-liscie-centrum-szymona-wiesenthala-obecnie-augstein-obok-martina-schulza-to-kandydant-chicagowskiej-fundacji-volkischer-beobachter